Rozdział III

156 11 20
                                    

Obudziła się z delikatnym westchnieniem. Czasami przeklinała w myślach swoje wyczulone zmysły, chociaż na co dzień były wyjątkowo przydatne. Lubiła nawet to, że każdego ranka budził ją choćby najcichszy śpiew ptaków, nieważne jak twardo spała. Wstawała wtedy i razem z pierwszymi promieniami słońca wybierała się na polowanie lub po prostu biegała po lesie. Tym razem jednak obudził ją dźwięk kubka stawianego na stole. Przetarła zaspane i spuchnięte oczy i jęknęła, czując jak bardzo jest obolała i ścierpnięta. Słyszała nad uchem spokojny oddech swojej matki, która drzemała zwinięta w kłębek pod kraciastym kocem. Crystal przełknęła ślinę, czując jak bardzo zaschło jej w gardle. Początkowo była kompletnie zbita z tropu, jednak po chwili wraz z tym jak senny nastrój się ulatniał, wspomnienia minionego dnia wróciły. Wciągnęła powietrze i wstała, czując na sercu ogromny ciężar — wilczy gen. Wyszła na palcach ze swojego pokoju, nie chcąc obudzić mamy, która najwidoczniej czuwała przy niej całą noc i udała się do kuchni, gdzie jej ojciec pił herbatę. Domyśliła się, że to właśnie on ją obudził.

— Cześć, tato — przywitała się zaspanym głosem, przecierając oczy wierzchem dłoni.

— Dzień dobry, Crystal — odpowiedział Remus, wznosząc smętne spojrzenie znad stołu. Usiadła naprzeciw niego i upiła spory łyk herbaty z jego kubka. Właściwie nie była to herbata, a ziołowy wywar autorstwa Maggie o naturalnie gorzkim smaku. Remus i Crystal zawsze dodawali do niego soku z leśnych owoców albo odrobinę miodu dla lepszego, słodszego smaku. Oboje byli amatorami słodkich przysmaków, uwielbiali pałaszować konfitury czy zagryzać mieszankę owocowo-orzechową. Zawsze chowali gdzieś swoje smakołyki i podjadali, gdy Meg nie patrzyła. Remus przyjrzał się uważnie córce, lustrując ją swoim przenikliwymi, miodowymi oczami. Miała czasami wrażenie, że jego spojrzenie, odzwierciedla jej krytyczny osąd wobec samej siebie. W końcu miała dokładnie takie same oczy jak on. Przechyliła głową i wydęła lekko usta, zachęcając ojca do jakiejkolwiek reakcji. Nie chciała zaczynać tej rozmowy. Właściwie to liczyła, że odwlecze ją jeszcze trochę w czasie. Remus uśmiechnął się delikatnie i szczerze, a potem spytał z troską: — Chris, co się wczoraj wydarzyło?

Westchnęła smętnie, kreśląc palcem kółka na blacie stołu. Podejrzewała, że w końcu będzie musiała z kimś o tym porozmawiać i ojciec był chyba najlepszym kandydatem na powiernika jej wewnętrznych rozterek, ale zdecydowanie bardziej podobała jej się możliwość zatrzymania wszystkiego dla siebie. Jednak przenikliwe spojrzenie ojca nie pozwalało jej milczeć.

— Wiesz, takie tam sprawy... przemyślenia... — mruknęła nielogicznie, uciekając spojrzeniem od ojca i przeklęła się w myślach za swój intelektualny popis.

— I wszystko jasne — stwierdził rozbawiony, jednak spojrzał na nią sceptycznie, a Chris wywróciwszy teatralnie oczami, wypowiedziała pierwszą myśl, która pojawiła się nagle w jej głowie:

— Nancy jest w ciąży.

— Proszę... Błagam, nie mów mi, że ty też... — jęknął Remus z autentyczną paniką w oczach, a Crystal roześmiała się wesoło, zaskakując samą siebie. Jak jej tata mógł wpaść na tak abstrakcyjny pomysł?

— Oczywiście, że nie.

— To dobrze — mruknął, garbiąc się bardziej w swoim krześle, jakby sam w myślach zganił się za to, że pomyślał o ciąży córki. — A teraz tak zupełnie szczerze?

Od niechcianej spowiedzi uratowało ją pukanie do drzwi. Odetchnęła w duchu z ulgą i spojrzała na ojca przepraszająco, jakby naprawdę chciała z nim porozmawiać, ale nie mogła sobie na to w tym momencie pozwolić. Remus przyglądał jej się z politowaniem, znając ją aż za dobrze, żeby dać się nabrać na takie numery. Crystal otworzyła drzwi i ujrzała w nich Nancy. Brown jak zawsze była uśmiechnięta, emanowała blaskiem i dobrą energią, a od kiedy Chris dowiedziała się, że koleżanka jest w ciąży, wydawała się jeszcze ładniejsza. Gdy Anna zobaczyła Crystal uśmiechnęła się szerzej — o ile w ogóle to było możliwe, chociaż w jej oczach było widać wyraźną troskę. Lupin nie powstrzymała westchnienia. Najwidoczniej wpadła spod deszczu pod rynnę. Nie chciała, żeby wszyscy się nią tak martwili. Wolała, kiedy myśleli, że jest niezależna, że ze wszystkim sobie radzi i nie ma żadnych problemów.

Wilczy KryształOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz