Ze swojego miejsca Oliwia obserwowała scenę, na której lada moment miał zagrać Firestarter. Uśmiechnęła się z przekąsem. Ciekawe, czy zaczną bez swojego perkusisty.
Zerknęła dyskretnie w kierunku baru. Stał tam nadal i rozmawiał z Leną. Zastanawiało ją, o czym tak nawijali od kilku minut. Będzie musiała potem wypytać przyjaciółkę, choć z drugiej strony czy powinno ją to w ogóle interesować? Nie chciała wyjść na zbyt wścibską. Może Lena sama opowie o tej rozmowie.
Wreszcie Kordian dostał od barmanki butelkę z wodą i szybko odszedł, a kilka minut później przyjaciółka wróciła do stolika, niosąc dwa zupełnie inne, lecz nadal kolorowe drinki.
– Jeżeli takie cuda można tworzyć bez alkoholu, jestem gotowa zostać wieczną abstynentką – ogłosiła Oliwia z przekonaniem po spróbowaniu pierwszego łyku.
– Ja chyba jednak wolałabym najpierw spróbować, co tracę – zawyrokowała Lena. – Piwo próbowałam, szału nie ma, ale pewnie można się przyzwyczaić. Jeszcze kiedyś też podpijałam wino z kieliszków na imprezie rodzinnej, ale pamiętam jedynie, że było dość cierpkie. Nie rozumiałam zachwytów wujka, który je przyniósł i rozwodził się nad bukietem owoców leśnych czy jakoś podobnie.
– Daj spokój. Może na starość też ci zasmakuje i te bukiety odnajdziesz.
Parsknęły śmiechem, lecz nie dane im było kontynuować rozmowy, bo Firestarter wchodził na scenę. Oliwia zerknęła kątem oka na przyjaciółkę. Ona sama pewnie w życiu nie odważyłaby się podpijać czegokolwiek w domu, bo wolała nie zostać przyłapana przez rodziców, a już szczególnie nie przez matkę. Nie zniosłaby mieszanki gniewu i zawodu w jej oczach, a tego właśnie powinna się spodziewać.
Koncert się zaczął i Oliwia od razu zapomniała o wszystkim. Uderzyła ją fala dźwięku, wypełniająca nie tylko uszy, lecz docierająca również do głębi ciała. Muzyka w klubie, choć znana i słyszana już wcześniej, nabierała nowego brzmienia, tworząc wokół dziewczyny niewidoczny kokon odcinający ją od rzeczywistości. Miała wrażenie, że zanurza się w śnie, w którym jej świadomość powoli zostaje rozmyta, zlewając się w jedno ze świadomościami wszystkich obecnych osób. Dopiero gdy Lena szturchnęła ją lekko, zamrugała i poczuła, jakby wróciła do swojego ciała.
– Ale zajebiste! W szkole też tak grają?
– Trochę gorzej to wypada – przyznała. – Znaczy... grają niby tak samo, ale szkoła to nie klub.
– No jasne. – Lena wypiła niemal duszkiem swojego drinka. – Idziemy pod scenę powariować?
– Po co?
– Żartujesz? Kiedy następnym razem będzie taka okazja? Nie zachowuj się jak wodna matka.
Oliwia po chwili wahania odstawiła na wpół wypitego drinka i obie dziewczyny ruszyły pod scenę. Musiały się trochę przeciskać, ponieważ od ich przyjścia w klubie zrobiło się znacznie bardziej tłoczno, lecz Lena w jakiś magiczny sposób dawała radę wybierać taką drogę między innymi ludźmi, że przesuwały się do przodu, w dodatku bardzo szybko.
I nagle się tam znalazły. Ostatni nurek pod czyimś ramieniem. Odrobina uwagi, by nie wylać komuś trzymanego w ręku piwa, które z pewnością śmierdziałoby nieziemsko na włosach i ciuchach oraz sprowokowało matkę do zadawania wielu pytań. A potem doskonały widok na scenę, gdzie Aleks właśnie zabierał się do śpiewania "Born to be wild", co rozpoznała od razu po charakterystycznym geście zmierzwienia włosów, jeszcze zanim zabrzmiały pierwsze dźwięki. Lena zapiszczała, na szczęście nie tak głośno, by zagłuszyć wokalistę, ale i tak na chwilę skupiła na sobie uwagę najbliżej stojących. Druga z dziewczyn przygryzła wargi, walcząc z narastajacą ochotą, by uciec z powrotem do bezpiecznego stolika, z dala od taksujących spojrzeń. Po co tu się pchały?
CZYTASZ
Tylko nie randka!
Novela JuvenilLetnia kuźnia talentów może być przepustką do wielkiej sławy, szczególnie dla członków takiego zespołu jak Firestarter. Jest tylko jeden problem: pieniądze. Młodzi muzycy mają kilka miesięcy na zebranie naprawdę sporej kwoty. Jeden z pomysłów, zapro...