Rozdział 1

827 38 72
                                    

Rozdział 1:
Zaskoczenie wakacji 1996 roku.

-Nienawidzę wojny - mówi ponuro.
-Myślałby kto, że lubisz konflikty.
-Ich pokłosiem zwykle jest sztuka - (...) - ale wojna z cyników czyni ludzi wierzących. Lizusy nagle chcą dostąpić zbawienia, więc wszyscy zazdrośnie strzegą swoich dusz, niczym kobieta najcenniejszych pereł.
 Victoria Schwab
„Niewidzialne Życie Addie Larue”


Lipcowy poranek był tak ciepły jak nigdy dotąd. Anglia zawsze kojarzyła się z deszczem. Takim kojącym, przy którym dobrze się czyta, ale w te wakacje upał był nie do zniesienia. Szczególnie dla pakującej prezenty dla swoich przyjaciół Ophelii. Jej platynowo blond włosy były splecione w dwa warkocze, a na sobie miała swoje ulubione słonecznikowe ogrodniku. Jej ręce były ubrudzone z farby, żółtej oczywiście, bo to był jej ulubiony kolor, na stoliku tysiące papierów do pakowania. Ophelia oczywiście wybrała te ze słoneczkiem, bo gdyby wybrała inaczej nie byłaby po prostu sobą. Nastały takie czasy, że niektórzy bali się wychylić nos za drzwi, wszędzie możnaby napotkać niebezpieczeństwo. Ophelia była jednak pewna, że wojna się jeszcze nie zaczęła. Przynajmniej nie tak jak powinna. Najgorsze dopiero nadejdzie i zabije nadzieję wielu ludzi.

Przynajmniej urodziny jej przyjaciół mogłyby rozweselić ją po ostatnim tygodniu. Jej tata znów został wyrzucony z pracy. Odkąd jej mama zmarła Oscar się podłamał, najpierw ledwo wychodził z domu, a później, gdy było troszkę lepiej, zaczął szukać pracy, ale z każdej został wyrzucony. Ophelia chciała mu jakoś pomóc, ale nie miała pojęcia jak. W końcu jak miałaby zarobić na malowaniu? Jasne, mogłaby sprzedawać swoje obrazy, ale jednak wymagało to naprawdę ogromnego talentu, a Ophelia była zbyt skromną by brać za coś pieniądze.

— Mam cię zawieźć do Madeline i Wylana? — zapytał jej tata, wysoki i wychudzony mężczyzna o kępce blond włosów na łysiejącej już głowie. Miał na sobie spodenki ze słonikami, które przerobiła mu córka i białą bawełnianą koszulkę. Wyglądał na zmęczonego, ale uśmiechał się szeroko do swojej córki.

— Byłabym Ci przeogromnie wdzięczna gdybyś mnie zawiózł... ale czy nie byłoby to za męczące, tato? — zapytała.

— Nie, ależ skąd, kochanie. — powiedział Oscar — Muszę mieć oko na każdego młodzieńcza, który próbuje się do ciebie dobrać. — dodał.

— Tato... — Ophelia westchnęła — Naprawdę, mówiłam już, póki co nie jestem zainteresowana randkami. Jak już to nauką.

— Nauka ci nie poprawi humoru. — powiedział Oscar.

— Mylisz się. Dobre ocenyzasupmi humor. — powiedziała.

— Ale gdybyś znalazła jakiegoś miłego chłopaka, który by ciebie dobrze traktował to daj mi znać. — powiedział puszczając do córki oczko — Spuszczę mu łomot.

Ophelia wyruszyła wraz z ojcem do domu przyjaciół i jak zwykle przespała pół drogi. Nie potrafiła jeździć samochodem bez zasypiania. Miała u przyjaciół nocować przez następne kilka dni, więc miała w bagażniku mnóstwo rzeczy. Gdy przeszła próg domu swoich przyjaciół od razu została obdarzona miłością ich rodziców. Liana i Carol Ramos byli małżeństwem z prawie dwudziestoletnim stażem, a wciąż byli w sobie zakochani. Byli ucieszeni na widok Ophelii, uwielbiali ją gościć. Ophelia zawsze przywoziła Lianie pamalowane torebki. Już miała tyle wzorów, że trudno zliczyć.

— Nie martw się, Oscar. My odwieziemy Ophelię. — zapewnił Carol.

— Wielkie dzięki, naprawdę. — powiedział Oscar ściskając rękę mężczyzny — Ophelia, słońce, baw się dobrze i napisz list, dobrze? Kocham cię.

— Napiszę. Ja ciebie też, tato! — powiedział przytulając go.

Nienawidziła pożegnań, a szczególnie ze swoim ojcem. Pamiętała gdy ostatni raz pożegnała się mamą, gdy ta wyruszała w podróż, a następne co pamięta to list, że jej matka zmarła podczas podróży w wypadku.

Madeline szybko zabrała Ophelię do swojego pokoju i usiadła z nią na łóżku. Delphi miała przyjechać dopiero jutro rano, więc miały czas do pogadania.

— Cieszę się, że jesteś. Wylan doprowadza mnie do szału! Ciągle o tobie mówi! I nie mówię, że to źle, ale zaczyna mnie to irytować. — powiedział Madeline zakładając kosmyk włosów za ucho — Chyba się w tobie kocha.

— Daj spokój. Znamy się tyle lat! Na pewno nie! — Ophelia się zaśmiała, gdy Liana weszła do pokoju z szerokim uśmiechem.

— Przyniosłam wam lemoniady. — powiedziała kładąc szklanki na biurku — Wylan się pyta czy może wejść.

— Nie! Za chwilę! — zawołała Madeline — Nie mogę! I tak przez całe wakacje! On tu ciągle siedzi!

— To twój brat!

— Ale mógłby dać mi chociaż raz święty spokój. — powiedziała brunetka przewracając oczami.

Impreza urodzinowa bliźniaków odbyła się następnego dnia i Ophelia bawiła się świetnie chociaż przegadała pół imprezy z Wylanem w jego sypialni przeglądając książki. I on i jego siostra byli zachwyceni z jej obrazów. Zawsze uwielbiali sztukę Ophelii.

Reszta wakacji była tak spokojna, że Ophelia zaczynała się nudzić. Nie miała wielkiej grupy znajomych żeby jeździć po całym kraju i się z nimi spotykać. Przesiadywała w swoim pokoju całe dnie i malowała po ścianach. Tata pozwolił jej to robić jeśli nie będzie chciała co tydzień tego zamalowywać. W końcu poszła wraz z ojcem na Pokątną i kupiła wszystkie potrzebne rzeczy na nowy rok szkolny.

— Och dzień dobry, Molly! — powiedział Oscar podchodząc do rudowłosej kobiety trzymającej mnóstwo książek.

— Dzień dobry! Pomogę pani! — powiedziała Ophelia biorąc od pani Weasley książki.

— Och dziękuję Ci, kochana. Zupełnie zapomniałam, że mogę to nosić za pomocą Magii, a potem już było za późno. — powiedziała Molly — Robicie zakupy?

— Och tak, ale jeszcze nawet nie zdążyliśmy otworzyć listu. — powiedział tata Ophelii wyciągając kopertę — W tym roku sumy!

— Och, to tak jak mój Ron. Też w tym roku pisze. — powiedziała Molly — Właśnie został prefektem!

— Chyba to tak jak Ophelia... — powiedział Oscar

— Że co? — zapytał blondynka puszczając wszystkie książki — O matko! Naprawdę?

— Gratulacje, kochanie. —powiedział Oscar — Tak naprawdę, przecież by nie kłamali.

— Może będziesz miała patrole z moim Ronem! — ucieszyła się pani Weasley — Pilnuj by wykonywał obowiązki!

— Pewnie. Będę. — powiedziała Ophelia podnosząc wszystkie książki z ziemi.

— Muszę iść. Kupię Ronowi jeszcze miotłę. — powiedziała pani Weasley rzucając zaklęcie na książki i unosząc wszystkie w powietrzu.

— Miłych ostatnich dni wakacji! — powiedziała Ophelia, a Molly się do niej szeroko uśmiechnęła.

She's So Lovely | Ron Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz