Nic już nie było takie samo | ROZDZIAŁ 13

479 18 8
                                    

Następnego dnia nic już nie było takie samo.

Miałam budzik nastawiony na piątą rano. Chciałam wziąć prysznic, ubrać się i zakraść do kuchni po jedną (bądź więcej niż jedną, ale tego nigdy w zamyśle nie ma, prawda?) maślaną bułeczkę z groszkami czekoladowymi, w których robieniu specjalizowała się jedna z wilczyc, a następnie skierować się na plac i zacząć trenować wcześniej niż wszyscy inni. Wczoraj mogłam się użalać nad sobą, ale dzisiaj? Dzisiaj nastał nowy dzień i nie obchodziło mnie, co przeżywała wczorajsza Tatum. Dzisiejsza Tatum miała zamiar być inna. Dzisiejsza Tatum MUSIAŁA stać się inna. Koniec z użalaniem się, koniec z postrzeganiem świata i losu w sposób, w jaki je postrzegałam. Żadne „przeznaczenie" nie będzie miało więcej wpływu na moje życie. Wczorajsza Tatum dała się pokonać, bo była za słaba. Prawda była taka, że byłam niezłą łamagą w walce wręcz nie dlatego, że urodziłam się jako beztalencie - nie, to nie był powód. Powodem było to, że zamiast ćwiczyć do upadłego przez ostatnie lata, ja wmawiałam sobie, że muszę rozwijać to, w czym jestem dobra, a nie to, co wymaga poprawy. Koniec z tym. Koniec, koniec, koniec. Miałam jasny cel przed sobą: stać się silną - a proces stawania się silną zaczynał się w tym właśnie momencie i ani sekundy później.

Wyślizgnęłam się z ciasno oplatających mnie ramion Iana. Przyszło mi to z niezłym trudem, bo choć Ian wyglądał niepozornie, miał naprawdę niezły chwyt. Przez chwilę podziwiałam nawet wyraźnie zaznaczone mięśnie jego ramion, ale potem potrząsnęłam głową, przypomniałam sobie o planie na dzisiaj i zabrałam do roboty.

A raczej - miałam zamiar zabrać się do roboty.

Miałam zamiar skierować się w stronę szafy, wyciągnąć z niej coś na ćwiczenia, co jeszcze nie było przepocone, a potem pójść do łazienki. Taki miałam zamiar, przysięgam. Nie wiedząc czemu jednak, jakby nie zależało to w ogóle ode mnie, kierowana jakimś dziwnym, niewyjaśnionym poczuciem niepokoju skierowałam się na dół domu i po chwili już znajdowałam się na podwórku. Potem, dalej nie wiedząc, czemu to robię, ale czując, że muszę...skierowałam się w stronę obrzeży naszej posiadłości.

Nigdy nie spodziewałam się, że znajdę tam coś tak okropnego.

Zaczęło się niewinnie. Kiedy szłam w kierunku obrzeży, przeszły mnie dziwne ciarki. Potem mój wzrok, przyzwyczajając się do porannych ciemności, zauważył podarte ubrania. Nic aż tak dziwnego na terenie wilkołaków, w końcu przy nagłym przeobrażeniu rozdzieraliśmy nasze ubrania na strzępy. Mimo wszystko, było to niepokojące. Czemu nikt nie pozbierał tego wcześniej?

Myślę, że to wszystko uderzyło we mnie dopiero kilka metrów później - kiedy poczułam zapach krwi. Krew ma charakterystyczny zapach. Metaliczny. To właśnie poczułam. Ten okropnie metaliczny zapach. Potem wydał mi się...trujący. Dusił mnie. Sprawił, że nim jeszcze zobaczyłam to, co spodziewałam się zobaczyć, zaczęłam się trząść i zwymiotowałam żółcią na trawę. Nie wiem ile czasu zajęło mi potem dojście do siebie. Nie wiem ile czasu zajęło mi dokładne uświadomienie sobie, że to, co się dzieje, to nie jest żaden zły sen, a rzeczywistość.

Wiem, że kiedy na czworakach podpełzłam przed siebie, zobaczyłam martwą wilczycę z raną postrzałową głowy. Wokół niej było tyle krwi. Wydawała się wsiąkać w ziemię. Sprawiała, że miałam ochotę zwymiotować jeszcze raz.

Co to miało znaczyć? Jak to się w ogóle stało? Nic z tego nie rozumiałam. Byłam przerażona i roztrzęsiona, a w mojej głowie przelatywało naraz milion myśli. Dlaczego ktoś zrobił coś tak okropnego? Coś tak obrzydliwego? I jakim cudem komuś udało się przebrnąć przez naszą straż? Rozchyliłam nozdrza, wciągając zapach - i przypłaciłam to natychmiastową kolejną serią wymiotów. Wstrząsały moim ciałem, paliły mnie od środka, ale wyczułam dzięki temu, że ciało leżało tutaj dłużej niż kilka godzin. To się musiało stać wczoraj, późnym wieczorem. Czemu nikt nie znalazł ciała wilczycy? Czy strażników również zabito?

Odrzucona mate | W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz