xvii

666 56 56
                                    


— Poważnie spałeś całą noc na tym fotelu? — Regulusa budzi znajomy głos, ale stara się go zignorować i złapać ostatnie momenty snu. Chowa głowę w poduszkę, a James nie może poradzić nic na to, że wygląda bardzo uroczo.

— Nie było już żadnych pokoi? — pyta gdy w końcu się przebudza.

— Nie wiem. To było bez sensu. Dzielimy razem mieszkanie, więc nic się nie stanie jeżeli przez kilka dni będziemy w jednym pokoju — zaskakuje to odrobinę Blacka, ale myśli, że może jeszcze nie wszystko stracone. — James, chciałabym z tobą o czymś — zaczyna, ale przerywa im pukanie.

— Zaraz do tego wrócimy — otwiera i w drzwiach stoi Peter.

— Śniadanie. Musicie się pospieszyć, bo Syriusz i Barty wyjadają najlepsze rzeczy. Robią sobie tym chyba na złość, ale przy okazji nie zostawiają nic reszcie — Reg ma nadzieję, że gdy Peter wyjdzie zdążą jeszcze dokończyć rozmowę, ale chłopak zamiast tego wskazuje głową na wyjście. Czarnowłosy nie ma za dużo do gadania, więc mówi tylko, że szybko się przebierze i razem idą na stołówkę hotelową.

Zostały dwa wolne krzesła przy ich przyjaciołach i James ląduje między Syriuszem i Evanem, a Regulus między Marlene i Pandorą. Rozmawiają głównie o tym co będą robić po zawodach. Dzisiaj już nikt nie stratuje, ale jest kilka występów i nagród od sponsorów. Poza tym przyjeżdża lokalna telewizja z nadzieję nakręcenia wywiadów. Black zawsze unika reporterów.

Po śniadaniu posiadają tylko chwilę czasu zanim będą musieli jechać na lodowisko. Cały dzień nie mają nawet czasu, by zobaczyć się z najbliższymi. Ciągle zaczepiają ich różni przedstawiciele firm sprzętu łyżwiarskiego, trenerzy i sędziowie. Oni sami kilka razy wjeżdżają na lód z innymi parami tylko po to, by zostać obsypanym kwiatkami i pluszakami. Chłopak nigdy nie przepada za tym dniem. Ma dosyć bycia w centrum uwagi. Same programy nie są aż tak złe, bo ludzie zwykle nie mają jak z nim rozmawiać, więc się aż tak nie narzucają.

Późnym wieczorem są w końcu wolni. Marlene proponuje, by poszli na imprezę organizowaną przez hotel. Kierują się tam od razu po zaniesieniu masy prezentów, które dostali dzisiaj Reg i Dora.

Jest raczej spokojnie. Gra cicha, jazzowa muzyka, przy barze siedzi kilku mężczyzna, a stoliki zajmują rodziny. Dziewczyny łapią jeden z największych stołów, by wszyscy mogli usiąść razem. Tym razem współlokatorzy lądują obok siebie.

Wszyscy po kolei odchodzą i wracają do ich miejsca. Niektórzy idą tańczyć, inni się przejść lub zamówić coś do picia. Łyżwiarz jest raczej nieobecny i wydaje się nie zauważać tego co dzieje się wokół niego. A może wcale go to nie obchodzi. Patrzy tylko na jedną osobę, która aktualnie siedzi na wysokim krześle barowym kilka metrów przed nimi i śmieje się z jakąś blondynką. Intencje dziewczyny są raczej oczywiste po tym jak zakłada włosy za ucho i niby przelotnie dotyka dłoni Jamesa gdy śmieje się z jego żartu.

— Hej, wszystko okej? — Lily jako pierwsza zauważa, że coś jest nie tak. — Chcesz się przejść? — proponuje gdy zauważa na kogo patrzy chłopak.

— Tak, proszę — mówi z ulgą. Na dworze jest chłodno, ale i tak czuje się znacznie lepiej gdy nie widzi Pottera i nieznajomej, z którą flirtuje.

Siadają na ławce w ciszy. Oboje wpatrują się w niebo, które jest tej nocy zachmurzone, więc nie widać gwiazd. Ta cisza i chwilowe odcięcie się od tego co dzieje się w środku, wydaje się być dla Regulusa ratunkiem, więc Lily nic nie mówi i pozwala jej trwać.

— Jestem naiwny prawda? — śmieje się, ale brzmi to raczej żałośnie. Rudowłosa uśmiecha się do niego ze współczuciem.

— Wiesz, że to widzą wszyscy oprócz was? — nawet nie jest zdziwiony. — Obiecaj mi, że dzisiaj mu powiesz. Dzisiaj. Nie jutro czy za tydzień. James sam się nie odezwie. Chyba po mnie za bardzo przeraża go odrzucenie — nie wie czy to ton jej głosu czy może sam ma dość, ale zgadza się. Pierwszy raz jest tak bardzo pewny, że to zrobi.

flowers from r.a.b | jegulus [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz