Rozdział 3 "Pytanie czy pytanie?"

127 8 13
                                    

W czasie gdy Moxxie poszedł zająć się sprawami (lub bardziej "naprawami") dachu, a Millie postanowiła że pójdzie po jakiś lunch, Blitz zamierzał oprowadźić nowego pracownika po firmie. Jednak nim to nastanie Kai postanowił pozbierać swoje rzeczy. Smartfona schował do prawej kieszeni bluzy, notatnik, pióro, ładowarkę jak i drobne postanowił trzymać w torbie, ponieważ nie były tak potrzebne by je ze sobą nosić. Pasek założył i przez chwilę wydawało mu się że jakby dopasował się idealne do niego. Sztylet włożył za pasek po prawej stronie by mieć go zawsze pod ręką.
-Dobra szefie prowadź.
Następne kilkanaście minut spędzili na zwiedzanu siedziby I.M.P Wyszli z sali spotkań do której Kai "wpadł", następnie przeszli do pomieszczenia gospodarczego dla pracowników, biura Blitza, aż w końcu poszli w stronę recepcji - Miejsca z kąd firma dostawała telefoniczne "propozycje biznesowe"
-Loonie. Chciałbym Ci kogoś przedstawić - Krzyknął szef.
Chłopak spodziewał się raczej Kolejnego impa siedzącego za biurkiem, jednak mocno się zdziwił gdy zobaczył wilka, a raczej wilczycę, siedzącą tam z nogami założonymi na biurku.
-Kolejny zjebany psychicznie klient, który nie mógł się pogodzić z tym że żona go zostawiła i dla tego skoczył pod pociąg, a teraz oczekuje że wykończymy mu żonę? - Spytała z pogardą w głosie jednocześnie cały czas gapiąc się na ekran smartfona.
-To... dość długi i dokładny opis. - Stwierdził Blitz - Ale nie, przedstawiam Ci nowego pracownika... *Dramatyczna pauza* Kaia.

Demonica była mniej więcej podobnego wzrostu co Kai, miała białą sierść z odcieniami szarości w niektórych miejscach. Posiadała długi, puszysty, czarno-biały ogon. Jej fryzura była dość interesująca, długie, szare włosy, rozpuszczone oraz zasłaniające jedno oko. Ubrana była głównie w ciemne kolory. Jej strój składał się z krótkich spodenek ze znakiem półksiężyca i podartej, krótkiej koszulki odsłaniającej ramiona. Na klatce piersiowej paski od koszulki tworzą pentagram łącząc się ze obrożą na szyi, posiadała również długie rękawiczki bez palców i dwa kolczyki na lewym uchu.

Loona na chwilę spojrzała na niego.
-Nie wiedziałam, że chcesz mnie zastąpić. - Powiedziała głosem bez wyraźnego przekazu.
-Tak naprawdę - Próbował wytłumaczyć Blitz - to on dopiero co umarł i potrzebuje pomocy.
Loona znowu na niego spojrzała jednak tym razem ich spojrzenia się spotkały. Kai poczuł jej emocje wypływające z jej wzroku: zazdrość, smutek, pogardę, odrzucenie jednak czuł też że ona nie stara się tego okazywać. - "Chyba jednak trafiłem do raju" - Pomyślał.
-Bo właśnie spotkałem anioła. - Wyszeptał na szczęście, na tyle cicho że nikt tego nie usłyszał.
-Chwila. To ON jest ogarem piekielnym nie urodzonym w piekle? - Loona powiedziała to z dosłownym minimum zdziwienia w głosie.
-Takie trochę masło maślane, ale co w tym dziwnego? - Spytał Blitz.
-A widziałeś ty kiedyś chochlika który stał się nim po śmierci?
-No nie... Dobra już rozumiem, to rzadkość a wręcz niemożliwość. - Zrozumiał Blitz.
-Halo ja tu jestem. - Przypomniał Kai.
-Tak, tak. Loonie zostawiam Ci go. Zapoznajcie się bardziej i naucz go jakiś recepcjonistycznych sztuczek. - Nie czekając na odpowiedź Imp pognał do swojego biura.

-No tak więc... jestem Kai.
-Loona.
-Mogę Ci zadać pytanie?
-I tak nie mam na razie nic do roboty. Dawaj śmiało.
-Naprawdę myślałaś, że Blitz cię zastąpi?
-Sama nie wiem - Loona zaczęła się otwierać. - Chyba już sam twój widok przyniósł mi tamtą myśl. Dobra moja kolej: Po co ci ten bandaż?

Faktycznie Kai już zapomniał o bólu... Już nic go nie boli... Chłopak postanowił zdjąć bandaże. Powiedział podczas rozbandażowywania:
-Wpadłem do was na odwiedziny... przez dach.
Loona parskneła śmiechem.
-Serio? Proszę powiedz mi że teraz Moxxie to naprawia.
-Strzał w dziesiątkę... - Odpowiedział - Dobra teraz ja... Od kiedy tu pracujesz?
-Od samego początku. Po tym jak Blitz mnie zaadoptował, otworzył tą firmę.
I tak przez kolejne trzydzieści minut. Kai zadawał pytania o firmie sprawnie wymijając temat życia prywatnego Loony. A Loona dowiedziała się o wydarzeniach z dzisiejszego poranka sprawnie wymijając temat życia i śmierci chłopaka. Jednak w końcu niespodziewanie zapytała:
-Jak umarłeś?
-A jakie to ma znaczenie? - Odparł Kai.
-Istotne. Dzięki temu możemy dowiedzieć się dlaczego stałeś się zwykłym ogarem piekielnym, zamiast przybrać nietypową formę tak jak reszta potępionych.
-Nie wiem jak umarłem. Nie pamiętam swojego życia. To smutne ale prawdziwe.
-Szkoda, bo jestem ciekawa co się za tym kryje.
-Dobra czas na pytanie ostateczne...
-Dobra dawaj... - Stwierdziła.
-Jak Ci się układa życie prywatne? Masz kogoś?
Loona wydawała się być oburzona tym pytaniem. Odwróciła się i znowu przeglądała coś w telefonie.
-Spierdalaj - Powiedzała oschle.

***

Po jakimś czasie wróciła Millie z Lunchem. Podała: Sałatkę z awokado dla Loony i Sałatkę z pomidorów dla Kaia. Kiedy Millie poszła zanieść jedzenie dla Moxxiego i Blitza, Loona powiedziała:
-Nie cierpię tej pieprzonej sałatki.
-Weź moją, mi to wszystko jedno.
Wymienili się sałatkami i zjedli w milczeniu.

***

tak pierwszy dzień pracy poszedł prawie gładko. Żadnych zleceń. Moxxie zdążył naprawić dach. Kai poznał trochę piekło, demony, a co najważniejsze swoich współpracowników. Ale została jeszcze jedną rzecz do uzgodnienia, a mianowicie...
-Gdzie ja będę mieszkał? - Zapytał wilkochłopak - Nie że się narzucam czy coś.
-Mamy chyba u nas jakiś wolny pokój. Co nie skarbie? - Zapytała Mills.
-Chyba tak. - Odpowiedział Mox.
-Świetnie. - Odparł szef - W takim razie wszystko ustalone spotykamy się jutro, rano czyli tak jak zwykle.

***

-Czuj się jak u siebie w domu - Powiedziała Millie - Tam jest kuchnia, tam łazienka, a tu -Powiedziała przekraczając próg pokoju - Tu jest twoja sypialna. Przepraszam za bałagan.
Pokój był dość mały. Znajdowały się w nim tylko łóżko, biurko, i szafa, no i pudła. Tony pudeł.
-To stare graty - Stwierdziła Millie - Zupełnie nam nie potrzebne więc zrób z nimi co tam chcesz. A jeśli nie masz pytań to pójdę już spać.
-Nie, nie mam pytań. I jeszcze raz dzięki za to że znaleźliście dla mnie miejsce. Ja jeszcze trochę ogarnę te pudła i sam się położę.
-W takim razie powodzenia, i dobranoc.
-Dobranoc...

Kai postanowił że nie wyrzuci niczego, a pudełka poustawia pod ścianą. Znalazł w nich kilka ciekawych rzeczy na przykład kusze czy laptopa którego postanowił, że uruchomi. Ten jednak za nic nie chciał działać - "Nie dziwię się że leżał w kartonie." Chłopak postanowił jednak że rozkręci komputer i sprawdzi wnętrze. Wielozadaniowość włączyła się chyba na następny poziom gdyż Wilk jednocześnie naprawił laptopa, układał pudła, oraz wpakował rzeczy z torby. Po jakimś czasie spojrzał na wyświetlacz smartfona. Była godzina 21.36. Laptopa udało się uruchomić. Jak się okazało nie ma tu żadnych prywatnych plików Moxxiego i Millie, co za ulga. Chłopak zamkną laptopa, pościelił łóżko i powoli zaczą zasypiać...

[1041 słów, wiecie co mam na myśli ale dotarło do mnie że w sumie to każdy rozdział będzie inny więc i długość będzie różna i nie będę zapychać rozdziału głupimi dialogami po to tylko by potem zacząć skracać w najlepszym momencie bo wyjdzie tragedia (Tak w sumie już sama moja opowieść sama w sobie jest tragicznie napisana.) Więc jeden rozdziały będą dłuższe drugie krótsze.

Pytania o bohatera czy coś innego odnośnie tekstu (Na pytania o mnie też postaram się odpowiedzieć {choć i tak nikogo to pewnie nie obchodzi}) >>>>>>>>>

(W przypadku gdy prawidłowa odpowiedź będzie spoilerem po prostu to napiszę)

Z pozdrowieniami. ~KajKD/Autor ]

Pewnego razu w piekle ||Helluva Boss/ Hazbin Hotel fanfiction||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz