PEDRI
„𝘯𝘪𝘦 𝘸𝘪𝘦𝘮 𝘤𝘰 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘨𝘰𝘳𝘴𝘻𝘦, ż𝘺𝘤𝘪𝘦 𝘣𝘦𝘻 𝘤𝘪𝘦𝘣𝘪𝘦, 𝘤𝘻𝘺 𝘮𝘢𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝘰 𝘵𝘺𝘮, ż𝘦 𝘯𝘢𝘥𝘢𝘭 𝘫𝘦𝘴𝘵𝘦ś 𝘮ó𝘫"
Dzisiejsza noc była wyjątkowo piękna. Niebo było przejrzyste i wypełnione gwiazdami. Księżyc był widziany w całej okazałości. W powietrzu było jednak czuć namiastke smutku i desperacji. Nie byłem pewny czy to była moja wina lecz trzymałem sie przy tym, że tak było. Powiedziałem Torremu, żeby przekazał Gaviemu moją informacje i ruszyłem do pięknego ogrodu znajdującego się tuż za budynkiem. Biorąc głęboki wdech pociągnąłem za klamke wielkich, zrobionych z ciemnego drewna drzwi i ruszyłem wzdłuż wyklepanej ścieżki wyłożonej drobnymi kamyczkami. Ręce miałem w kieszeniach a głowe zwróconą w dół. Co jakiś czas spływały mi pojedyńcze łzy, które ścierałem rękawem garnitura. Stresowałem się tym jak jeszcze niczym w życiu. Bałem sie jak młody może zareagować. Nie chciałem być dla niego ciężarem. Zrozumiem jeśli stwierdzi, że nasze drogi powinny sie rozejść. Sam bym tak zrobił. Nie dałbym rady żyć z przekonaniem, że mój najlepszy kumpel jest we mnie zakochany. Szedłem zamyślony przez dłuższą chwile, co jakiś czas spoglądając na gwiazdy. Były piękne i świeciły tak mocno. Przyjąłem to za znak. Znak, że wszystko, niezależnie od rezultatu się powiedzie. Gdy już dotarłem na miejsce przede mną mogłem ujrzeć elegancką altane wykonaną z brzozowego drewna udekorowaną roślinami i światełkami o ciepłym odcieniu. Pod altaną stał stół wykonany z tego samego materiału i dwa krzesła. Obok tego wszystkiego stał drobny, elegancki grill. Wszystko sprawiało atmosfere ciepła i troski. Usiadłem powoli na jednym z krzeseł i zacząłem bawić się rękoma. Z niecierpliwością czekałem aż Gavi będzie chciał sie zjawić. Tak czekając układałem miliony scenariuszy w głowie. Wydawało mi się, że rozpracowałem już każdy możliwy rezultat naszej rozmowy. Czułem, że zaraz dostane kolejnego ataku paniki. I tak sie stało. Nie mogłem wziąć normalnego oddechu, bolała mnie klatka piersiowa, ręce mi się trzęsły a widok przed oczami rozmazywał. Próbowałem sie uspokoić ale wszystkie próby szły na marne. Wiedziałem, że dopóki nie wygadam się kumplowi to mój stan sie nie polepszy. Na skraju omdlenia schowałem głowe w dłoniach i czekałem jak na wyrok. Zanim młodszy sie pojawił miałem wrażenie, że minęły lata, a tak naprawde było to zaledwie 20 minut. Gdy podniosłem powoli głowe i wytarłem łzy ujrzałem Gaviego idącego w moją strone i trzymającego w dłoniach tajemniczy, złoty pakunek. Zastanawiałem się co to mogło być.
- Pedri? Co sie dzieje? - zapytał zaalarmowany brunet i usiadł obok mnie kładąc swoją ręke na moim kolanie.
- Nie wiem. Nie umiem sie uspokoić - mówiłem jak najęty dusząc się łzami.
- Spokojnie, Pedri. Wdech i wydech. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi - mówił powoli i spokojnie obejmując mnie szczelnie.
- Gavi, ja nie dam rady. Nie moge - panikowałem.
- Jejku, Pedri. Nie wiedziałem, że z Tobą jest aż tak źle. Czemu nic nie mówiłeś?
- Bo wiem, że masz swoje problemy. Nie chce być dla Ciebie ciężarem.
- O boże - brunet niedowierzał. Zakrył usta dłonią i spojrzał na mnie zdziwiony - Dla mnie nigdy nie będziesz ciężarem.
- Jesteś pewien?
- Tak. Matko... - nie wiedział co powiedzieć. Głos mu sie łamał i w oczach błyszczały mu łzy.
- Przepraszam, Gavi. Nie powinienem był tak reagować - powiedziałem i natychmiastowo doprowadziłem sie do porządku.
- Co wogóle wywołało w Tobie taką reakcje? To, co chciałeś mi powiedzieć?
- Tak.
- W takim razie słucham. Co masz mi do powiedzenia?
- Co to za pudełko? - zapytałem próbując zmienić temat. Nie czułem się jeszcze na tyle gotowy aby o tym mówić.
- Oh. To nic. Mów.
- Nie powiem dopóki ty mi nie powiesz.
- Okej - westchnął głęboko. Czułem, że nie będzie to przyjemna rozmowa - Pamiętasz jak mówiłem Ci o tej dziewczynie, w której sie zakochałem?
- No tak. I co w związku z tym?
- A pamiętasz ten prezent?
- No tak. Pamiętam jakby to było wczoraj.
- Ten prezent tak naprawde jest dla Ciebie - na co ja wytrzeszczyłem oczy i spojrzałem na niego jak poparzony.
- Słucham? - nie mogłem uwierzyć w to, co słysze.
- To ty jesteś tą koleżanką, w której się zakochałem.
- Poczekaj. Jeszcze raz.
- O matko, Pedri - widocznie sfrustrowany wziął głęboki wdech i zaczął ponownie mówić - Zakochałem się w Tobie.
- Gavi... Ja... Nie wiem co mam powiedzieć...
- Narazie nic nie mów. Pozwól, że się wypowiem - na co tylko kiwnąłem głową patrząc brunetowi głęboko w oczy - czułem to już od dawna. Długo się przygotowywałem żeby Ci to powiedzieć i pomyślałem, że dzisiaj będzie do tego idealna okazja. Uwielbiam Cie, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Jestem taki wdzięczny, że Cie poznałem. Nie ma nikogo lepszego od Ciebie. To ty jesteś dla mnie najważniejszy i nie chce Cie stracić. Mam nadzieje, że nie zostawisz mnie po tym co Ci powiedziałem. Jesteś dla mnie jak lekarstwo. To ty mnie leczysz i dajesz nadzieje na lepsze jutro. Kocham Cie do szaleństwa. Mógłbym zrobić dla Ciebie wszystko. Nawet popełnić samobójstwo. Wszystko, rozumiesz? - i tu zawiesił swój głos oczekując na moją odpowiedź.
- Gavi, bardzo Cie doceniam i też mam tobie coś do powiedzenia.
- Słucham, mów. Błagam.
- Mam podobne uczucia do Ciebie, ale nie jestem ich pewny. Nie chce Cie zranić. Wybacz mi, ale to nie wypali.
- Słucham?
- Poprostu nie jesteśmy sobie pisani Pablo.
- Pedri nie mówisz tego. To tylko żart. Zły sen.
- Mówie to Pablo. Nie pasujemy do siebie.
- Ale jak to? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy chcesz mnie tak poprostu zostawić?
Spojrzeliśmy sobie nawzajem w szkliste oczy.
- Przecież możemy spróbować. Błagam - chłopak wyszeptał przez łzy a ja lekko pogładziłem go po policzku.
- Może w kolejnym życiu, słoneczko - wstałem i skierowałem się w strone restauracji.I tak właśnie nasze drogi oficjalnie się rozeszły.
CZYTASZ
My Valentine | Gavi x Pedri
FanfictionGavi od zawsze podkochiwał się w swoim najlepszym przyjacielu Pedrim. Lecz zrozumiał, że naprawde go kocha gdy ujrzał Pedriego w dzień walentynek, po zakończym meczu w objęciach obcej dziewczyny. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Na samą myśl...