Rozdział 11 - Żartujesz, prawda?

22 8 3
                                    

Autobus tkwił w korku, a zdenerwowanie Oliwii rosło wprost proporcjonalnie do upływających minut. Zupełnie zapomniała o czymś takim jak popołudniowe zagęszczenie ruchu na drogach, przez co wyszła z domu odrobinę za późno.

Nie. Zdecydowanie nie odrobinę. Wypadła z mieszkania dosłownie w ostatniej chwili, by zdążyć na przystanek, tylko że jak się okazało, mogła wybrać wcześniejszy autobus. Oraz pamiętać o zabraniu komórki, obecnie zapewne nadal podpiętej do ładowarki, bez której nie miała jak poinformować Kordiana o lekkim poślizgu. Oliwii pozostało jedynie sprawdzanie co chwilę godziny wyświetlanej na monitorze pod sufitem i modlenie się w duchu, by korki magicznie zniknęły. .

– Jak kocha, to poczeka – usłyszała nagle.

Zaskoczona przeniosła wzrok na siedzącego w pobliżu starszego pana, który wpatrywał się w nią z szerokim uśmiechem.

– Słucham? – wykrztusiła.

– Ten chłopak, co do niego jedziesz.

– Ja... – zająknęła się. – To niezupełnie tak.

– Zawsze jest inaczej. Szczególniej. Ja to rozumiem – oznajmił uśmiechnięty jegomość, podkreślając swoje słowa kiwaniem głową. – A to o czekaniu to moja żona zawsze powtarza, że jak kocha, to poczeka.

– Aha... – mruknęła jedynie dziewczyna, nie bardzo wiedząc, co innego ma odpowiedzieć. Na szczęście autobus zbliżał się już do przystanku, na którym miała wysiadać, więc pożegnała się szybko ze starszym panem i zaczęła przeciskać do drzwi. Ktoś zwrócił jej uwagę, by się nie pchała, ale udała nagłą głuchotę. Nawet w dobrym wychowaniu są sprawy ważne i ważniejsze, a tym razem dla Oliwii priorytetem było zdążenie na spotkanie. Czy raczej spóźnienie się możliwie jak najmniej.

Kilka minut później wpadła zdyszana do galerii handlowej i natychmiast ruszyła w kierunku sklepu muzycznego. Przynajmniej znalazła to miejsce bez problemu, bo z jej dzisiejszym szczęściem równie dobrze mogłaby krążyć po budynku kolejny kwadrans. I tak wolała nie myśleć, ile się spóźniła i jak bardzo wściekły będzie Kordian. Wyobrażała sobie, że spojrzy na nią z wyrzutem, że niby przemilczy jej kolejną wpadkę, ale będzie miał wszystko wypisane na twarzy. Lub w oczach. W jego oczach z pewnością odkryłaby prawdę. Trudno, musiała ponieść konsekwencje swojego spóźnialstwa, więc mimo narastającego poczucia wstydu, zaczęła szukać chłopaka wzrokiem.

Nigdzie go nie dostrzegła.

Oliwia rozejrzała się jeszcze raz, a potem z wisielczym humorem wspomniała słowa jegomościa z autobusu. Teraz mogłaby mu wytknąć, że miała rację. Kordian na nią nie poczekał, nie kocha jej, co akurat wiedziała od początku, koniec kropka.

– Cześć.

Prawie podskoczyła, słysząc znajomy głos za plecami. Odwróciła się błyskawicznie, stając twarzą w twarz z Kordianem. Zasadniczo twarzą w tors, ale wystarczyło unieść nieco głowę, by wszystko się zgadzało.

– Cześć. I przepraszam za spóźnienie, to przez korki – wypaliła od razu. – Chociaż w sumie też przeze mnie, bo mogłam wyjść wcześniej i pamiętać o tej cholernej komórce.

– Spokojnie, nic się nie stało. Twoja siostra mi powiedziała, że jesteś w drodze.

– Marcelina? – Oliwia poczuła ogarniające ją zdziwienie. Rozejrzała się szybko, po czym pacnęła dłonią w czoło. – Dzwoniłeś do mnie – skwitowała z domysłem.

– Wolałem się upewnić, że pamiętasz. A skoro już wiedziałem, że jedziesz, to zajrzałem tam. – Wskazał za siebie kciukiem.

Oliwia wychyliła się lekko, by lepiej dostrzec sklep muzyczny, przed którym stali. Na wystawie było kilka instrumentów, w tym perkusja.

Tylko nie randka!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz