Gdzieś daleko, dzwonek i chwila prawdy | ROZDZIAŁ 11

256 14 0
                                    


    Ledwo dobiegłam do domu watahy, usłyszałam głośne – i ewidentnie wkurwione – wycie. Każdy wilkołak z naszego stada wiedział, że należy ono do młodego alfy. Nie powiem, poczułam satysfakcję na myśl, że udało mi się go wyprowadzić z równowagi i nieco utrzeć mu nosa. Choć moja wilczyca była wściekła na myśl, że zrobiłyśmy mu krzywdę. Przez to ta satysfakcja nie była aż tak znowu duża i miałam małe wyrzuty sumienia. Okej, okej. Wcale nie małe. Jednakże, jakbym tego nie chciała, skrzywdzenie mate boli cholernie mocno. Tego się nie robi. Po prostu nie. To nienaturalne. Patrząc jednak na to, jak bardzo on mnie skrzywdził – i że jakoś to przeżył – ja też dam radę z tym uczuciem rozdzierającego się serca.

    Czując, że jeśli zaraz nie schowam się w środku, alfa mnie dogoni i rozszarpie, wpadłam do budynku i skierowałam się do swojego pokoju. Drzwi były zamknięte, a ja drapnęłam w nie łapą, mając nadzieję, że Ian wrócił do pokoju i zaraz mi je otworzy. Moje nadzieje okazały się słuszne, bo po chwili stał w otwartych drzwiach. Z grobową miną, ale stał.

    Pochyliłam łeb, doskonale wiedząc, że przeskrobałam sobie u niego. Nagle zniknęłam, od tak. Nie było mnie nigdzie w domu watahy. Chciałam mu powiedzieć, że to nie moja wina i że właściwie to, hej, zostałam porwana przez zdecydowanie silniejszego od siebie alfę. Nie bardzo wiedziałam jednak czy wspominanie tu o alfie należało do dobrych pomysłów. Chłopak mógłby niepotrzebne martwić się, że coś tam zaszło...bądź wdać się w konflikt z młodym alfą, mimo, że przecież nie lubił konfliktów. Generalnie żadna z tych opcji nie wchodziła w grę. Zamiast więc od razu się przemienić i tłumaczyć dokładnie co zaszło, najpierw poszłam i otarłam się o nogi mężczyzny, próbując pokazać mu tym samym, że jest mi przykro. Nie był wilkołakiem i mógł nie rozumieć takich gestów, ale miałam nadzieję, że mimo to załapie, że chciałam go tym samym przeprosić.

    Kiedy ukucnął przede mną i westchnął głęboko, wiedziałam, że próbuje puścić mi to płazem. Czując się nieco pewniej, zmieniłam się w swoją ludzką postać i złapałam leżący obok koc, otulając się nim. W końcu moje ubrania skończyły poszarpane gdzieś na polanie.

- Wiesz, że martwiłem się o ciebie, prawda? – Ian miał zmęczony głos i bardzo szybko stało się jasne dla mnie, że nerwy wyczerpały go do reszty – Zniknęłaś zaraz po śniadaniu, wracasz po piętnastej...gdzie byłaś, T.?

    Było mi niesamowicie, naprawdę niesamowicie głupio. Ja ćwiczyłam do walki z dziewczyną chłopaka, któremu na mnie nawet tak realnie nie zależało, rozmyślałam o tym, jak to by było, gdyby mu j e d n a k zależało, a co z Ianem? Chłopakiem, który realnie chciał mnie kochać, dbać o mnie i który był gotów wejść na nieznane – a także naprawdę niebezpieczne – dla siebie wody, byleby ratować moją rodzinę? Czy naprawdę byłam aż tak samolubna? Powinnam była wyrwać się Riverowi dużo wcześniej. Wymyślić coś. Jakkolwiek. Oficjalnie: Tatum, jesteś skończoną idiotką.

   Idiotką, która do tego wszystkiego miała zamiar go okłamać. Musiała go okłamać.

- Byłam pobiegać - zaczęłam tłumaczyć, łapiąc jasnowłosego za ręce - Chciałam jakoś rozplątać myśli i straciłam poczucie czasu...kiedy zorientowałam się, że robi się późno, zaczęłam szybko wracać, ale byłam już wtedy na tyle daleko, że chwilę mi to zajęło...Przepraszam, Ian. Spieprzyłam sprawę. Przykro mi. Nie chciałam cię martwić...

   Mężczyzna zacisnął szczękę, ale skinął głową i nim jeszcze skończyłam mówić, przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Przytulił mnie mocno i trzymał tak dłuższą chwilę. Oczywiście, również się do niego przytuliłam. Miałam jednak nieodparte wrażenie, że on w jakiś sposób zdaje sobie sprawę, że nie byłam z nim do końca szczera...i po prostu stara się to zignorować.

Odrzucona mate | W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz