— Pandora, zgubiliśmy nasze dziecko! — powiedział przerażony Regulus. Blondynka gorączkowo przeszukiwała szatnię, a James próbował nie wybuchnąć ze śmiechu.— Najgorsi z nas rodzice — rozłożyła bezradnie ręce. — Jego nigdzie nie ma.
— Zamknij się Potter — te słowa rozbawiły go jeszcze bardziej.
— Dwa pytania — udało mu się wydukać. — Po pierwsze dlaczego macie wspólnego chomika i kto do cholery wpadł na pomysł żeby nazwać go Poduszka?
— Pan Poduszka. Z pewnością jest bardziej poważny niż ty.
— No właśnie widzę — chichotał pod nosem, ale przyłączył się do poszukiwań.
— Jakby nie patrzeć, to co utracimy prędzej, czy później do nas wróci. Chociaż nie zawsze wtedy kiedy tego chcemy — uśmiechnęła się smutno Pandora.
— Dziękuję Dora za pocieszenie ale zabiję tego dzieciaka. Lepiej pilnujcie żebym go nigdy nie spotkał — syknął Black. Byli w centrum łyżwiarstwa Hogwart. Przyjaciółka czarnowłosego miała oddać mu ich wspólne zwierzątko. Zmieniali się w opiece nad nim. Jednak w czasie ich treningu jakieś dziecko bez pozwolenia otworzyło klatkę. Jego matka tłumaczyła, że chłopiec chciał tylko pogłaskać chomika.
— Moja najpiękniejsza, szara kuleczka — Regulus był zrezygnowany, a hokeista robił wszystko żeby nie parsknąć. Rozumiał powagę sytuacji, ale właśnie poznał inną stronę swojego nowego współlokatora, która swoją drogą bardzo mu się spodobała.
— Dorwiemy tego małego gamonia Reggie — szturcha go w ramię.
— Nie dorwiecie — ucina Pandora.
— To nie ma sensu, nie znajdziemy go. Drzwi były otwarte — marudzi Regulus.
— W najlepszym przypadku zaprzyjaźnił się z lokalnymi myszami — spojrzenie dwójki przyjaciół sprawia, że James decyduje się więcej nie odzywać na temat ich chomika z niedorzecznym imieniem.
— W najlepszym przypadku możesz się zamknąć.
— Zbieram się. Widzimy się jutro na treningu — blondynka przytula na pożegnanie Blacka i posyła uśmiech Potterowi.
— Idziemy — mówi do niego niższy chłopak idąc w kierunku jednego z lodowisk ośrodka.
Po kilku ćwiczeniach wymyślonych przez łyżwiarza figurowego James jest wykończony. Nie wysiłkiem, ma kondycję sportowca. Bardziej skupieniem. Regulus co trening zmienniejsza odległość między pachołkami. Robi wszystko co może, ale znowu przewraca przeszkodę.
— Popatrz — mówi zirytowany Black i wykonuje przejazd poprawnie. Na koniec robi figurę, której James nie potrafi nazwać, ale sprawia, że otwiera buzię. Odkrył jak piękne jest to co robi jego nowy kolega. Wcześniej miał raczej negatywne nastawienie do tańca na lodzie.
Wykonując ćwiczenie zauważa srebrny łańcuszek na lodzie. Podnosi go ostrożnie i podjeżdża do chłopaka.
— Twoje? — kiwa głową i wyciąga dłoń. Okularnik ją jednak ignoruje. Właściciel błyskotki unosi brew i zanim się skapnie James szybko znajduje się za nim i zapina biżuterię. Wolno. Zdecydowanie za wolno dla Regulusa, który zapomniał jak się oddycha.
— James? — przełyka ślinę.
— Przeszkadzają mi rękawiczki — szepcze, a niższy chłopak czuje jego oddech na szyi. Wstrzymuje oddech i w momencie kiedy ma się odsunąć robi to Potter. Z niedorzecznie wielkim uśmiechem patrzy na zapięty wisiorek.
— Dzięki — mruczy w odpowiedzi i odjeżdża do pachołków zanim hokeista zauważy rumieńce na jego bladej twarzy. — Kończymy?
- - -
CZYTASZ
flowers from r.a.b | jegulus [korekta]
Fanfictionmodern au gdzie pewien hokeista kupuje kwiaty dla lily evans i przez przypadek odnajduje brata najlepszego przyjaciela