Rozdział 2

553 27 11
                                    

Czerń pokrywa moje palce, przedramiona, a nawet ubrania. Mimo to nie przestaje. Moje ciało, choć wygięte pod nienaturalnym kątem na podłodze, pozostaje spięte. W pełnym skupieniu przesuwam dłonią po kartce papieru. Ogromna kartka A3 znajdująca się przede mną jest bałaganem czerni, którą sama stworzyłam. Czarna kredka, ołówki oraz wiszer są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Na blado żółtej chropowatej kartce papieru pojawia się jednak faktyczny zarys kobiecego ciała. Jej piersi wyciągnięte są do przodu przez ukazane na rysunku ręce, które są wyciągnięte do góry. Jej płaski brzuch jest mieszaniną czerni i bieli jednocześnie. Cała jej skóra wydaje się lśnić. Jedynie jej kobiecość została zasłonięta czarną plamą. Mimo to nie przestaję pracować, ponieważ wciąż mam wrażenie, że czegoś mi w niej brakuje. Być może jest to zwykły połysk ciała, a może mam wrażenie, że kompletnie spieprzyłam anatomię. Dalej jednak brnę przed siebie, nie zwracając uwagi na to, że cała moja skóra na przedramionach jest czarna od kredki, ale włosy spięte u góry spinką kompletnie się rozsypały.

   Cicha muzyka wypełnia pomieszczenie, a spokojny oddech Tony'ego który zaraz po skończeniu lekcji zasnął w moim łóżku, przypomina mi o tym, że jestem bezpieczna. Naprawdę bezpieczna. Rozpoznaje głos Harry'ego Stylesa, który usypia mnie swoim śpiewem i sprawia, że rytm mojego serca się uspokaja pomimo szalejącego deszczu za oknem. Przy odrobinie szczęścia może trochę się uspokoi i będę mogła pojechać na rowerze do baru. Już teraz za oknem jest strasznie przez ciemne chmury, ale nie chce nawet myśleć, jak przerażająco będzie o drugiej, czy trzeciej rano.

   Odrzucam ołówki do przezroczystego opakowania, w którym znajduje się reszta moich przyborów plastycznych. Niektóre są już na wykończeniu, ale mimo to nie potrafię się ich pozbyć. Ostatni raz kiedy mogłam sobie na coś pozwolić był w moje urodziny. Tony specjalnie sprzedawał wraz z innymi dzieciakami lemoniadę całe wakacje, żeby kupić mi zestaw ołówków, ze sklepu przy głównej ulicy. Nigdy nie zapomnę moich łez, gdy pocieszał mnie w moje własne urodziny. Kompletnie się przez niego rozkleiłam i z jakiegoś powodu boję się dnia, w którym jeden z ołówków będzie na wykończeniu lub po prostu się złamie.

   Kończę rysunek i od razu biorę żółtą taśmę do ścian, którą upchnęłam pod biurkiem. Odrywam kawałek zębami i od razu naklejam jej część u góry obrazka. Następnie podchodzę do ściany, na której zostało już mało miejsca. Doklejam do niej rysunek i od dołu przyklejam kolejny kawałek taśmy, tak by kartka nie spadła.  Gdy tylko mi się udaje, cofam się o trzy kroki, by podziwiać swoje dzieło.

   Spoglądam na telefon, który ładuje się przy łóżku. Stukam w ekran i z przerażeniem zauważam, że jest za dwadzieścia ósma. Chowam pudełko z przyborami pod biurko i dla pewności rzucam obok plecak, tak by było kompletnie niewidoczne. Następnie idę do łazienki i szybko odkręcam kurek z ciepłą i zimną wodą przy umywalce. Szoruje swoją skórę tak długo aż czerń wreszcie schodzi. Później decyduje się na spojrzenie w lustro i to mój błąd.

   Pierwsze co widzę to szarość i fiolet. Sińce dalej nie zeszły, a większość podkładu została na czarnym golfie, który teraz został świeżo uprany i wisi na wieszaku tuż za mną przy wannie. Przejeżdżam ręką po miejscu, w którym znajdowała się jego silna dłoń i delikatnie gładzę tył głowy, który dalej boli po zderzeniu z szafką. Mam wrażenie, jakby całe moje ciało wciąż odczuwało ból w taki sam sposób. Jedyne co udało mi się opanować to łzy. Nie potrafię płakać, ale jeśli wydam z siebie jakikolwiek dźwięk i poczuje drżenie swojego głosu to sama zalewam się łzami. Z przerażeniem spoglądam w swoje oczy i zauważam, że są puste. Wyglądają jak dwa czarne matowe kamienie węgielne. Nie pokazują ani radości, ani gniewu, czy smutku. Obrazują jedynie zmęczenie i chęć zakopania się w łóżku na najbliższy miesiąc.

Lover, fighter, friend and enemyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz