Rozdział XL

73 2 18
                                    

Tej nocy zamek zdawał się zasnąć, chociaż mało kto pozwolił sobie na spokojny sen. Jedynie ci, którzy nie mieli już sił by opierać się objęciom Morfeusza lub wypili eliksir Słodkiego Snu, znużeni walką pozwolili zamknąć się swoim oczom. Dla tych, którzy jednak nie zmrużyli powiek, noc ta ciągnęła się w nieskończoność i nie dawała żadnego ukojenia. Do tych ostatnich zaliczała się Crystal. Po tym, jak rozstała się z Tonym, wróciła z powrotem do Skrzydła Szpitalnego, gdzie czekał na nią Syriusz, który szeptał coś do jej mamy. Udało jej się wówczas wyłapać kilka słów, które w nic spójnego się nie składały, chociaż z pewnością tyczyły się jej ojca. Dureń, podziw, idiota, popapraniec... Nie wsłuchała się, bo gdy tylko Syriusz spostrzegł, że wróciła cała zapłakana, trzęsąc się od szlochu, zamilkł i nie zważając na nic przytulił ją mocno. Trzymał ją w ramionach aż do rana, pomstując długo nad głupotą niedojrzałych szczeniaków, aż w końcu sam zasnął na niewygodnym krześle pomiędzy łóżkami, na których leżeli jej rodzice. Ona wypłakiwała sobie oczy do chwili, gdy pierwsze promienie słońca nie pojawiły się na niebie.

Dzień w końcu się jednak zaczął i jakby postanowił, że tym razem nie pozwoli by wszyscy go tak po prostu przegapili. Niczym dwie jutrzenki pojawiły się madame Pomfrey i Altheda. Ta druga, gdy tylko zobaczyła swojego śpiącego męża, westchnęła ciężko i za pomocą magii przetransportowała go do jednego ze szpitalnych łóżek, głośno przewidując, że cały dzień będzie narzekał na ból pleców, nie kryła jednak uśmiechu, który rozpromieniał jej spokojną, a jednak pełną zaangażowania postać. Obie od razu zaczęły sprawdzać, jak czują się ich pacjenci po całonocnej rekonwalescencji. Crystal również nie umknęła przed troskliwymi rękoma pani Black, która zgodnie z obietnicą zmieniła jej opatrunki, stawiając diagnozę, że wszystko wygląda bardzo obiecująco. Nie powiedziała jednak tego przy tym, jak razem z panią Pomfrey ostrożnie zajmowały się jej mamą. Chris miała możliwość uważnego przyjrzenia się ranom mamy, chociaż obie uzdrowicielki, próbowały ją od tego odwieść. I faktycznie nie był to widok łatwy do zniesienia, a każda sekunda, którą poświęciła na wpatrywanie się w rany zadane przez Mortona, uświadomiła jej, że miną długie dni, nim jej mama wstanie z łóżka... Ostatecznie zostawiono ją z informacją, że Maggie wciąż potrzebuje czasu, ale jej stan się nie pogorszył, chociaż czerwone od krwi prześcieradło, było kiepskim potwierdzeniem tych słów.

Potem obudził się jej tata, nieprzytomnie siadając obok Chris i niemal po omacku odnajdując chłodną i nieruchomą dłoń żony. Nie powiedział nic, Remus Lupin był raczej typem człowieka milczącego, ale tym razem Crystal nie zadowoliła się krótkim cmoknięciem w czoło. Chciała by powiedział coś, co podniesie ją na duchu, ale chyba również jemu zabrakło odpowiednich słów. Znów niczym strażnicy trwali przy Meg, czekając na jakikolwiek szczegół, zwiastujący poprawę jej stanu. Trwało to do chwili, gdy burczenie w jej brzuchu było już tak nieznośne, że Altheda zagroziła jej mugolską kroplówką, jeśli ta nie zdecyduje się czegoś od razu zjeść. Ciężkie spojrzenie ojca, zmusiło ją do podjęcia decyzji. Wstała, czując każdą kość i każdy mięsień, obiecała szybko wrócić i przynieść również Remusowi coś do jedzenia, a już z pewnością spory kubek mocnej kawy, a potem opuściła Skrzydło Szpitalne, chociaż robiła to jedynie przez zdrowy rozsądek.

Jednak nawet tak silne zjawisko, jakim jest ów zdrowy rozsądek, nie mogło się równać z tym, co teraz działo się w Hogwarcie. Nie zdążyła przejść nawet jednego korytarza, a już wyczuła Reece'a, który zmierzał w jej stronę. Powiedział, że szedł po nią, bo właśnie działy się ważne rzeczy. Nie zrozumiała dokładnie, co miał na myśli, bo dla niej nie było nic ważniejszego od mamy. Poszła jednak za nim, czując zmęczenie po nieprzespanej nocy. Nie wiedziała nawet czy mówił coś jeszcze do momentu aż wyszli z zamku.

Ważne rzeczy, które się działy miały miejsce w obozowisku wilkołaków, które rozbili nieopodal wejścia do szkoły, ale w wystarczającej odległości od Bijącej Wierzby. Dziwny to był widok, a jeszcze dziwniejsze było to, że patrząc na prowizoryczne namioty i plątaninę koców, nie czuła w tej chwili zupełnie nic. Jakby przez całą tę drogę prowadzącą od łóżka matki aż na błonia, wyzbyła się wszystkich uczuć, by wejść w tę dziwną sytuację z czystą kartą i otwartym umysłem. Wydawało się to być bez sensu, ale później zrozumiała, że to konieczne. Reece przeprowadził ją przez puste obozowisko dalej w stronę boiska do quidditcha, gdzie zebrały się wszystkie wilkołaki z Wilczego Lasu.

Wilczy KryształOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz