Rosa. Hot, hot, hot

97 4 5
                                    

Pierwszej nocy, tuż po przyjeździe do posiadłości Johnnego, spałam kamiennym snem. Śniłam o nim. Razem pływaliśmy łódką po jeziorze. Nad nami górowało bezchmurne niebo i świeciło słońce. Pomimo pięknej pogody, byliśmy zapatrzeni tylko w siebie. Zakochani po uszy, śmialiśmy się beztrosko i szeptaliśmy sobie czułe słówka. Kiedy Johnny wyznał, że mnie kocha, rozpętała się straszliwa burza. Łódź nabrała wody i zaczęła tonąć razem z nami. Obudziłam się oblana zimnym potem. Spojrzałam na komunikator i zorientowałam się, że ktoś przesłał mi wiadomość. Uruchomiłam urządzenie i o mało nie spadłam z łóżka. Wiadomość dostałam od NARZECZONEGO!

Zaraz. Narzeczony! Jaki narzeczony? Boże, to Johnny! - Dotarło do mnie po chwili.

Narzeczony: Wpisałem ci mój numer. Od siedmiu lat masz to samo hasło! OMG! Zmień je. Wrócę za trzy dni. Bądź grzeczna. LOL

Skubany, musiał wejść do pokoju jak spałam i grzebać mi w komunikatorze. 

Co za gad - pomyślałam, a potem odpisałam mu.

Rosa: Ładnie to tak myszkować w cudzych rzeczach? Oj, Johnny, wstydź się. LOL

Narzeczony: Upsss... zostałem przyłapany. Spałaś jednak tak słodko, że nie miałem serca cię budzić. Już się nie dąsaj. Zejdź na dół i zjedz coś. Pani James czeka na ciebie.

Nagle dotarło do mnie, że piszemy zupełnie tak, jakbyśmy byli parą. Zrobiło mi się przykro, bo to nie była prawda. Obecnie łączył nas dziwny układ, po którym nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Westchnęłam i wstałam z łóżka. Piętnaście minut później zeszłam na dół porozmawiać z panią James. Kobieta okazała się przesympatyczną osobą. Ochoczo oprowadziła mnie po rezydencji, zabawiając przy tym historyjkami z przeszłości. Wnętrza były przestronne i miłe dla oka. W pomieszczeniach przeważały pastele, a gdzieniegdzie wkomponowano róże, co uświadomiło mi, że dom musiała urządzać jakaś kobieta. Na końcu wędrówki, pani James zabrała mnie do jednego z salonów. Znajdował się tam uroczy ceglany kominek oraz portret sporych rozmiarów. Spojrzałam na obraz zawieszony nad kominkiem i zamurowało mnie. Malowidło przedstawiało Johnnego, jakąś młodą kobietę i małego chłopca. Kobieta zachwycała urodą. Była smukłą brunetką o gęstych kręconych włosach, natomiast chłopiec wyglądał jak mały aniołek. Poczułam ukłucie zazdrości i zrobiłam nadąsaną minę. 

- Rodzice Johnnego tworzyli piękną parę - odezwała się z nostalgią pani James.

- To nie jest Johnny? - Wskazałam na mężczyznę z obrazu.

- Nie, to jego tata. Syn wydaje się łudząco podobny do ojca. Różni ich jednak kolor oczu. Ojciec miał niebieskie, a Johnny odziedziczył po matce brązowe. 

- Wspaniali - wyszeptałam z podziwem.

- Aż mnie serce ściska na samą myśl, co się z nimi stało - powiedziała z żalem gosposia.

Nim zdążyłam pociągnąć ją za język, zadzwonił komunikator. Odebrałam połączenie od nieznanego numeru i przystawiłam urządzenie do ucha.

- Bzykaliście się już? - Zapytał pretensjonalnie młody Wawelski.

Jak tylko usłyszałam jego głos, ciarki przeszły mi po plecach.

- Co takiego? - Odezwałam się zdegustowana jego słownym atakiem.

- Słyszałem, że ten skurwiel wciągnął cię w niezły układ.

- Zigi, o czym ty w ogóle do mnie mówisz? - Próbowałam udawać, że nie wiem, o co mu chodziło.

- Kurwa, nie rób ze mnie kretyna.

Zdenerwowana, chciałam rozłączyć się, jednak słuchałam go dalej. 

Johnny i RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz