Deal | ROZDZIAŁ 9

265 15 4
                                    

    Ubrana w czarne, sportowe legginsy i ciemnoszary, oversizowy T-shirt z nadrukiem księżyca w pełni, wytoczyłam się z domu i doczołgałam na plac treningowy. Miałam ochotę umrzeć – nawet wyglądałam, jakbym miała to zaraz zrobić: sińce pod oczyma, zgarbiona postura. Co było powodem takiego stanu? Albo raczej: k t o był powodem takiego stanu? River Wood. Któż inny, jak nie on?

    Kiedy wczoraj wieczorem skończyliśmy przedstawiać stadu plan działania, wraz z Ianem udaliśmy się na górę. Chcieliśmy po prostu iść spać, w końcu mieliśmy ciężki dzień, a na dobry trening potrzebna jest dobra energia. Dobra energia, oczywiście, jest nierozłącznie związana z wysypaniem się. Tego nam jednak nie dano zrobić.

    Mniej więcej pięć minut po zamknięciu drzwi od mojego pokoju, wparowała do niego na powrót moja siostra, zarządzając maraton filmowy. Maraton filmowy – po tym, jak spędziliśmy pół dnia na oglądaniu serialu. Oczywiście, powiedzieliśmy, że jesteśmy zmęczeni i że może innym razem, ale nieważne, jaki argument wysuwaliśmy, Flory nie dało się spławić. Wiedziałam, że to sprawka Rivera.

    Więc tak – stało się dokładnie tak, jak myślicie: wraz z Ianem spędziliśmy całą noc na maratonie filmowym z Florą. Nie było opcji na chociażby chwilowe przyśnięcie, bo telewizor grał strasznie głośno, prawdopodobnie dlatego, że Flora sama miała ochotę się choć chwilę zdrzemnąć i taka głośność pomagała jej zachować trzeźwość umysłu.

    Teraz, dzięki mojemu wspaniałomyślnemu mate (którego miałam zamiar zamordować wzrokiem z zimną krwią, jak tylko przywlecze swój zapchlony tyłek na plac), jedyne o czym marzyłam, to kawa. Duuużo kawy. Najlepiej w każdej możliwej formie: mrożonego frappe, nadzienia w donucie, a może i nawet w polewie do naleśników. To jednak dopiero na śniadaniu, a śniadanie miało być po treningu – wymyślili, że to będzie taka motywacja. Im szybciej skończymy, tym szybciej zjemy. To prawdziwe okrucieństwo, żeby odmawiać wilkołakowi śniadania...

- Kawy...z karmelową polewą...ooo, tak, z karmelową polewą, dokładnie... - bredziłam Ianowi w koszulkę, zupełnie jakbym była małym dzieckiem, któremu nieco za bardzo spadł poziom cukru.

    Chłopak zaśmiał się głośno i serdecznie. Nie wiedziałam, skąd miał tyle energii. To było aż podejrzane. Może wciągał jakieś białe proszki czy co? Kto normalny mógł mieć tyle energii po całej nocy niespania? Rzuciłam mu wnikliwe, przeszywające spojrzenie, próbując rozgryźć tę zagadkę.

- Zaraz zaczniesz się ruszać i na pewno ci się polepszy, słońce – rzucił z uśmiechem, gładząc mnie po plecach – Sport ma dobry wpływ na humor.

    Poderwałam głowę, patrząc na mężczyznę ze zmarszczonymi brwiami mówiącymi: „Ty tak serio?!". Teraz byłam pewna: on po prostu nie był normalny. To nienormalne, żeby uważać, że ruch może w czymkolwiek pomóc. Ciepłe łóżeczko, karmelowa kawa i bułeczka z groszkami czekoladowymi mogą. Sport? Nigdy w życiu. Do tego: jakie, do cholery jasnej, „Słońce"? W tym momencie bardziej przypominałam jakiegoś wampira wyciągniętego z ciemnej trumny wprost na światło dnia, a nie żadne słoneczko.

    Widząc moje oburzenie, starszy dał mi szybkiego buziaka we włosy. Następnie wypuścił mnie z objęć. Na placu znajdowało się już mnóstwo wilkołaków i pora było zaczynać. Właściwie – byli chyba wszyscy. Na pewno Młody Alfa – jego zapach uderzał mnie już od dobrych kilku minut, choć starałam się go ignorować. To nie było łatwe zadanie.

    Ian skierował się na środek placu. Mokra trawa zmoczyła mu tenisówki, ale wydawał się tym nie przejmować. Stanął obok samego Wyatta Wooda, a następnie skinął mu głową, dając znać, że mogą zaczynać trening.

Odrzucona mate | W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz