ii. kosekwencje

1.2K 100 82
                                    


Dla Regulusa Blacka ten dzień zdecydowanie nie zaczął się dobrze. Rano wylał mleko podczas robienia śniadania, a kot Evana uznał, że kapcie Rega będą idealną zabawką. Był jeszcze w mieszkaniu i sprzątał po tym bałaganie, kiedy zegar wskazywał, że dawno powinien znaleźć się w Gardenii. Kwiaciarni, której urok go strasznie przytłaczał, a zapach tylu roślin po całym dniu powodował zawroty głowy. Przeklnął pod nosem, kiedy wszedł skarpetką w plamę na podłodze.

— Uspokój się, czym się tak denerwujesz? — w progu kuchni stanął Barty, jeden z jego współlokatorów i najlepszy przyjaciel. Można było powiedzieć, że uratował mu życie po tym, jak rodzice wyrzucili go z domu. Regulus w końcu przyznał się do tego, że jest gejem, ponieważ nie mógł znieść zaplanowanych przez swoją matkę randek z naprawdę miłymi dziewczynami. Nieodpowiednie byłoby granie na ich uczuciach. Miał cichą nadzieję, że rodzice go zaakceptują, ale podświadomie wiedział, że się myli. Ból po tym jak kazali mu się wynieść był nie do zniesienia. Zawsze starał się wypełniać wszystkie ich polecenia i był posłuszny. W tamtym momencie tak bardzo potrzebował nieosiągalnej bliskości rodziców.

Chciał trochę zarobić i znaleźć własne mieszkanie. Wiedział, że przeszkadzał przyjacielowi i Evanowi. Zamieszkiwał salon, a jego rzeczy nie mieściły się w maleńkiej łazience. Mieszkanie nie było przystosowane do potrzeb trzech osób i chociaż był świadomy, że koledzy nigdy się do tego nie przyznają to woleliby, gdyby Regulus już znalazł sobie coś swojego.

— Cholera, zaraz się spóźnię — westchnął i urwał duży kawałek ręcznika papierowego. Drugi mężczyzna zabrał mu go z dłoni i skinął na brudną skarpetkę.

— Ja to ogarnę. Jedź już. Jak Evan będzie szedł do pracy do podrzuci ci coś na śniadanie — miska płatków wyglądała dużo smaczniej niż powinna, po ostatnim posiłku, który jadł wczorajszego przedpołudnia. Jednak właścicielka kwiaciarni miała w zwyczaju sprawdzać pracowników, a była kobietą prawie równie przerażającą co jego matka. 

— Dziękuję, jesteście najlepsi — zarzucił czarny płaszcz i wyszedł, by zdążyć na tramwaj.

Brudna skarpetka nie była najbardziej komfortowa i uznał, że kilka minut opóźnienia byłoby warte jej zmiany. Teraz było za późno, bo siedział już w zatłoczonym pojeździe komunikacji miejskiej, której swoją drogą szczerze nienawidził. Regulus Black w ogóle nie lubił wielu rzeczy. Na szczycie listy klasowała się zimna kawa, sernik z rodzynkami, komedie romantyczne i upierdliwi ludzie. 

Ludzie. Zawsze stanowili dla niego problem. Całą podstawówkę i liceum spędził głównie sam. Miał jedynie Pandorę, która niestety uczęszczała do sąsiedniej szkoły i Dorcas, mieszkającą kilka miast dalej. Barty'iego i Evana poznał dopiero na studiach. Miał problem z okazywaniem uczuć ludziom, na którym mu zależało, a najgorsze było same zawieranie nowych znajomości. Nienawidził związanej z tym niezręczności, a nie potrafił odrazu otworzyć się przed nową osobą. Potrzebował bardzo dużo czasu. Był samotny, ale nauczył się z tym żyć.

Życie w domu rodzinnym pokazało mu jeszcze jak ważne jest ukrywanie tego co czujesz. Matka wbiła mu do głowy, że smutek jest dla słabych i jeżeli miał ochotę się rozpłakać to nigdy nie przy ludziach. Ostatnio zaczął uczęszczać na terapię (oczywiście zmusiła go do tego blondynka) i powoli próbował zrozumieć jak wiele krzywdzących rzeczy wyniósł z domu rodzinnego. Najtrudniejsze było uświadomienie sobie, że rodzice go nie kochali. Możliwe, że czuli jakieś przywiązanie lub potrzebę opieki nad synem, ale z pewnością nie była to miłość. Bardziej liczyli na własne korzyści kiedy młodszy Black dorośnie. To było gorzkie uczucie, ale poczuł również jakby wyszedł z klatki. Klatki pełnej kłamstw. Mógł rozprostować skrzydła i popracować nad sobą. Odnaleźć siebie.

flowers from r.a.b | jegulus [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz