Rozdział 15

254 23 22
                                    

Rozdział 15: Wypadki i dobre słowa.

„Rzekłem, że zrosło się z mym sercem twoje,
I jedno mamy dziś serce oboje.
Dwie dusze łączy też jedna przysięga,
Żyje w nich szczerość, fałsz ich nie dosięga”

William Shakespeare „Sen Nocy Letniej”

***

Nic nie było przyjemne gdy czekało się na nowinę o tym czy Twój ojciec żyje czy nie. Ron rozegrał już w głowie mnóstwo scenariuszy i każdy inaczej sie kończył. Był źle nastawiony, ale teraz czuł się samotny. Nie miał nikogo kto by go pocieszył poza Harrym, który był teraz skupiony raczej na czymś innym. Ron mógłby mu nawet z oczy wyczytać, że się o wszystko obwinia. Ron chciał postawić siebie na pierwszym miejscu, ale nie mógł. Ciągle myślał o innych. Teraz na przykład o tym żeby wesprzeć mamę tak dobrze jak mógł.

Syriusz starał się być mocno, ale Ron czuł się lekko poirytowany. Chciał jakichkolwiek wieści. Krzesła na Grimmauld Place były twarde i niewygodne. Ron marzył żeby pójść spać, ale i tak by nie zasnął.

Nie mógł powiedzieć jak bardzo mu ulżyło gdy ich mama wróciła. I gdy położył się spać. Zasnął od razu lekko uspokojony.

— Dobrze spałeś? — zapytał Harry'ego. Brunet tylko przytaknął więc dla Rona było jasne, że Harry nie spał nawet minuty, ale zdecydował się odłożyć tę rozmowę na potem — Muszę napisać to Ophelii. — mruknął speszony łapiąc za pióro i pergamin.

Droga Ophelia.

Musiałem szybciej wyjechać z zamku, bo mój tata miał wypadek. Wszystko w porządku. Widzimy się w zamku po świętach.

Ron.

Nie miał pojęcia czy miał napisać jej więcej. Czuł się trochę dziwnie, bo czuł, że winien jest jej wyjaśnienia. Poza tym na samą myśl o Ophelii serce mu szybciej zabiło i poczuł coś dziwnego w brzuchu. Natychmiast zrobiło mu się głupio i się za zaczerwienił.

— Drugie śniadanie, chłopcy. — powiedziała jego mama wchodząc do ich pokoju. Ron ukrył list za plecami, ale Świnka go dziobnęła w rękę i wyrwała list — Co tam masz?

— Nic takiego. — powiedział Ron mocniej się czerwieniąc.

— Ron, wolałabym żebyś na razie do nikogo nie pisał, nawet jeśli to ktoś ważny, o którym najwyraźniej nie chcesz mi powiedzieć. — powiedziała surowo jego mama.

— To ważne. — wymamrotał.

— Za kilka dni się z tym kimś zobaczysz. — powiedziała. Ron odłożył list do swojego kufra i zszedł na śniadanie.

— Chcesz napisać do Ophelii? — zapytał George cicho.

— Tak, a co?

— Czy mógłbyś mi zrobić przysługę i wraz z listem do Ophelii wysłać mój list do Heather?

— Mama nie chce byśmy wysyłali listy. — powiedział Ron.

— Nie dowie się. — powiedział George — Proszę.

— Okej.

— Dzięki Ronnie. — powiedział George lekko się uśmiechając.

Wizyta w szpitalu skończyła się dość niepokojąco ze względu na Harry'ego. Rona to oczywiście bardzo zmartwiło, ale miał tysiące spraw by się martwić i nie wiedział co powinno go martwić najbardziej. Czuł się bezradny i nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak źle jak w tamtym momencie.

— W porządku, Ronnie? — zapytała Ginny gdy siedzieli w salonie. Ginny pisała jakieś wypracowanie z eliksirów na pergaminie.

— Tak.

— Nigdy ci nie szło kłamanie. — powiedziała Ginny odkładając swoje rzeczy — Co się stało?

— A co cię to obchodzi? — zapytał Ron marszcząc brwi — Mało macie powodów by się ze mnie pośmiać?

— Tak, Ron, bo jedyne co robimy to ukrycie się z ciebie śmiejemy. Przez cały czas! — powiedziała sarkastycznie — Mogę zgadywać co się stało, ale wtedy wiesz, że nie dam ci spokoju przez długi czas.

— Jesteś irytująca. — powiedział Ron — Martwię się o Harry'ego...

— I?

— I o tatę i właściwie o wszystko. — dodał Ron — Jestem beznadziejny w Quidditchu. I tęsknie za...

— O matko!

— Co?

— Wiedziałam, że się w niej zakochałeś! — zawołała Ginny.

— To jedyna rzecz, która wyłapałaś z tego co powiedziałem? — zapytał Ron odwracając się od Ginny by ukryć rumieńce.

— Po prostu się cieszę... ona jest dla ciebie dobra. — powiedziała Ginny — Wiem, że to nie jest dobry moment na cokolwiek i wiem, że się martwisz o Harry'ego i tatę. — dodała — Nie jesteś beznadziejny w Quidditchu, przestań to sobie wmawiać. Bycie słabym, a mieć problem z nerwami to dwie różne sprawy. — powiedziała.

— Ja... okej...

— Przykro mi, że siebie nie doceniasz. — powiedziała łapiąc go za rękę — Ciągle zapominasz, że na pierwszym roku to ty odebrałeś najlepszą partię szachów jaka kiedykolwiek odbyła się w Hogwarcie i uratowałeś mi życie na drugim roku. — powiedziała — I na trzecim roku miałeś złamaną nogę, a i tak nie dałeś skrzywdzić swojego przyjaciela chociaż oni by w życiu mu nie zrobili krzywdy...

— Wtedy tego nie wiedziałem. — powiedział Ron — I to nie ja uratowałem Ci życie tylko Harry...

— Tak, ale nie zostawiłeś mnie tam, a mogłeś.

— Nigdy bym cię tam nie zostawił. — powiedział Ron — Chociaż często ci mówiłem, że cię gdzieś zabiorę i tam zostawię.

— Zostawiłeś mnie kiedyś w mieście, gdy byliśmy z mamą.

— Bo zabrałaś mojego ulubionego lizaka, miałem dobry powód. — powiedział Ron.

— Chodzi mi o to, Ronnie, że wiedziałam, że mnie tam nie zostawisz. — powiedziała Ginny — Nie chcę byś myślał, że jesteś beznadziejny w czymkolwiek. Jesteś dobry w wielu rzeczach. W szachach. W Qudidtchu. W byciu dobrym przyjacielem. — dodała — I dobrze pocieszasz.

— To najmilsze słowa jakie do mnie powiedziałaś od dnia swojego urodzenia. — powiedział Ron.

— Wychowałam się w chłopakami, nauczyliście mnie okazywać uczucia w inny sposób i jak się bić. — powiedziała Ginny.

— To była bardzo cenna lekcja. — stwierdził Ron — Przytulimy się czy...

— Wszystko komplikujesz. — powiedziała Ginny opierając się o jego ramię.

Ron oparł głowę na jej przez chwilę będąc wdzięczny za młodszą siostrę. Często się ze sobą niezgadzali, bo Ron był na nią zły, że mamę bardziej obchodzi Ginny niż on, ale dorósł do tego żeby widzieć, że to nie jej wina.

She's So Lovely | Ron Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz