Może, a może nie | ROZDZIAŁ 12

374 13 1
                                    

10 lat wcześniej

 - Dawaj! Gazu! - krzyczała na całe gardło Caroline Hunt, siedząca na chwiejącej się ławeczce treningowej - Jeszcze tylko kawałek!

   Nie mogłam złapać oddechu i czułam, że moje płuca zaczynają płonąć żywym ogniem, ale słysząc doping ze strony przyjaciółki - cóż, zagryzłam zęby i zgodnie z poleceniem, dodałam gazu i przyspieszyłam bieg. 

   Trwały eliminacje do słynnego na całą watahę "Księżycowego Wyścigu" w Wilczej Szkółce. Księżycowy Wyścig był przeznaczony dla dorosłych członków stada, ale co roku pozwalano w nim wziąć udział także najlepszemu uczniowi z Wilczej Szkółki, warunkiem było skończenie szesnastu lat i można było startować w eliminacjach, które miały takowego najlepszego ucznia wybrać. Pod wpływem impulsu zgłosiłam się do wzięcia udziału w eliminacjach, korzystając z tego, że dopiero co skończyłam szesnaście lat, i właśnie brałam w nich udział. Biegliśmy po torze treningowym i zasada właściwie była prosta: kto pierwszy skończy sześć okrężeń, ten wygrywa.

   Prawą dłonią otarłam spocone czoło. Czułam, że moje własne włosy próbują mnie sabotażować i zaczynają się do mnie lepić niczym muchy, co zdecydowanie utrudniało ich odgarnianie. Cholera, mogłam po prostu związać włosy. Nieważne: zostało mi już jedynie jedno okrążenie. Mogłam jeszcze chwilę pomęczyć się z tymi przeklętymi włosami.

   Zerknęłam na lewo i zmarszczyłam brwi, niezadowolona z tego, co zobaczyłam. Jeszcze prowadziłam, ale powolutku doganiała mnie Nancy Fisher. No żeby to jeszcze była Katie Vern, albo Mac Thompson...ale nie Perfekcyjna-do-ostatniego-włosa-na-głowie Nancy Fisher!

   Zwróciłam oczy z powrotem na tor i postarałam się przyspieszyć. Na chwilę czarne jak smoła włosy Nancy zniknęły z mojego radaru. Wiedziałam. Nancy nie jest taka znowuż perfekcyjna! Kiedy jednak na moje usta wkradł się nikły uśmiech, dziewczyna z powrotem pojawiła się w moim polu widzenia i spokojnie, jakby w ogóle się tym nie męczyła, od odbicia stopy od podłoża do odbicia stopy od podłoża...minęła mnie i popędziła do przodu.

   Przysięgam, że dałam z siebie wszystko. Narzuciłam sobie tempo biegu na najwyższych obrotach. Odkryłam przy tym, że w ogóle mogę biec tak szybko, bo musiał to być mój rekordowo szybki bieg - a nie byłam wolna, może nie umiałam za dobrze walczyć, ale osiąganie szybkości szło mi całkiem nieźle. Mimo to, nie udało mi się dogonić Nancy Fisher i nim się spostrzegłam, było po zawodach.

   Przegrałam w ostatniej minucie. Już się lisek witał z gąską, a tu nagle wydarzyło się coś takiego. To trochę bolało, nie mogłam powiedzieć, że nie. Praktycznie widziałam dumę rodziców, kiedy mówiłabym im o tym, że startuję w tegorocznym Księżycowym Wyścigu. Teraz musiałam się jednak obejść smakiem i zapomnieć o jakiejkolwiek dumie z ich strony.

   Padłam na czerwony tartan z szybko unoszącą się klatką piersiową i przeklęłam głośno.

- Nie przejmuj się, za rok się uda, zobaczysz - Caroline kucnęła obok mnie i podała mi odkręconą butelkę wody, którą przyjęłam z wdzięcznym uśmiechem i opróżniłam - ku przerażeniu przyjaciółki - w niecałą sekundę, a następnie odrzuciłam na bok.

- Fajnie by było - powiedziałam i złapałam wyciągniętą rękę przyjaciółki, która pomogła mi wstać.

   Uznałyśmy, że idziemy na lody - tak o, na osłodę porażki; ogólnie nastoletniego, ciężkiego, jak wszyscy wiemy, życia. Nic nie mogło poprawić humoru bardziej niż opakowanie czekoladowych lodów. To był lek na wszystkie bóle świata.

   Zmierzając w kierunku garażu, gdzie znajdował się Buick Lucerne rodziców Caroline, magiczne auto, które miało nas zabrać na jeszcze magiczniejsze lody do Panhandle cone&coffee przy zatoce, zauważyłyśmy Nancy, która również wydawała się gdzieś wybierać.

Odrzucona mate | W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz