Rosa. I'm in love!

82 10 10
                                    

Dzień moich osiemnastych urodzin zaczął się zupełnie zwyczajnie. Wprawdzie rodzice zaplanowali kolację z udziałem bliskich i znajomych, ale uroczystość miała rozpocząć się dopiero późnym popołudniem. Potem zamierzałam wyrwać się na imprezę przy jeziorze. Wprost nie mogłam doczekać się spotkania z Johnnym. Ostatnio złapałam się na tym, że całkowicie zawładnął moimi myślami. Ciągle wąchałam różę, którą dostałam od niego, bo przypominała mi o wspólnie spędzonych chwilach. Johnny był świetnym rozmówcą. Rozbawiał mnie do łez i czasem kradł całusy, które przyprawiały o zawrót głowy.

- Rosa! - Krzyknęła mama, wyrywając mnie z zamyślenia. - Chodź tutaj, bo trzeba szykować się do wyjazdu.

Do wyjazdu? - Pomyślałam zaskoczona, po czym pospiesznie zeszłam na dół. 

- Gdzie się wybieramy? - Spytałam mamę, gdy tylko pojawiłam się w salonie.

- Do stylisty fryzur. Musimy coś zrobić z tymi twoimi niesfornymi włosami, a na koniec będzie niespodzianka - powiedziała tajemniczo.

Przerwałam rozmowę, bo dostałam wiadomość na komunikator.

Johnny: Kociaku, najlepszego i do zobaczenia na imprezie.

Uśmiechnęłam się i o mało nie parsknęłam śmiechem. Od czasu, gdy wbiłam Johnnemu paznokcie w plecy, przypominał mi o tym przy każdej możliwej okazji.

Rosa: Nie żartuj! Plecy nadal bolą? LOL

Johnny: Tak. Potrzebuję więcej ,,takich" przeprosin.

Rosa: Niedoczekanie.

Johnny: To się jeszcze okaże. 

- Co ty tam robisz? Chodź już! - Ponagliła mnie mama.

Wyłączyłam komunikator i pobiegłam za nią. Po kilku godzinach, uczesane, wymalowane i ubrane w eleganckie suknie, wsiadłyśmy do SUV-a.

- To co teraz? - Zagadnęłam rodzicielkę. Miałam nadzieję, że skończyła znęcać się nad moją urodą.

- Lecimy na lotnisko.

- Jak to?

- Będziemy świętować twoje osiemnaste urodziny w Paryżu.

- Gdzie?! - Krzyknęłam z niedowierzaniem.

- Dziecko, tylko restauracja z widokiem na wieżę Eiffla nadaje się na dzisiejszą uroczystość.

Zamiast cieszyć się z niespodzianki, byłam załamana. Nie chciałam sprawić rodzicom przykrości, ale zdecydowanie wolałam bawić się z Johnnym, niż siedzieć w dystyngowanej knajpie i umierać z nudów. Zaczęłam przeglądać torebkę w poszukiwaniu komunikatora. Nigdzie jednak nie mogłam go znaleźć. 

- Chyba zostawiłam komunikator na mieście - odezwałam się do mamy.

- Nic się nie martw. Zlokalizuję go i każę pojechać po niego służbie.

Zdenerwowałam się nie na żarty. Wiedziałam, że nie będę miała jak zawiadomić Johnnego o planach moich rodziców. Liczyłam, że uda mi się z nim spotkać, lecz wszystko posypało się. W pierwszym odruchu pomyślałam, by poprosić mamę o pomoc. Potem porzuciłam tę myśl. Wiedziałam, że go nie znosi i na pewno zabroniłaby mi spotykać się z nim. Na szczęście zajmowała się dopinaniem szczegółów podróży, przez co nie zwracała uwagi na mój grobowy nastrój. Gdy dwie godziny później wchodziliśmy do paryskiej restauracji byłam emocjonalnym wrakiem.

- Niespodzianka! - Krzyknęli rozentuzjazmowani goście, a potem jeden po drugim, zaczęli składać mi życzenia.

Spostrzegłam Inkę wśród zebranych i odżyłam.

Johnny i RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz