Nakahara przez prawie minutę patrzył się na Odę, jak sroka w gnat.
— Nakahara? — odezwał się Kunikida, by zwrócić na siebie jego uwagę.
— Chuuya — obrócił do niego głowę — Kiedy z kimś piję, jesteśmy na ty, Doppo.
— Aa...Ha... — zamyślił się na parę sekund — Dobrze, Chuuya.
— Dobrze, Doppo. Dobrze, Sa-ku-no-su-ke — przesylabował.
W tym momencie mężczyzna obrócił się w ich stronę.
— Oh, czyżby ktoś mnie dziś dostrzegł? — widocznie się rozpromienił.
— Więc przychodzisz tu codziennie?
Oda pokręcił głową.
— Tylko co piątek, w inne dni nie mam wstępu.
— Aha... Przejebane — stwierdził rudzielec.
Tak oto Chuuya porozmawiał z duchem. Czy to dziwne? Niewątpliwie. Czy takie rzeczy przytrafiają się zwykłym ludziom? Kto wie? Wiadomo tylko, że jedynym powodem, dla którego ta rozmowa była tak spokojna to fakt, że Chuuya właśnie zaczynał piąty kieliszek. Z pewnością nie był w stanie już utrzymać się na nogach, ale rozmowa wciąż znajdowała się w zakresie jego możliwości.
— Dobry wieczór, miło mi poznać — Kunikida mimo chęci zachowania dobrych manier, zaraz po przywitaniu się ziewnął i to wyjątkowo przeciągle.
— Mi również, Oda Sakunosuke — wyciągnął rękę.
— Kunikida Doppo — oparł się o ladę i wyciągnął ramię przed nosem Chuuyi, zahaczając rękawem o pasmo jego włosów.
Kunikida chciał uścisnąć dłoń, jednak ta przecięła powietrze.
— Oh? — zdezorientowany spróbował jeszcze raz, ale skutek był ten sam.
— Ups, zapomniałem o tym.
— Doppo, on przecież nie żyje, co ty robisz? — palnął Nakahara, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Nie żyje?
— No co, no, północ, stary bar, bez ducha się nie obejdzie, nie? Chłopie, kopę lat! — chciał poklepać Odę po plecach, tym razem to ręka Chuuyi przecięła powietrze — Oj nie bądź taki... Nieuchwytny.
— Przepraszam, taka już przypadłość — westchnął.
— Aha... — Kunikida powoli przyswajał fakty. Po pijaku było mu łatwiej pojąć tę całą sytuację. Ba, w pewnej chwili stwierdził nawet, że w sumie, to jest to coś całkiem normalnego.
— Usłyszałem, jak narzekacie na Dazaia — popił swojego niematerialnego drinka.
— Dla zasady — zaśmiał się Nakahara.
— Musi go strasznie swędzieć nos — blondyn popatrzył na towarzyszy, a oni na niego — No bo wiecie, taki zabobon, gdy nos swędzi, to znaczy, że ktoś o tobie mówi...
— Tak, tak, Doppo — poklepał go po plecach bez wyczucia, przez co na białej kamizelce znalazło się kilka kropel wina, co na szczęście przez stan upojenia nie zwróciło uwagi okularnika.
— Dazaiowi mogłoby się zrobić niemiło — wzruszył ramionami — To dobry chłopak. Widzi za dużo i nie potrafi się odnaleźć... Ale ma dobre serce.
— Coś w tym jest... Ale to nie zmienia faktu, że nie przykłada się do pracy.
— Nie przykłada? Dazai widzi więcej. Nie lubi pracy fizycznej nawet, jeśli to miałoby być pisanie na komputerze. Za to nie ma najmniejszego problemu z pracą umysłową. Jak... Ranpo. Pod tym względem są całkiem podobni.
— Znasz Ranpo? — zdziwił się Kuni.
— Powiedzmy, że jestem obserwatorem.
— Podglądaczem — rzucił rudy.
Oda zmarszczył brwi.
— Nie, nie podglądaczem.
Chuuya się zaśmiał.
— A nazywaj to, jak chcesz. To jedno i to samo.
— Jeśli mogę się wtrącić, to zgodzę się z Sakunosuke.
— Dziękuję.
— Ej no, wiesz co? Myślałem, że gramy w jednej drużynie, panie wysoki.
— Skąd ten pomysł, panie niski?
— O ty kurwa — wstał.
— Doppo, uciekaj — ostrzegł Oda, jednak jak się okazało, niepotrzebnie. Nakahara nie zdążył zrobić nawet kroku, a już się przewrócił.
— ... Przepraszam, duchu Sakunosuke, co się robi z pijanymi członkami Portowej Mafii?
Chuuya po uderzeniu w ziemię, zasnął. Po raz kolejny nie zapłacił rachunku za wypity alkohol.
— Można wyrzucić do śmieci, zostawić albo odłożyć na bok... Albo zrobić przysługę i odwieźć do domu.
— Rozumiem, tylko gdzie mieszka?
Oda bez problemu podał adres Nakahary.
— Dziękuję. Odwiozę go.
— Ale nie wracasz autem, prawda?
— Nie, taksówką. Ideały zabraniają jazdy po alkoholu.
— To dobre podejście.
Kunikida po zapłaceniu za siebie, z łatwością podniósł małe ciało rudzielca i przerzucił je sobie przez ramię.
— Miło było poznać, do zobaczenia.
— Żegnaj, pozdrów Dazaia — uśmiechnął się ciepło.
— Pozdrowię — odwzajemnił uśmiech i wyszedł na zewnątrz.
Duch Ody posiedział w barze jeszcze parę minut, po czym rozpłynął się w powietrzu. Nie miał po co tam przebywać. Cisza może chwilami i jest przyjemna, ale na pewno nie, gdy od czterech lat jesteś martwy.
Doppo zamówił taksówkę i pojechał do apartamentu Chuuyi. Poprosił taksówkarza o zaczekanie. Kierowca poprosił o zapłatę za pierwszą część jazdy na wypadek, gdyby Kunikida miał nie wrócić. I słusznie. Gdy okularnik zdołał donieść Chuuyę na jego piętro i wnieść do apartamentu, dziwnym przypadkiem okazało się, że mają bardzo podobne kanapy. Podobne do tego stopnia, że Kunikida pomylił je i położył się zadowolony. Wbrew swoim wszelkim ideałom, zasnął w cudzym domu.
CZYTASZ
Życie można ująć, jako epizod zakłócający spokój nicości
FanfictionKilka długich rozdziałów o życiu naszych ulubionych shipów, kiedy Zbrojna Agencja Detektywistyczna i Mafia Portowa połączyły się w jedność...