Rosa. Pojednanie

95 6 10
                                    

Johnny nękał mnie na milion sposobów. Przesyłał mi tysiące buziek, serduszek, zasypywał wyznaniami miłosnymi i namawiał na randki. Odmawiałam z uporem maniaka, wykręcając się pracą, kursami prawnymi, a nawet wolontariatem. Skrycie jednak podziwiałam go, nie tylko za upór i wytrwałość, ale także za jego osobowość. Był bardzo lubianym szefem. Ogarniał zarządzanie korporacją, wprowadzał przemyślane zmiany, a przede wszystkim szanował ludzi. Zrobił ogromne wrażenie na pracownikach, gdy wraz z Leonem, wiceprezesem Rost Corporation, odwiedzili każdy dział. Rozmawiali przy tym z ludźmi i słuchali sugestii dotyczących poprawy jakości pracy. W końcu Sullivan zawitał również do nas. 

W dniu wizytacji wszyscy odczuwali dużą nerwowość. Nie wiedzieli bowiem czego mają się spodziewać. Każdy ubrał się odświętnie, przygotował stanowisko pracy i w napięciu czekał na prezesa oraz jego zastępcę. Obaj pojawili się o czasie. Jak tylko stanęli w drzwiach, zaparło mi dech w piersiach, bo prezentowali się obłędnie. Wyglądali jak angielscy dżentelmeni, żywcem wyjęci z magazynów mody. Byli gustownie ubrani, a także starannie uczesani. Kobiety wodziły za nimi maślanymi oczami, a mężczyźni zerkali na nich z zazdrością.

Johnny przywitał się z każdym pracownikiem, po czym podszedł do mnie i do Marthy.

- Witam Martho, witam Rosa - odezwał się pewnie, posyłając mi przy tym łobuzerski uśmiech.

Wszyscy momentalnie skupili na nas całą uwagę.

- Witamy w naszym dziale - odpowiedziała grzecznie pani manager.

- Martho, planujemy wejść z naszymi usługami na rynki Europy Środkowo - Wschodniej. W tym celu tworzę zespół ekspertów. Moja Rosa studiowała w Polsce prawo. Do tego zna specyfikę tamtejszych rynków. Proszę zatem byś włączyła ją do swojego teamu i jutro z samego rana, stawiła się z nią w sali konferencyjnej.

Jak tylko Johnny wypowiedział słowa: ,,moja Rosa" poczerwieniałam i myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Potem zalała mnie fala złości, ponieważ dotarło do mnie, że z premedytacją odezwał się w ten sposób. Nie mógł umówić się ze mną na randkę, to postanowił pokazać wszystkim, że należą do niego. 

Co za przebiegły lis - pomyślałam wściekła jak osa i spiorunowałam go wzrokiem. 

Sullivan od razu wyczuł mój nastrój. Mrugnął do mnie porozumiewawczo, po czym posłał mi jeden ze swoich oszałamiających uśmiechów. Ludzie gapili się na nas, więc musiałam robić dobrą minę do złej gry. Byłam jednak totalnie załamana. Wiedziałam, że plotki na nasz temat rozejdą się lotem błyskawicy i nie pozwolą mi normalnie żyć. Jakby tego było mało, Leon dolał oliwy do ognia. Zatrzymał się przy mnie i zaczął urządzać pogaduszki. Miałam ochotę wytargać pana prezesa i jego zastępcę za te ich perfekcyjne czupryny, jednak nie mogłam tego zrobić. Jak tylko wyszli, porwałam z biurka zepsuty sprzęt i uciekłam przed ciekawskimi spojrzeniami na korytarz. Musiałam ochłonąć i pozbierać myśli. Zdecydowałam się zatem wejść na górę po schodach. Ledwie przekroczyłam próg klatki, wpadłam na Elizę. Stała przy ścianie i trzęsła jak galareta.

- Matko, co się stało? - Zagadnęłam ją, przejęta jej stanem.

- To wszystko przez Leona - odezwała się łamliwym głosem.

- A co on takiego zrobił?

- Od tego przeklętego lunchu w Le Gavroche nie daje mi spokoju. Ciągle zaczepia mnie i namawia na randkę. Mojej odmowy nie przyjmuje wręcz z uporem maniaka. Do tego, podczas wizyty w naszym biurze urządził prawdziwe show. Zagadnął mnie po imieniu i zaczął rozmawiać o wspólnym wyjściu. Dasz wiarę?! Ludzie stali i lustrowali nas wzrokiem, a mu zachciało się prowadzić przyjacielskie konwersacje. 

Johnny i RosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz