GAVI
Widziałem jak Pedri spojrzał się na moje uda w szatni. Mam wielką nadzieje, że nie zauważył ran. Wtedy uznałby mnie za tchórza i nie mielibyśmy o czym rozmawiać. Sama myśl o tym przyprawiała mnie o mocny ból brzucha. Czułem się okropnie, że to robie ale nie mogłem przestać. Uzależniłem się od tego. Uwielbiałem to uczucie. Pomagało mi radzić sobie z trudnymi sytuacjami. Takimi jak ta. Przez naszą „kłótnie" zacząłem to robić częściej i mocniej. Potrafiłem otwierać stare rany tak, aby tylko zobaczyć krew. Uwielbiałem patrzeć jak brudzi moje nogi. Wiedziałem, że robie źle, ale nie mogłem się powstrzymać. Potrzebowałem kogoś, kto odciągnąłby mnie od tego świństwa, ale jeszcze nie ufałem na tyle nikomu żeby sie z tego zwierzyć, więc po raz tysięczny zostałem sam z myślami. Męczył mnie narastający konflikt z moim kumplem. Chciałem porozmawiać z nim, ale czułem sie zbyt dumny żeby to zrobić. Cholerna duma zżerała mnie od środka rwąc moje serce na kawałki i zostawiając mnie na skraju poważnego załamania nerwowego. Miałem nadzieje, że u niego wszystko okej. Błagałem żeby tak było. Wyszedłem na balkon aby ochłonąć. Świeże powietrze powinno jakkolwiek wpłynąć na mój wycieńczony umysł. Oparłem się o barierke i odpaliłem papierosa. Starałem się koncentrować na paleniu ale nie mogłem. Cały czas na głowie miałem Pedriego, co zaczęło mnie wkurwiać. Uderzyłem dłonią mocno o metalową barierke. To był cholerny błąd. Ręka natychmiastowo przybrała w paru miejscach fioletowy kolor i zaczęła piec. Nie mogąc wytrzymać bólu zacząłem dusić się łzami. Jednak pilnowałem żebym nie był za głośno. Nie chciałem przecież żeby ktoś mnie usłyszał. Nie myślałem poprawnie. Postanowiłem zignorować ból. Wyrzuciłem niedokończoną fajkę i wróciłem do środka bo zaczynałem trząść się z zimna. Nieuważnie opatrzyłem ręke i poszedłem spać. Miałem dosyć a spanie było w tym momencie jak nagroda.
***
Obudziłem się 5 minut przed treningiem a oczy okropnie mnie piekły. Bandaż na dłoni był delikatnie czerwony ale nie przejmowałem się jego zmienianiem. Postanowiłem, że dzisiaj zrezygnuje z treningu. Wiedziałem, że to dla mnie jak cios w twarz ale musiałem odpocząć. Od ciągłego wysiłku, od trenera, kolegów z drużyny, a szczególnie jego. Tego ostatniego miałem najbardziej dość. Doprowadził mnie do okropnego stanu i jeszcze nie ma czelności mnie przeprosić pomimo tego, że ja robiłem to milion razy. Cholerny śmieć. Pogrążony w przemyśleniach nawet nie zauważyłem, że dostałem 5 wiadomości. 4 od Ansu i jedną od Pedriego.
Ansu: Będziesz dzisiaj na treningu? Martwimy się, że Cie nie ma... - 10:05
Ansu: Gavi? Żyjesz tam? -10:10
Ansu: Gavi! Cholera jasna, odezwijżesz sie! -10:20
Ansu: Okej. Nie to nie. -10:35
I ta, której najbardziej się obawiałem.
Pedri: Gavi? Wszystko okej? Czemu Cie nie ma? -10:36
Prychnąłem pod nosem. Chciał wzbudzić we mnie poczucie winy. Zachowałem się tak jak on i jedynie wyświetliłem jego wiadomość. Niech się martwi. A do Ansu napisałem, że źle się czuje i nie dam rady się pojawić. Co nie było kłamstwem. Czułem sie cholernie źle z tym, że nie odpisałem. Zachowywałem sie jak nie ja. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Do wieczora byłem sam. Później mieliśmy iść na imprezę związaną za zwycięstwem naszego poprzedniego meczu ale nie byłem pewny czy chce tam być. Brzydziłem się alkoholu a myśl o pijanych kumplach, którzy byli nadmiernie mili przyprawiała mnie o wymioty. Postanowiłem napisać krótką wiadomość do trenera o tym, że nie będzie mnie później i wyłączyłem telefon. Nie chciałem widzieć reakcji Xaviego. Zdołowałbym się jeszcze bardziej, a to byłby mój koniec. Nigdy nie myślałem tak na poważnie o śmierci, ale zawsze miałem ją z tyłu głowy. Myślałem, że gdybym zniknął to nic by sie nie stało. Kiedyś miałem nawet ułożony plan ale zrezygnowałem z tego. Chociaż teraz zaczynałem układać go od nowa. Wspomnieniami wróciłem do moich 17 urodzin. Siedziałem wtedy na podłodze w przebieralni Barcelony a głowe miałem schowaną w dłonie. Cicho szlochałem i miałem ochote zniknąć. Wszyscy cieszyli sie moim szczęściem a ja pragnąłem śmierci. Rozdrapałem sobie rany pozostałe z treningów i podrapałem uda do krwi. Błagałem o ratunek, lecz nikt mi nie pomógł. Tak samo jest teraz. Płacze o pomoc, wysyłam znaki bo jestem na skraju samobójstwa a każdy mnie ignoruje. Pogodziłem się z tym. Dopóki świetnie daje sobie rade na boisku to każdy będzie ignorował moje zdrowie. Dla nich liczą się tylko wyniki, wygrane i trofea. Zacząłem płakać jak dziecko. Nie mogłem sie powstrzymać. Barcelona na mnie źle działa. Wyciska ze mnie ostatnie resztki chęci do życia a w tym samym czasie wymaga ode mnie coraz więcej. Wiele razy myślałem o rezygnacji, ale tym razem myśle o tym na poważnie. Mam ochote z tym skończyć i zniknąć, ale wiem, że nie moge. Poczułem sie żałośnie. Gdybym zniknął bez słowa stałbym sie pośmiewiskiem. Ze łzami w oczach spojrzałem na zapalniczke leżącą pod moimi nogami. Patrzyła na mnie i błagała bym to zrobił, a ja nie protestowałem. Zamknąłem oczy i przyłożyłem ogień do skóry. Brakowało mi tego bólu. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wiedziałem, że jestem najgorszy śmieciem, ale ignorowałem to. Lubiłem czasem być arogancki. Arogancja pomagała mi zapomnieć o wszystkim.
CZYTASZ
My Valentine | Gavi x Pedri
FanfictionGavi od zawsze podkochiwał się w swoim najlepszym przyjacielu Pedrim. Lecz zrozumiał, że naprawde go kocha gdy ujrzał Pedriego w dzień walentynek, po zakończym meczu w objęciach obcej dziewczyny. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Na samą myśl...