Rozdział VIII

112 6 16
                                    

Crystal próbowała unormować oddech. Dopiero teraz, gdy siedziała samotnie na końcu stołu należącego do jej domu w pustej sali, zaczęła odczuwać całe zmęczenie i stres towarzyszące jej od początku podróży. Wielka Sala przytłaczała ją swoim ogromem, czuła się taka mała i bezbronna, choć ze wszystkich sił próbowała tego nie okazywać. Starała się do tego stopnia, że zabrakło jej sił by zachwycić się miejscem, w którym się znajdowała, a było ono po prostu niesamowite. Sam rozmiar Wielkiej Sali budził podziw, a dekoracja z setek świec unoszących się nad ziemią dodawała jeszcze więcej mistycznego uroku. Sklepienie odzwierciedlało pogodę, która w danym momencie była za murami zamku, a ten wieczór był wyjątkowo piękny, dzięki czemu Chris mogła szukać ukojenia pod granatowym niebem mieniącym się od blasku gwiazd. Próbowała przyjąć wygodną pozycję, ale jedyna, która by ją usatysfakcjonowała w tej chwili to pozycja leżąca i to najlepiej w ciepłym łóżku. Szturchnęła palcem widelec z bogato zdobioną rączką, a on stuknął w złoty puchar, który zabrzęczał dźwięcznie. Miała wrażenie, że dźwięk poniósł się głośnym echem w pustej sali, a zawtórowało mu nieznośne burczenie brzucha, które przypominało jej, że nie zjadła tego dnia nic oprócz kilku niezbyt pożywnych pasztecików dyniowych w pociągu.

Gdy tylko Tiara Przydziału zdecydowała o tym, że ma dołączyć do domu, w którym był jej ojciec, przez okna gabinetu McGonagall dojrzała w oddali powozy powoli zbliżające się do bram zamku. Crystal była zbyt przejęta tym, co się właśnie wydarzyło, żeby zwrócić na to szczególną uwagę. Nie pamiętała dokładnie słów Tiary, denerwowała ją swoimi dziwnymi pytaniami, na które odpowiadała chyba niezbyt przyjemnie, ale cała złość zniknęła, gdy usłyszała jedno słowo: Gryffindor. Umknęło jej wszystko to, co działo się później, ale nagle wylądowała pod opieką niejakiej Fay Dunbar, nauczycielki transmutacji i opiekunki Gryfonów, czyli również i Crystal. Kobieta odprowadziła ją spod posągu chimery do Wielkiej Sali. Próbowała po drodze wyciągnąć od Chris jak najwięcej informacji na jej temat, a zwłaszcza powód jej opóźnionego przyjazdu, ale dziewczyna zbywała ją odpowiedziami, które tego dnia powtarzała już nazbyt często. W zamian za te skąpe kłamstwa dowiedziała się, że w Gryffindorze są jeszcze cztery uczennice w jej wieku i to właśnie z nimi będzie mieszkać z polecenia dyrektor McGonagall, pokrótce objaśniła jej topografię zamku, żeby nie zgubiła się już za pierwszym zakrętem i przede wszystkim przekazała, że nazajutrz po śniadaniu ma się stawić na rozmowę z panią dyrektor. Potem widząc, że Lupin nie jest za bardzo skora do rozmowy, wskazała jej stół Gryfonów i kazała czekać na rozpoczęcie uczty powitalnej, a sama zniknęła za drzwiami tuż obok stołu, przy którym zapewne zazwyczaj siedzieli nauczyciele. Nie wiedziała, ile przyszło jej czekać. Zatraciła się w marzeniach o długiej kąpieli i łóżku. Szumiało jej nieznośnie w głowie od zbyt wielu impulsów. Drgnęła niespokojnie, gdy otworzyły się drzwi, te same, za którymi zniknęła Dunbar, i do Wielkiej Sali wkroczyło całe grono pedagogiczne, a każdy z nauczycieli mniej lub bardziej dyskretnie przyglądał jej się. Nie chciała okazać słabości, wyprostowała się na swoim miejscu i również zaczęła lustrować ich spojrzeniem. Oprócz McGonagall i Dunbar nie znała nikogo, nie dostrzegła nieznajomej nauczycielki, która przyprowadziła ją do zamku, a to sprawiło, że brak zaufania w stosunku do niej był słuszną reakcją.

Kolejne minuty mijały, a ona z ulgą przyjęła gwar dochodzący z sali wejściowej, który zwiastował nadejście reszty uczniów, a tym samym koniec uciążliwego pojedynku na spojrzenia z gronem pedagogicznym. Mimo zmęczenia serce zabiło jej szybciej. Nie wiedziała, co było gorsze. Pozostanie w Wielkiej Sali sam na sam z nauczycielami czy bliższe spotkanie z pozostałymi uczniami. Wiedziała, że to nieuniknione, musiała się w końcu zmierzyć z ludźmi, z którymi dane będzie jej żyć przez najbliższe miesiące, ale chciała to jeszcze odwlec w czasie. Tłum uczniów wkroczył przez dębowe wrota do Wielkiej Sali, rozpraszając się po całym pomieszczeniu, który wypełnił ogromny gwar, i zajmując miejsca przy wszystkich czterech stołach. Ci, którzy weszli jako pierwsi albo siadali niedaleko Lupin, rzucali jej pytające spojrzenia i szeptali między sobą, ale ona ignorowała ich dzielnie. Cieszyła się z tego, że usiadła na samym skraju, w ten sposób wyeliminowała możliwość, by ktokolwiek usiadł po jej lewej stronie.

Wilczy KryształOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz