To, co stało się z nami

88 6 23
                                    

Rosa

Przez kilka kolejnych dni skrzętnie analizowałam tajemniczą rozmowę Johnnego z Borysem. Po długich przemyśleniach, doszłam do wniosku, że musieli znać Wawelskich od lat. Zachodziłam w głowę, jak to możliwe. Pamiętałam przecież doskonale pierwsze spotkanie Zigiego z Johnnym. Nie sprawiali wrażenia, że widzieli się wcześniej. Zresztą trudno mi było uwierzyć, że Zigi namówił Diablo, by zaatakował Johnnego nożem. Wprawdzie z młodego Wawelskiego było niezłe ziółko, nie sądziłam jednak, by mógł posunąć się do czegoś tak strasznego. Poza tym, skoro Zigi dopuścił się przestępstwa, to dlaczego Johnny nie zgłosił sprawy na policję. Postanowiłam zagadnąć go o to, podczas jednego z naszych spacerów po parku. 

- Muszę ci się do czegoś przyznać - odezwałam się poważnym tonem.

Natychmiast zatrzymał się i skupił na mnie całą uwagę. 

- Mów! - Zażądał dziwnie łamliwym głosem.

- Podsłuchałam twoją rozmowę z Borysem.

- I?

- Naprawdę myślisz, że Wawelski...

- Tak - przerwał mi natychmiast, po czym z zapartym tchem śledził moją reakcję na jego słowa.

- Dlaczego nie zgłosiłeś sprawy na policję?

- Mam tylko zeznanie obłąkanego Diablo. Zapewne zdajesz sobie sprawę, że wiarygodność takiego świadka można łatwo podważyć. 

- Czy ty skrywasz przede mną jakieś tajemnice?

- Tak, jednak teraz nie mogę ci nic wyjawić.

- Dlaczego?

- Bo naraziłbym cię na śmiertelne niebezpieczeństwo.

Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem, następnie zaczęłam przepytywać go dalej.

- Jak zginęli twoi rodzice?

- Spłonęli żywcem.

Johnny udzielił mi pospiesznej odpowiedzi, pochylił głowę i nie mógł wydusić z siebie nic więcej. Przytuliłam go mocno. Odwzajemnił uścisk. Uwierzyłam we wszystko, co powiedział i choć zżerała mnie ciekawość, postanowiłam nie zadawać więcej pytań.

Rozważania o przeszłości odłożyłam na bok, żeby zająć się teraźniejszością. Ta ostatnio nie była łaskawa dla Johnnego. Ze względu na stan zdrowia, musiał zaprzestać walk w klatkach. Do tego, jego dziadek dostał udaru. Johnny znalazł go pół żywego na podłodze. Staruszek leżał nieprzytomny i gdyby nie szybka interwencja jego wnuka, na pewno by umarł. Niestety, jego stan był krytyczny, stąd co dzień odwiedzaliśmy go w szpitalu. Potem ruszaliśmy do Johnnego. Ogarnialiśmy dom i wspólnie przygotowywaliśmy posiłki. 

Coraz trudniej było mi wytłumaczyć nieobecność w domu. Znikałam na całe dnie, a czasem i noce. Zasłaniałam się fakultetami, spotkaniami z przyjaciółmi oraz imprezowaniem. Mama jednak zaczęła podejrzewać mnie o kłamstwo. Unikałam jej zatem jak tylko mogłam i praktycznie nie rozmawiałam z nią wcale. 

Szybkimi krokami zbliżały się walentynki. Święto zakochanych, którego tak kiedyś nie znosiłam, stało mi się bliskie. Był to bowiem dzień, w którym poznałam Johnnego i jakiś czas temu dowiedziałam się, że czternastego lutego obchodził swoje urodziny. Po nocach zastanawiałam się, co mogłam mu podarować. Nic jednak  ciekawego nie przychodziło mi do głowy. Wprawdzie walentynki przypadały w sobotę, nie chciałam jednak wychodzić z nim na miasto. Marzyłam byśmy byli tylko we dwoje. Napomknęłam mu o swoim pomyśle. Uznał, że jest świetny i zaprosił mnie do siebie. Szczęśliwa, zrobiłam obfite zakupy, a potem zjawiłam się u niego, obładowana torbami.

Johnny i RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz