Rozdział 24

206 19 6
                                    

Rozdział 24: Nauka

Emocje postaci nie wykluczają emocji aktora. Zamiast tego czuje się wszystko naraz.

M.L Rio "A jeśli jesteśmy złoczyńcami"

***

Ophelia przywiązała list do nóżki Świnki i dała jej przysmak dla sów. Sówka odleciała w mgnieniu oka więc Ophelia wróciła do zamku. Był koniec marca więc na dworze już nie było aż tak zimno, ale dni były deszczowe więc buty miała całe brudne z błota i trawy. Wylan czekał na nią przy Wielkiej Sali.  Ophelia ostatnio sporo się zastanawiała nad ich związkiem. Lubiła spędzać czas z Wylanem i dobrze się z nim czuła, ale w wielu sprawach, które powinny być ważne się nie zgadzali. Wiedziała, że na przyszłość to może być dość kłopotliwe. Madelaine twierdziła, że Ophelia powinna przemyśleć czy widzi w ogóle przyszłość u boku Wylana. Ophelia jednak ciągle mówiła, że są jeszcze w szkole, młodzi i jeszcze wiele przed nimi i na razie nie chce planować przyszłości. Oczywiście miała pomysł co chce robić, ale nie miało to wielkiego znaczenia teraz gdy myślała nad swoim związkiem. Postanowiła w końcu skupić się na sumach, a potem myśleć o tym co może się zdarzyć w jej związku.

— Już myślałem, że się zgubiłaś. — powiedział Wylan, Ophelia wywróciła oczami — Wiesz, tak myślałem, że moglibyśmy spędzić te popołudnie tylko we dwoje. No wiesz. Zero nauki i...

— Wylan, do sumów zostały dwa miesiące. Nie zamierzam się obijać i myśleć, że samo się za mnie zda. To nie tak działa. Ty może i masz wywalone na swoje wyniki ale ja z pewnością nie i zależy mi aby mieć większy wybór na przyszłość. — powiedziała Ophelia.

— Nie denerwuj się.

— Przepraszam, ale wiesz, że sumy mnie stresują...

— Dlatego chciałem byś chociaż na chwilę oderwała się od nauki. Ciągle siedzisz w książkach, jesteś ciągle zmęczona. Martwię się, że coś w końcu ci się stanie. Sumy doprowadzają uczniów do szału, wiesz? — powiedział Wylan łapiąc Ophelię za ramiona — Chcę byś dobrze zdała, bo wiem, że to dla ciebie ważne i szanuję to jak się tym przejmujesz, ale skarbie branie wszystkiego sobie na głowę zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem... jeśli nie chcesz rozmawiać o tym ze mną to porozmawiaj o tym z Ronem. Wiem, że w wielu sytuacjach się ze sobą nie zgadzamy, ale tutaj na pewno byłby po mojej stronie.

Ophelia musiała mu przyznać rację, ale nie mogła zrobić nic z tym, że stresuje się za dziesięciu. Oczywiście profesor McGonagall tłumaczyła nie raz jakie to są ważne egzaminy, a Ophelia wzięła to sobie do serca.

***

R

on siedział w pokoju wspólnym Gryffindoru próbując napisać wypracowanie dla profesora Snape'a. Harry siedział obok niego próbując zrobić dokładnie to samo, a Hermiona pisała tak szybko jakby miała sto myśli na sekundę. Ron pomyślał, że mogłaby się podzielić tymi myślami i im trochę pomóc, ale znał Hermionę i wiedział, że to nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Hermiona dawała im odpowiedzi tylko gdy byli w kropce albo widziała, że dadzą sobie z jakiegoś powodu rady.

— To bez sensu. — stwierdził Ron.

— Właśnie. A mamy jeszcze się dzisiaj uczyć? — powiedział Harry masując sobie skronie — Można oszaleć.

— Co macie dzisiaj w planach?

— Transmutację. — odpowiedział Ron — Jesteśmy dopiero na samym początku, bo trochę nam się nie chciało, ale z plusów to na obronie przed czarną magią jesteśmy już na animagii.

— Musicie trochę przyspieszyć.  — powiedziała Hermiona.

— To bez sensu. Prawdopodobnie i tak wszystkiego zapomnimy do sumów i będziemy musieli się jeszcze uczyć przed samym egzaminem. — powiedział Harry.

— Jeszcze raz któryś z was powie, że to bez sensu to rzucę na was zaklęcie, które zamknie wam usta. — powiedziała Hermiona.

— Ale nie mamy takiej dobrej pamięci jak ty że zapamiętać wszystkie te dziwne pojęcia. — powiedział Ron — A jeszcze musimy poćwiczyć praktykę.

— Hermiono, jesteś dziwnie spokojna, dlaczego nie świrujesz i pozwalasz to robić nam? — zapytał Harry — Ktoś cię już nafaszerował eliksirem uspokajającym?

— Nie, zdałam sobie sprawę, że mam całkiem dobre tempo i w przeciwieństwie do niektórych mogę się wyrobić ze wszystkim do sumów. — powiedziała patrząc na nich wymownie. Ron wywrócił oczami a Harry westchnął cicho.

W końcu udało im się napisać wypracowanie z eliksirów. Ron czuł, że Snape'owi i tak się ono nie spodoba, ale chociaż miał nadzieję na jakąś pozytywną ocenę. Transmutacja też nie poszła im tak źle i nawet zdołali poćwiczyć trochę i wychodziło im niemalże idealnie. Ron miał jeszcze na głowę treningi qudditcha, więc trochę pod wieczór wyszedł na dwór, gdzie była burza i okropne lało i ćwiczyli chociaż Ron się obawiał, że zaraz trzaśnie ich piorun. Ginny była świetna i przyznawał jej to bardzo niechętnie, ale mu też szło lepiej.

— Naprawdę nie wiem kto cię tak dobrze nauczył grać w qudditcha. — powiedział Ron gdy weszli do zamku, z jego włosów ściekała woda.

— Sama się nauczyłam. Zakradałam się do szopy i kradłam wasze miotły. Naprawdę to nie było takie trudne. A potem sama się nauczyłam grać. — powiedziała Ginny — Mama gdy się o tym dowiedziała nie była zbyt zadowolona, ale wy nigdy nie chcieliście mnie nauczyć. — odparła.

— Miej pretensje do Charliego. Bo on próbował raz i się poddał. — odparł Ron — Ja byłem za mały by cię nauczyć. 

She's So Lovely | Ron Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz