Rosa. Bzyki i inne wybryki

105 12 12
                                    


W ciepły czerwcowy poranek, stałam na szkolnym parkingu i myślałam o Johnnym. Po pobiciu Wawelskiego nie został aresztowany, bo komunikatory zabezpieczone przez policję wskazały jednoznacznie, że bójkę wywołał Zigi. Miał jednak odpowiadać z wolnej stopy przed sądem. Przejęłam się i dla dobra sprawy, trzymałam się od niego jak najdalej. Na szczęście, w szkole nie poniósł żadnych konsekwencji. Dyrektor uznał, że incydent miał miejsce poza placówką i skutecznie zablokował roszczenia Wawelskich, którzy zażądali usunięcia Sullivana. 

- Rosa! 

Zza pleców usłyszałam wołanie Inki. Biegła wzdłuż parkingu cała w skowronkach.

- Co się stało?

- Johnny jedzie z nami na wycieczkę klasową w Tatry! - Wykrzyczała radośnie.

- Przecież będzie odpowiadał przed sądem.

- Nic z tych rzeczy. Został uniewinniony.

- Skąd wiesz?

Inka rozejrzała się czy nikt nas nie podsłuchuje, po czym szepnęła:

- Od Borysa. Jego tata załatwił sprawę.

- Ale jak?

- To jeden z lepszych prokuratorów w kraju. Zebrał dowody wskazujące, że Johnny wielokrotnie był prowokowany przez Zigiego i postępowanie umorzono.

- Super, tym bardziej, że Wawelski nie jedzie - westchnęłam z ulgą, a potem zwierzyłam się przyjaciółce - Wiesz, ostatnio bardzo martwiłam się o Johnnego.

- Ja też, chociaż...

Inka po raz kolejny rozejrzała się. Zachowywała się nad wyraz podejrzliwie, wręcz komicznie.

- Mów! - Ponagliłam ją niecierpliwie. 

- Nie sądzisz, że on ma zbyt wpływowych przyjaciół, jak na chłopaka z nizin społecznych.

- Po prostu jest lubiany.

- Może masz rację - odezwała się niezbyt przekonana. Potem zamilkła, bo spostrzegła Ritę, która szła w naszą stronę.

Po kwadransie wszyscy uczestnicy zgłosili obecność i rozpoczęliśmy pakowanie bagaży. Opiekunami wycieczki zostali: pani Klark i pan Nestor. Pan Nestor bardzo przejął się swoją rolą i pieczołowicie porozdzielał miejsca w transporterze. Mnie i Inkę posadził z tyłu. Za nami usiedli Johnny z Markiem, a obok Rita ze swoją koleżanką.

Punkt szósta rano wylecieliśmy w kierunku Tatr. Mieliśmy zjeść śniadanie przy Gubałówce już o dziesiątej, więc transporter wzniósł się na odpowiednią wysokość i przyspieszył znacznie. Usadowiłam się wygodnie w fotelu i od razu dostałam wiadomość. To był Johnny. Od jakiegoś czasu miał mój numer i często pisaliśmy ze sobą.

Johnny: To jak? Romantyczne śniadanie u podnóża Tatr?

Rosa: Marzyciel. :)

Johnny: YOLO (You only live once - żyje się tylko raz).

Nim zdążyłam cokolwiek odpisać, do moich uszu dotarły straszliwe wrzaski. Rita wydzierała się i machała rękoma na wszystkie strony. Tuż nad jej głową dało się słyszeć nieznośne bzyczenie.

- Ratunku! Coś mnie atakuje! - Krzyknęła przerażona dziewczyna.

Próbowałam zorientować się co lata w powietrzu, jednak tak rzucała włosami, że było to niemożliwe. 

- Wyluzuj, to tylko jakiś owad - odezwał się dziwnie spokojny Mark.

Owad?! Zabierzcie to ode mnie! - Zażądała rozhisteryzowana, po czym zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej.

Bzyczenie narastało, a wraz z nią panika Rity.

- Co tam się dzieje? - Zapytał pan Nestor.

Najwyraźniej zaalarmowały go hałasy i postanowił ustalić ich przyczynę.

- Coś kąśliwego lata w powietrzu - odpowiedział mu rozbawiony całą sytuacją Johnny.

- To złapcie to i zabijcie! - Odkrzyknął. Ani myślał podejść bliżej.

- Co za frajer - mruknął Leon. Był oburzony tchórzliwą postawą pedagoga. 

Odpięłam pasy i wstałam, by pomóc przegonić bzyka. Niestety, zaplątał się w ogniste włosy Rity i za żadne skarby świata nie szło go wydostać. Chłopacy śmiali się do rozpuku, rozbawieni jej panicznym zachowaniem. Spojrzałam błagalnie na Johnnego.

- No dalej, zrób coś - zwróciłam się do niego.

Wskazał na komunikator. Szybko odczytałam wiadomość.

Johnny: Złapię bzyka za buziaka w polika.

Rosa: Srogo poszedłeś. Nic z tego kolego. LOL

Jak tylko skończyłam, pisać transporter szarpnął, a ja przewróciłam się prosto na jego kolana.

- No, no, nie sądziłem, że z taką ochotą zabierzesz się do działania - skomentował mój nieszczęsny upadek.  

Spiorunowałam go wzrokiem i wstałam energicznie do pionu. Parsknął śmiechem. Podeszłam do stojącej Rity i zaczęłam szukać owada w jej włosach. Transporter ponownie szarpnął i tym razem obie przewróciłyśmy się na Sullivana. 

- Rany, dziewczyny wstydu nie macie, żeby tak okrakiem siadać na biednym Johnnym - skwitował całą sytuację Leon.

Płonęłam gniewem. Podniosłam się i usadziłam Ritę na miejscu. Bzyk w końcu wyplątał się z jej włosów i zaczął latać nad naszymi głowami. Zdjęłam but, po czym zamachnęłam się na niego. Niestety, chybiłam i uderzyłam Ritę w twarz. Obrzuciła mnie karcącym spojrzeniem, jednak zlękniona, nie odważyła się wstać. Chwyciła tylko but i rzuciła nim w stronę bzyka. Ten zamiast na owadzie, wylądował na głowie Inki. Dziewczyny zaczęły się kłócić. Wrzask zrobił się jeszcze większy, kiedy bzyk znów zaczął latać koło głowy Rity. 

Sytuacja mnie przerosła. Podeszłam do Johnnego i przy wszystkich pocałowałam go w policzek. Transporter zawrzał, a gwizdy i okrzyki trwały bez końca.

- Johnny, ależ ty masz patent na laski - stwierdził żartobliwie Leon.

Sullivan odsunął mnie delikatnie, wziął jakieś pudełko i złapał w nie bzyka.

- Ludziska, mam chrabąszcza majowego! - Krzyknął triumfalnie.

Wokół rozległy się oklaski. Spojrzałam po twarzach chłopaków i od razu domyśliłam się, że misternie przygotowana zabawa udała im się wyśmienicie. Męskie towarzystwo bawiło się po prostu wybornie. Owad nie znalazł się przypadkiem w środku. Ktoś musiał go przemycić. Usiadłam i zaczęłam zastanawiać się z przerażeniem, co jeszcze mieli w zanadrzu. 


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Johnny i RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz