Rozdział 9

303 16 13
                                    

Szum w moich uszach wszystko zagłusza. Próbuję zapanować nad biciem swojego serca, ale czuję się tak, jakbym właśnie przebiegła kilkukilometrowy maraton. Ashton Hall mnie pocałował, a ja pociągnęłam to dalej. Nie odepchnęłam go. Nie kazałam mu się odsunąć i nie byłam nim w żadnym stopniu obrzydzona. W zasadzie to miałam wrażenie, że gdyby nie posadził mnie na blacie to upadłabym na zimne płytki w łazience.

   Przykładam obie swoje dłonie do rozgrzanych policzków i staram się zapanować nie tyle, co nad oddechem, ale i nad drżeniem serca. Przymykam powieki na dobrych kilka sekund nim decyduję się skręcić w stronę ogromnej hali. Czy Ashton został w miejscu naszego pocałunku? Próbuję poskładać myśli w całość, ale zamiast ukojenia odnajduję w swojej głowie coraz większy huragan. On naprawdę to zrobił. Przycisnął swoje rozgrzane wargi do moich i z siłą złapał mnie za biodra. Jak najbliżej siebie. Z jakiegoś powodu nie potrafię się uspokoić, a wszystkie dźwięki, które dochodzą z każdej strony wydają się być teraz kompletnie wyciszone. Mam wrażenie, jakbym wciąż była w miejscu, w którym mnie pocałował. Tymczasem uciekam od niego jak najprędzej.

   Przeciskam się między zajętymi siedzeniami i ignoruje jęki niezadowolenia. Każdy skupiony jest na meczu, a zewsząd słyszę liczne komentarze skierowane w stronę naszej drużyny. W pewien sposób pociesza mnie to, że nikt nie zwraca na mnie zbytnio uwagi. Mam więc chwilę na to, by dokładnie przemyśleć to co się stało.

   Po pierwsza Ashton Hall mnie pocałował. Po drugie ja mu na to pozwoliłam. Po trzecie moje serce bije zdecydowanie zbyt szybko, jak na zaledwie kilku dziecięco metrowy bieg z toalet na trybuny. Jakaś część mnie rozpaczliwie chce wrócić do niego. Moje ciało nakazuje mi się zatrzymać i popędzić z powrotem w jego ramiona, ale umysł wrzeszczy bym tego nie robiła. Każda normalna nastolatka wybrałaby pewnie głos serca, ale dla mnie zdrowy rozsądek stanowi swego rodzaju świętość. Dlatego też właśnie w tym momencie opadam na siedzenie obok Sofie, która niecierpliwie uderza paznokciami o różowe etui jej telefonu.

- Cześć – mówię nieśmiało, a ona gwałtownie podskakuje na miejscu. Tony jest zbyt skupiony na grze, by nawet zauważyć moją obecność.

- Przez ciebie osiwieje przed trzydziestką. Gdzieś ty była?

- Była kolejka do łazienki – kłamię.

   Sofie nie pyta mnie o nic więcej, ale zauważam jej czujny wzrok, który skierowany jest tym razem nie na moje oczy, lecz usta. Ona wie. Nie jestem dokładnie pewna, dlaczego, ale Sofie ma w sobie coś takiego, że nie da się przed nią niczego ukryć. To ona jako pierwsza dowiedziała się o tym, jak zagniewani są moi rodzice i jak coraz trudniej oddycha mi się we własnym domu. To dość przygnębiające. Łapczywie walczyć o głębszy wdech i wydech, gdy bezustannie na twojej szyi zaciskają się czyjeś silne ręce. Nie możesz krzyknąć, ani się nawet poruszyć. Pozostaje ci więc jedynie patrzeć i liczyć, że uścisk nieco się rozluźni, ale on nigdy nie znika na zawsze. Są lepsze, jak i gorsze momenty. Zwykle więcej jest tych, przez które zaczynam się dusić. Sofie zaś jest dziewczyną, przy której oddech staje się rzeczą normalną. Gdy pierwszy raz zobaczyła moje blizny widziałam w jej oczach przerażenie i coś innego. Coś na tyle okropnego, że nie byłam w stanie tego nawet w pełni opisać w swojej głowie. Nie zadała mi jednak ani jednego pytania. Po prostu wyciągnęła paczkę papierosów i powiedziała, że musimy pogadać. Przez większość czasu obie płakałyśmy. Ja nad ojcem, ona nad matką, a gdy zabrakło nam już łez, po prostu odpaliłyśmy kolejną dawkę nikotyny. Zatruwając powietrze, którym obie oddychałyśmy. Może jednak od samego początku była w nim zupełnie inna trucizna? Taka, która nie była widoczna ani wyczuwalna, ale wciąż odbierała nam jakiekolwiek siły.

  Gdy dziewczyna wraca spojrzeniem na taflę lodu, ja korzystam z okazji i zerkam w stronę drzwi. Właśnie wtedy go widzę. Jego włosy są w kompletnym nieładzie, a klatka piersiowa porusza się zdecydowanie zbyt szybko. Wzrok ma rozbiegany i widocznie kogoś szuka. Mimowolnie na moich ustach pojawia się delikatny uśmiech na myśl o tym, co stało się przed chwilą. Nim jednak chłopak ma jakąkolwiek szansę, by mnie zauważyć to staje przed nim wysoka dziewczyna. Mrużę oczy, by lepiej jej się przyjrzeć, a uśmiech kompletnie znika z mojej twarzy, gdy rozpoznaję Kate.

Lover, fighter, friend and enemyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz