Wyruszyliśmy w drogę do domu watahy dobre piętnaście minut temu i – choć bardzo się tego obawiałam, a moje napięcie rosło wraz z każdą sekundą – nieuchronnie zbliżała się nasza konfrontacja ze stadem. Właściwie im bliżej byliśmy, tym bardziej zaczynał boleć mnie brzuch i tym bardziej rozważałam odwołanie całej akcji. Nie mogłam jej odwołać – tu chodziło o życie i śmierć, dosłownie, choć brzmiało to dosyć groteskowo – ale miło było pomarzyć.
Stresowałam się...cóż, właściwie wszystkim. Reakcją rodziców. Reakcją stada. Oczywiście, najbardziej bałam się, że nie będą chcieli współpracować, zamkną się na tym, że Ian to Łowca i z góry go skreślą, a tym samym wydadzą na siebie wyrok nieuchronnej śmierci. Bałam się jednak również, tak po prostu, tego, co o mnie pomyślą. Szliśmy w historię o byciu mate, więc nie mogli mnie tak po prostu skreślić, bo uczucie, a właściwie decyzja o nim, nie należało do czegoś, co można kontrolować. W sumie, kiedy można je kontrolować? Miłość przecież nie wybiera. Mimo to, czułam, że w oczach niektórych mogę zostać zdrajcą. Dziwnym uczuciem było myśleć, że właściwie to jestem, bo przecież byłam z Ianem – chyba nadal jestem? – i bez więzi mate.
Co do mate – River. Już wcześniej martwiłam się o problemy, które może sprawić. Nie zrozumie przecież, że robię to wszystko dla dobra całego stada, a nie konkretnie żeby zrobić mu na złość...choć nie ukrywam, że po tym wszystkim, co mi zafundował, i zresztą dalej funduje, w postaci bólu i poczucia odrzucenia, trochę mu się należy. Pewnie wpadnie w szał. Już w mieszkaniu Iana pokazał, co może zrobić z nim więź i jak łatwo tak władczemu alfie, jak on, stracić panowanie nad sobą w poczuciu zagrożenia przez innego samca. Byłam jego mate. Wypierał to, ale to musiało go ruszać. Jego natura kazała mu nienawidzić myśli o tym, że inny samiec mógłby mnie dotykać. Tak jak mnie do białej gorączki doprowadzały wszelkie obrazki jego i tej całej królowej liceum – Riley.
Przygryzłam wargę do krwi, chcąc przestać ciągle myśleć o chłopaku. To było okropnie męczące. Czułam się...jakbym walczyła z nałogiem. Jakbym paliła od zawsze i nagle chciała rzucić, a żaden plaster, tabletki czy inne farmakologie mi nie pomagały. To była jak walka z pełnym ogniem, kiedy posiadasz jedynie małą konewkę z wodą. Człowiek szybko się męczył i zaczynał odczuwać poczucie bezsilności. Tak, czułam się bezsilna. Nienawidziłam Rivera. Jednocześnie jednak stanowił on dla mnie poczucie istnienia, jakby był Saturnem, a ja jednym z jego wielu księżycy, nawet nie tym największym, Tytanem, nie, za to jednym z tych małych, nic nie znaczących, a jednocześnie tak skupionych na krążeniu wokół swojej planety.
Powodem nerwów pozostawał też, jakżeby inaczej, mój chłopak-nie-chłopak. Odkąd to wszystko się wydało i zgodził się przystać na mój plan, stał się nienaturalnie cichy. Zazwyczaj był dosyć rozgadany, a prowadząc auto zawsze rzucał ciekawostkami na prawo i lewo. „O, a wiesz, że ten kościół to najstarszy kościół w Sandpoint? Zbudowali go w 1906 roku!". Jak nie rzucał ciekawostkami, to na głos rozważał, gdzie też możemy pójść zjeść coś dobrego. Teraz jednak prowadził w całkowitym milczeniu i martwiło mnie to. Nie wiedziałam czy wynika to z naszej sytuacji, czy może z powodu Łowców. Przeczuwałam, że zarówno z jednego, jak i z drugiego. Coraz bardziej też zaczynałam doceniać to na co się zdecydował. Docierało do mnie, że naprawdę idzie stanąć i narażać samego siebie, żeby być przy mnie i ratować moich bliskich. Moje serce było ciężkie, kiedy o tym myślałam.
Przytłoczona ilością obaw, nerwów i skomplikowanych myśli, nawet nie zauważyłam, kiedy wjechaliśmy na teren posesji. Z zamyślenia wyrwało mnie dopiero ciche warknięcie, niesłyszalne dla Iana, ale dla mnie – jak najbardziej. To patrolujący Wojownik. Obróciłam się i dostrzegłam w krzakach żółte oczy, uważnie mnie obserwujące, podczas gdy samochód jechał dalej. Wiedzieli, że to ja, więc nie zareagowali. Gdyby na teren próbował wjechać sam Ian, zachowaliby się inaczej. Mimo wszystko, sytuacja była napięta. Wilkołaki są bardzo skryte. Nie lubią obcych i zdecydowanie nie lubią niespodzianek w postaci niezapowiedzianych gości.
CZYTASZ
Odrzucona mate | W TRAKCIE
WilkołakiNikt nie pragnął poczuć więzi mate bardziej niż Tatum Edwards. Tatum czekała na nią od zawsze. Kiedy tylko pierwszy raz usłyszała o tym magicznym powiązaniu dusz, wiedziała, że chce czegoś takiego doświadczyć. Patrzyła na zakochanych w sobie rodzicó...