xx

1K 87 96
                                    


Lotnisko jest zatłoczone. Ma naprawdę duże szczęście, że zdążył załapać ten lot. Domyśla się, że James zacząłby go szukać, a ostatnie na co ma ochotę to rozmowa z nim i słuchanie jak stara się w niezręczny, delikatny i niekrzywdzący sposób wyjaśnić mu, że nie odwzajemnia jego uczuć. W rzeczywistości bardzo by to skrzywdziło jego serce. Woli uniknąć konfrontacji zanim nie wyleczy się na tyle, by nie mieć łez w oczach na samą myśl o tym konkretnym poranku.

— Regulus? — słyszy za plecami znajomy głos. Odwraca się i widzi jedną z kuzynek. Dziewczyna podchodzi bliżej. Obok niej stoi z walizkami wysoki mężczyzna i trzyma za dłoń małą dziewczynkę.

— Andromeda — posyła jej zmęczony uśmiech. Brunetka zawsze była dobra w odczytywaniu emocji i jest pewien, że domyśliła się o jego kiepskim samopoczuciu. Nie komentuje tego może z powodu, że ostatnio mieli fatalny kontakt.

— Miałam się do ciebie ostatnio odezwać. Spotkałam się z Narcyzą — cieszy się, że blondynka w końcu skontaktowała się z starszą siostrą. Przypominają mu jego i Syriusza.

— Dobrze, że tak to się dla niej skończyło — naprawdę bardzo się cieszy ze szczęścia kuzynek. Obie ułożyły sobie życia w sposób jaki chciały. Bez ingerencji tej toksycznej rodziny.

— Bella — mówi nagle nieco przybita.

— Bella — odpowiada i wymieniają się smutnymi spojrzeniami. — Dla niej już chyba za późno. Za bardzo na nią wpłynęli — według Regulusa zawsze miała w sobie jakąś dziwną nienawiść jak starsi członkowie rodziny Black. Najbardziej posłusznie wykonywała rozkazy rodziców.

— Przykro mi, że tak skończyła... W każdym razie cieszę się, że odzyskałam chociaż Cyzię. Koniecznie musimy się kiedyś spotkać całą czwórką — Regulus myśli, że byłoby to naprawdę miłe. — Właśnie, poznaj Teda i Nimfadorę — przywołuje rodzinę dłonią.

— To ty ukradłeś nam kuzynkę? — nawiązuje do nocy, w którą dziewczyna uciekła wraz z chłopakiem. Do tej pory podziwia jej odwagę. Mężczyzna śmieje się pod nosem i przytakuje. Zawstydzone dziecko chowa się za nogami taty. Black kuca przed nią i wyciąga z kieszeni karmelowego cukierka. To jego ulubione i zawsze ma kilka przy sobie. Dziewczynka przekonuje się i wyciąga dłoń, by zabrać słodycz.

— Dziękuję — uśmiecha się delikatnie i znów wraca do bezpiecznej kryjówki.

— Gdzie lecisz? — pyta go kuzynka i zmów czuje zaciskający się żołądek. To przypomina mu o powiedzie jego ucieczki.

— Do Paryża. Chciałem trochę odpocząć od pracy — wzrusza ramionami, wymyślając na szybko mało wiarygodną wymówkę. Andromeda nie wydaje się przekonana, ale akceptuje ją. — A wy?

— Robimy sobie małe wakacje w Hiszpanii. Nimfadora ostatnio trochę chorowała i zasłużyła po ciągłych wizytach w szpitalu — kiwa głową ze zrozumieniem.

— Przyślijcie mi pocztówkę. Ja odeślę z Francji.

— Pozdrów od nas Syriusza — dodaje gdy się żegnają. Musieli iść, bo zaraz mają wylot.

Nie dowierza, bo mieszkają w jednym mieście, ale wpadają na siebie w rzadziej odwiedzanym miejscu. Chciałby być obecny w życiu obu kuzynek i zdecydowanie powinien bardziej zadbać o kontakt z nimi. Obiecuje sobie, że sam zorganizuje to spotkanie pomiędzy całą czwórką. Całkiem miło będzie powspominać te trochę zabawniejsze dni w domach rodzinnych, gdy Syriusz głośno wyrażał swoje poglądy na spotkaniach rodzinnych lub jego wielką kłótnię z Bellatriks. Pozostałe dzieci z rodziny nazywały ją „wojną pierworodnych". Radzili sobie jak mogli i nie zawsze było całkiem czarnobiało.

flowers from r.a.b | jegulus [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz