xvi

709 62 69
                                    


Tego dnia w kawiarnii jest raczej spokojnie. Do dobrze dla Jamesa, który chce się zwolnić z pracy wcześniej. Zanim wyjdzie przeprasza koleżankę, z którą tego dnia pracuje chyba sześć razy. Ona nie wydaje się mieć nic przeciwko i z rozbawieniem mówi by już wyszedł. Zanim pójdzie na przystanek wpada mu do głowy pewien pomysł. Przechodzi przez ulicę i wchodzi do kwiaciarni. Dzwoneczek przy drzwiach informuje o nowym kliencie.

— O, James — zza lady uśmiecha się do niego brunetka.

— Cześć Ari. Jak pracuje się samej? — to pierwszy raz gdy dziewczyna nie ma wsparcia Regulusa.

— Radzę sobie. Miałam dzisiaj więcej dużych, terminowych zamówień. Chciałbyś coś kupić? — chłopak z zawstydzeniem kiwa głową. Ona macha by podszedł do lady.

— Mogłabyś skomponować jakiś bukiet. Taki delikatny. Z jakimiś wiosennymi kwiatkami...? Nie wiem, nie znam się — ewidentne jest zakłopotany. — O i jakbyś mogła nie wspominać o tym Regowi — dodaje. Ari unosi brwi.

— Dałeś sobie z nim spokój? — dosłownie otwiera buzię z zaskoczenia. Nie wiedział, że to co czuje jest takie oczywiste i widoczne.

— Nie. Właściwie to dla niego — brunetka kręci głową z rozbawieniem i zaczyna dobierać kwiaty. — Jedziemy zobaczyć go i Dorę na zawodach. Uznałem, że może dobrze będzie wręczyć mu potem jakiś bukiet. Tak się chyba robi? Oglądałem kilka transmisji wczoraj wieczorem.

— Tak, Peter mi mówił. Nie wiem czy takie się daje, ale na pewno zrobi się mu miło. Jakiś konkretny kolor papieru? — wyciąga na ladę kilka propozycji. — Niebieski mi się skończył.

— Ten jasny zielony będzie w porządku.

Dziesięć minut później jest już w tramwaju. Ludzie uśmiechają się na widok chłopaka z bukietem. James zajmuje jedno z siedzących miejsc, bo czeka go jazda na prawie ostatni przystanek. Kiedy w końcu wysiada i idzie w stronę bloku, dzwoni do niego telefon.

— Mamo? — kobieta często do niego telefonuje, ale zazwyczaj wieczorami.

— Cześć kochanie. Jestem w Londynie i średnio odnajduje się w komunikacji miejskiej. Przypomnisz mi jeszcze raz gdzie muszę wysiąść.

— Przyjechałaś do Londynu?

— Tak. Chciałam odwiedzić moje niewdzięczne dziecko — chłopak wie, że żartuje. — O to chyba tu — mówi nagle. Przez chwilę słychać sam szum i w końcu znów głos jego mamy.

— Poczekam na ciebie na ławce przed blokiem — informuje ją i się żegna. W międzyczasie zanosi jeszcze niespodziankę dla przyjaciela do samochodu. 

- - -

Regulus budzi się dużo później niż zazwyczaj. Dzisiejszej nocy wyjeżdżają na zawody. Wszystkim udało się dostać wolne od pracy na przynajmniej trzy dni i jego przyjaciółka zadbała by przedłużyć pobyt w hotelu. Dzisiaj ma dużo rzeczy do zrobienia i po przypomnieniu sobie tego, automatycznie żałuje, że nie spakował się wczoraj. Z jakiegoś pomieszczenia dochodzi go dźwięk spokojnej melodii. W pierwszym momencie się spina, bo James miał od rana pracować. Decyduje jednak, że ktokolwiek słucha Harry'ego Styles'a, nie może być realnym zagrożeniem. W kuchni zastaje kobietę, która smaży jajka i śpiewa pod nosem. Jego pierwszą reakcją jest krzyk, nieznajoma reaguje tym samym.

— O mój Boże — z salonu przybiega James. Cała sytuacja z perspektywy osoby trzeciej wygląda naprawdę zabawnie.

— Kto to jest? I dlaczego nie jesteś w kawiarnii? — pyta go współlokator. Okularnik śmieje się pod nosem.

flowers from r.a.b | jegulus [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz