Rozdział 5

437 21 4
                                    

Oto kolejny rozdział nieco pogadankowy! Ten podobnie, jak kilka wcześniejszych zagłębia się nieco bardziej w psychikę Summer. Mam nadzieję, że go polubicie, ponieważ uwielbiam pisać przemyślenia naszej głównej bohaterki ;)

Miłego czytania, kochani! <3

***

Miłość kojarzy mi się z cierpieniem. Za każdym razem, gdy oddajesz komuś serce musisz liczyć się z tym, że niektórzy ludzie są podli. Wiele osób tylko czeka na to, by cię zranić. Jaki jest więc sens otwierać się przed kimkolwiek? Lepiej oszczędzić sobie czasu na rozczarowanie i rozpacz.

   Czasami marzę o tym, by moja mama przestała go kochać, ale staję się wtedy zwykłą hipokrytką, ponieważ ja sama nie jestem w stanie tego zrobić. Miłość jest cierpieniem i rozpaczą, której doświadczam niemalże codziennie.

   Przesuwam dłonią po swoim ciele. Widzę na nim wiele szarych, fioletowych lub czerwonych siniaków. Moje ramię, na którym jest ślad po wypaleniu, dalej piecze. Brzuch boli mnie niemiłosiernie, a odór wymiocin, które wyrzucałam z siebie przez jakąś godzinę, sprawia, że zaczyna mi się kręcić w głowie. Zmęczona przecieram twarz dłonią i znów patrzę na swój posiniaczony policzek. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz mnie spoliczkował, a jednak wciąż boli tak samo. Tak naprawdę wszystko to, co zrobił mi dzisiaj wydarzyło się już kiedyś wcześniej. Powinnam być już przyzwyczajona do bólu, ale z jakiegoś powodu nie potrafię. Mój własny umysł wydaje się wrzeszczeć, bym nie zapomniała tego, co mi zrobił. Więc nie zapominam, ale mimo to sięgam po korektor.

   Przyglądam się małemu opakowaniu i zastanawiam się nad tym, czy wystarczy mi na tyle, by zakryć wszystko. Czy rany zagoją się przez ten weekend? Jaki strój powinnam wziąć, by nie rzucać się w oczy, a jednak wciąż dostać napiwki? Mimowolnie sięgam do kieszeni spodni i odnajduję na jej dnie białą kopertę pełną zielonych banknotów. Mały uśmiech wkrada się na moje wargi, a po chwili dociera do mnie, jak straszne jest moje życie.

    Spoglądam na swoje odbicie w lustrze i nienawidzę dziewczyny, którą widzę. Moje policzki są zapadnięte, a wory pod oczami są zbyt duże. Od czasu do czasu też ziewam. Jestem wręcz chodzącą definicją zmęczenia. Mimo to nie potrafię się ruszyć z miejsca. Jakąś godzinę temu ojciec znów wyszedł. W przerwie od wyrzucania wszystkiego ze swojego żołądka usłyszałam trzask drzwi. Najgorsze w jego uderzeniach w brzuch jest to, że są mocne. Ma on w sobie na tyle siły, by jedno kopnięcie wywołało u mnie wymioty. Nienawidzę tego. W domu już i tak brakuje nam jedzenia, ale gdy pozbywam się tego, co miało mi wystarczyć na cały dzień, czuję się pusta. Czasem daję radę się powstrzymać i nic nie jeść, ale bywają też takie dni, gdy głód staje się nie do zniesienia. Zastanawiam się wtedy, jak radzą sobie te wszystkie idealne modelki i sama próbuję ich sposobów. Nie ważne, jednak, jak wiele wody wypiję i ile gum do żucia będę mieć w buzi, głód zawsze mnie dopadnie. Bywają dni kiedy jestem na siebie zła, że jem. Myślę bowiem wtedy o tym, jak mało ma Tony i jak straszną egoistką jestem. Gdybym była bardziej wytrzymała być może nie musielibyśmy tyle płacić za jedzenie. Nie ważne, jak bardzo próbuję, zawsze będę potrzebować jedzenia. W szkole powtarzają, że głodzenie się jest tak samo złe, jak bulimia, czy objadanie. Nie potrafię sobie wyobrazić przyszłości, w której mam tak wiele jedzenia, by się przejeść lub by je z siebie dobrowolnie wyrzucić. W marzeniach, często wyobrażam sobie, jak głoduje i oddaje swoje porcje bratu. Wciąż jestem jednak zbyt słaba, by dać sobie z czymś takim radę.

   Patrzę na swoje ciało. Widzę blizny po innych papierosach na swojej skórze. Zauważam zacięcie po nożu, na który kiedyś upadłam gdy tata rzucił mną o blat w kuchni. Widzę każde miejsce, w którym były szwy i nikt się tym nie zainteresował. Przesuwam dłonią po brzuchu, na którym teraz powstaje duży szary siniec po bucie. Wspomnienie jego silnego ciosu sprawia, że zamykam oczy, by nie patrzeć. Nie chcę tego robić, a co więcej wręcz tego nie potrafię. Każde spojrzenie na moje ciało przypomina mi o tym, jak słaba jestem i co mogłabym zrobić, gdybym była odważniejsza. Bywają noce, jak te, gdy myślę o tym, że ja też mogłabym go skrzywdzić. Czasami przeraża mnie ta moja bezlitosna część umysłu. Ta w której bez wahania chwytam za sztućce, by we niego nimi rzucić. Ta w której mam dość odwagi, by uciec. Zawsze po tej chwili agresji, pojawia się smutek i złość na samą siebie. Są chwile, kiedy chcę samą siebie ukarać za to, co myślę. Wtedy zwykle spoglądam na swoje ciało tak, jak teraz i myślę, że tata miał racje każąc mnie, ponieważ jestem złą córką. Jestem okropną osobą. Kto normalny chciałby skrzywdzić swojego ojca? On mnie kocha. Powtarza to od lat i choć bywają noce właśnie takie, jak te, gdy szczerze go nienawidzę to są również i te, kiedy błaga mnie on o wybaczenie. Kiedy pada na kolana i powtarza, że mnie kocha. Ja mu zaś wybaczam. Tak jak moja własna matka.

Lover, fighter, friend and enemyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz