Rosa. Zemsta

90 5 3
                                    

Po incydencie z Johnnym, pożegnałam się z młodą parą i opuściłam wesele w popłochu. Jak dotarłam do domu, od razu położyłam się do łóżka. Niestety, przez pocałunek z Sullivanem nie mogłam zmrużyć oka. Zachodziłam w głowę o co mu chodziło i dręczyłam się wspomnieniami z przeszłości. Do tego, co rusz przywoływałam w myślach nasze spotkanie w ogrodzie i analizowałam je w najdrobniejszych szczegółach. Jego całusie usta i perfekcyjna twarz były dla mnie niczym dręcząca zmora. Wykończona, zasnęłam dopiero o poranku. Spałam nerwowo i co chwila przebudzałam się. 

Wstałam koło południa, żeby spotkać się z druhnami. Wczoraj, umówiłyśmy się na kawę, bo chciałyśmy poplotkować o weselu i wymienić wrażenia. Zsunęłam się z łóżka i stwierdzałam, że że ledwo żyję. Wciąż przymykałam powieki. Ziewałam przy tym tak, jakbym w ogóle nie zmrużyła oka. Wzięłam zatem zimny prysznic, następnie zaczęłam przeglądać szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na wyjście. Włożyłam białą zwiewną sukienkę oraz buty na obcasie. Dobrałam do tego wisiorek z różą, który kiedyś podarował mi Johnny, a z którym nie rozstawałam się od lat. Rozpuściłam włosy, spojrzałam w lustro z aprobatą, po czym wyszłam z pokoju. Zaczęłam schodzić po schodach, kiedy do moich uszu dotarły straszliwe krzyki. Mama wydzierała się w niebogłosy i zanosiła się płaczem, a tata podnosił na nią głos. Przejęta, natychmiast ruszyłam w stronę gabinetu ojca, skąd dochodziły hałasy. Stanęłam w progu i oniemiałam. W gabinecie, tuż obok moich rodziców, spostrzegłam Johnnego. Prezentował się niebywale atrakcyjnie, sprawiając wrażenie pewnego siebie. Trzymał ręce w kieszeni i z dużą dozą luzu, rozglądał się wokół. Jak zorientował się, że weszłam, zlustrował mnie z aprobatą od stóp do głów, zatrzymał wzrok na naszyjniku, następnie gestem zaprosił do środka. 

- Co ty tu robisz? - Zwróciłam się do niego mało przyjaznym tonem.

Nie odpowiedział na moje pytanie, kiwnął tylko głową na ojca i wyjął ręce z kieszeni. 

- Córeczko, dobrze, że przyszłaś, bo musimy z tobą porozmawiać - odezwał się tata.

Siedział przy biurku, trzymał w dłoniach czytnik dokumentów i nerwowo go przeglądał. 

- Porozmawiać?! - Fuknęła na niego matka. - W życiu nie zgodzę się na takie rozwiązanie.

- Zamilcz, kobieto! - Upomniał ją. - Decyzja nie należy do ciebie.

- A do kogo? - Zapytałam go.

- Do ciebie, Rosa - uświadomił mnie Johnny.

Popatrzyłam na wszystkich podejrzliwie, potem zamieniłam się w słuch.

- Kochanie, mam pewien problem, bo widzisz... ja... to znaczy... 

Ojciec zaczął bełkotać coś od rzeczy i najwyraźniej nie mógł zebrać myśli.

- Tato, czy ty możesz wyrażać się jaśniej? - Poprosiłam go grzecznie.

-  Tak, kochanie - kiwnął twierdząco głową, zebrał się do kupy i zaczął mówić: - Pamiętasz, jak opowiadałem ci, że postanowiłem zainwestować dość duży kapitał w towary sprowadzane z Chin.

- Coś kojarzę - przyznałam szczerze. 

Ojciec był pośrednikiem handlowym. Przez lata, dzięki odważnym posunięciom biznesowym, zbił fortunę. Zawsze, jak rozpoczynał nowy projekt, dzielił ze mną wrażeniami. Stąd miałam jakieś pojęcie o jego sprawach zawodowych. 

- Chciałem zarobić krocie, dlatego za namową Wawelskiego, zainwestowałem wszystko, co miałem. Zastawiłem nawet ten dom, bo zysk miał być pewny i szybki. Niestety, przy swojej pazerności nie ubezpieczyłem ładunku. 

Johnny i RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz