Mary kieruje samochodem. Najlepiej
radzi sobie na autostradach chociaż jest nerwowym kierowcą. Obok niej siedzi Remus, bardziej przerażony o swój samochód niż życie. Z tyłu znajduje się Peter, zmęczony i zirytowany na Marlene, która zajęła miejsce w środku, chyba tylko po to by mieć łatwiejszy dostęp do wyładowywania swoich nadmiarów energii. Ostatnie miejsce pasażera należy do Lily.— Przyrzekam jeżeli zaraz nie zwolnisz to-
— Ja jestem kierowcą Remus. Nie wtrącaj się, bo cię wysadzę — odpowiada zawzięta Macdonald.
— To dosłownie mój samochód. Jeżeli ktoś może się kogoś z niego pozbyć, to ja ciebie — teatralnym gestem wyrzuca dłonie w powietrze.
— Nieistotne. Muszę się skupić, chcesz żebym spowodowała wypadek? — Lupin dokładnie wie co robi dziewczyna, ale nawet nie zdąża zwrócić na to uwagę, bo Peter odzywa się przed nim.
— Przestań Remus. Mam jeszcze sporo spraw do załatania na tym świecie — blondyn jest przerażony.
— Ja nie wiem kto jej dał kierownicę. Myślałam, że jesteś z nas najmądrzejszy — komentuje Marlene, nachylając się ze swojego siedzenia w przód. — Auć! — Remus uderza ją w ramię, a dziewczyna się wycofuje.
— W zasadzie to była wbrew pozorom najlepsza decyzja. Peter boi się jeździć nawet po wiejskich ulicach, ty nie masz pojęcia o czymś takim jak hamulec, ja i Remus odpadamy na autostradach — odzywa się rudowłosa.
— Dziękuję Lily — przypomina to bardziej burknięcie pod nosem.
Tak mniej więcej mija im cała droga. Zatrzymują się dwa razy na jedzenie, tankują samochód i dzwonią do Alice by zapowiedzieć wizytę. Gdy docierają do miejsca docelowego, na dworze jest już ciemno.
— Jesteście — brunetka wpuszcza ich do środka. Jej mieszkanie jest dużo większe niż to Remusa i Syriusza, ale nie są w Londynie, więc ceny na pewno też są bardziej przystępne. Wygląda naprawdę ładnie, całe urządzone w beżowych odcieniach. Alice zaprowadza ich do do salonu. Blondynka siedzi na kanapie i spogląda na nich nieśmiało.
— Narcyza! — pierwsze witają się z nią Marlene i Lily.
— Domyślasz się chyba z jakiego powodu tu przyjechaliśmy — Lupin nie zwleka. Chce jeszcze dzisiaj dotrzeć do domu Potterów, a droga zajmie im trzy razy więcej czasu niż ta do dziewczyn.
— Tak. Słuchaj, pogadaliśmy sobie z Jamesem na początku imprezy. Wtedy był jeszcze trzeźwy. Potem gdy już wypił, chciałam go przypilnować, więc co jakiś czas na niego zerkałam i z nim rozmawiałam. Przed wyjazdem znalazłam go nad basenem. Wiedziałam, że już pojechaliście, a nie miałam numeru, więc zabrałam go do nas. Nie zauważyłam raczej nic-
— Peter widział go z jakąś dziewczyną — przerywa jej Mary.
— Oj, może to byłam ja. Co konkretnie robili? — zwraca się do chłopaka. Nie chce popsuć przez przypadek przyjacielowi związku.
— Wychodzili razem z łazienki. Obejmował ją — tłumaczy chłopak.
— To raczej nie ja. Czekaj — idzie szybko do jakiegoś pokoju. Remus domyśla się, że do sypialni, bo wraca z bordową sukienką. — Przypominasz sobie jak była ubrana ta dziewczyna? Ja miałam na sobie to — Glizdogon od razu kręci głową.
— Nie, miała zielony top i spódniczkę. Wydaje mi się też, że była raczej blondynką, chociaż nie jestem pewien, bo miała związane włosy — opisuje tyle ile pamięta z wyglądu dziewczyny.
— Blondynka w zielonym komplecie? — powtarza Alice i chwile się nad czymś zastanawia. Po chwili uderza się w czoło. — No tak, to była ta dziewczyna!
CZYTASZ
flowers from r.a.b | jegulus [korekta]
Fanfictionmodern au gdzie pewien hokeista kupuje kwiaty dla lily evans i przez przypadek odnajduje brata najlepszego przyjaciela