Rosa. Porwanie

75 6 5
                                    

Jak tylko usłyszałam o porwaniu ojca, zrobiło mi się słabo. Obawiałam się, że zanim policja zadziała, Zigi zabije go. Ciarki przeszły mi po plecach, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Johnny podszedł do mnie i przytulił mnie czule. 

- Przysięgam, że odnajdę twojego tatę - przemówił pełen determinacji. 

- Co zamierzasz zrobić? - Zapytałam go pełna obaw.

- Polecę do Polski, by wspomóc działania policji.

Podniosłam głowę i popatrzyłam w jego orzechowe oczy. Zrozumiałam, że podjął już decyzję i zdania nie zmieni. Wprawdzie chciałam, by włączył się w poszukiwania, ale nie w taki sposób. Obawiałam się, że może mu się coś stać. 

- Błagam, uważaj na siebie i nie szarżuj.

- Dobrze - przytaknął niechętnie, potem odsunął się, zdjął z palca drobny sygnet i podał mi go. - Włóż ten pierścień i pod żadnym pozorem nie zdejmuj.

- Dlaczego?

- Ma wtopiony lokalizator, który jest praktycznie niewykrywalny. Wprawdzie i tak podwoję przy tobie ochronę, wolę jednak byś miała go przy sobie.

Kiwnęłam twierdząco głową, następnie wsunęłam sygnet na palec. Johnny pozbierał swoje rzeczy, szepnął, że mnie kocha i wyszedł. 

Od tego momentu wszystkie myśli skupiłam wokół taty. Nie mogłam jeść ani spać. Godzinami chodziłam nerwowo po mieszkaniu, czekając w napięciu na jakiekolwiek informacje. Niestety, mój komunikator milczał jak zaklęty. W końcu usiadłam na podłodze i zaczęłam przeszukiwać Internet. Prasa rozpisywała się szeroko o spektakularnej ucieczce Wawelskiego, jednak o losach porwanego świadka koronnego nie pisał nikt. 

W poniedziałkowy poranek zwlekłam się z łóżka i niechętnie poszłam do pracy. Johnny chciał, żebym prowadziła normalny tryb życia i nikomu nie mówiła o tym, co spotkało ojca. W biurze nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam z kąta w kąt, udając, że pracuję. Martha zorientowała się, że coś mnie trapi, dlatego dała mi spokój. Przed piątą dopiłam kawę i weszłam do kantorka po płaszcz. Zanim zdążyłam pozbierać swoje rzeczy, usłyszałam dzwonek służbowego komunikatora. Odebrałam z nadzieją, że sprawę będę mogła załatwić jutro.

- Rosa Anders, w czym mogę pomóc?

- Posłuchaj mnie uważnie - burknął nieprzyjemnie młody Wawelski.  - Wyjdziesz z biura i wsiądziesz do taksówki, podstawionej przed budynkiem. Na siedzeniu znajdziesz fałszywe dokumenty oraz bilet na najbliższy lot do Poznania. Jak nie przylecisz, to wyślę ci głowę tatusia. Aha, jeszcze jedno. Jeżeli myślisz, że masz ochronę, to jesteś w błędzie. 

Nim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, Wawelski rozłączył się. Zaczęłam drżeć i nerwowo rozglądać się na boki. Zachodziłam w głowę skąd miał mój firmowy numer i jak się dowiedział, gdzie pracuję. Przez chwilę zastanawiałam się co zrobić. Spojrzałam na sygnet, porwałam torebkę, wybiegłam przed budynek i wsiadłam do taksówki. Nim ruszyła dosiadło się do mnie dwóch rosłych mężczyzn. Mieli zasłonięte twarze i wyglądali groźnie. Choć starałam się nie okazywać lęku, zadrżałam z przejęcia. Kiedy dotarliśmy do lotniska, bandyci zadbali bym wsiadła do samolotu, a potem usadowili się tuż przy mnie. Jak zadzwonił mój komunikator, jeden z nich wyjął go z torebki i na moich oczach zmiażdżył urządzenie butem. Nie miałam śmiałości nawet pisnąć, a z samolotu wyszłam na trzęsących się nogach. Potem zostałam wepchnięta siłą do czarnego SUV-a. Wtedy, ku mojemu wielkiemu przerażeniu, zobaczyłam zapłakaną matkę. Siedziała skulona i zawodziła cicho. Wyglądała przy tym na mocno przestraszoną i lekko poturbowaną. 

- Mamo, co ty tu robisz? - Zadałam jej pytanie, pomimo przepełniającego mnie strachu.

- Zostałam porwana tak jak i ty - odpowiedziała roztrzęsiona, zanosząc się przy tym histerycznym płaczem. 

Johnny i RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz