III: Bez żalu

2K 96 92
                                    


Rozdział 3: Bez żalu.

...w miłości samotny, niczym butelka w morze rzucona...*

Ku swojej wielkiej irytacji, Draco stwierdził, że odnalezienie odrobiny samotności w ślizgońskim pokoju wspólnym — a nawet we własnym dormitorium — jest równie możliwie jak to, że znajdzie sposób, by w trakcie mijającego wieczoru nie myśleć o Harrym. Do tego coraz trudniejsze robiło się ukrywanie przed innymi skutego nadgarstka. Ostatecznie więc zdecydował udać się do biblioteki, gdzie mógł odnaleźć trochę ciszy i spokoju.

Kiedy do niej wszedł, była niemal ósma wieczorem. Gdy tylko ogarnął wzrokiem cztery ściany zamykające się wokół niego, ogarnęło go jakieś nieprzyjazne uczucie, a jego klaustrofobia nagle wysunęła się na pierwszy plan. Uświadomił sobie, że czuje się zupełnie jak we dworze Malfoyów; niczym krab na grillu, zaczynający odczuwać smagnięcia żaru. Niczym schwytany w pułapkę.

Hogwarcka biblioteka, jakkolwiek niezwykła i nienagannie wyposażona, wciąż przypominała mu wyraźnie domową bibliotekę ojca: salon, wypełniony tylko i wyłącznie książkami, poukładanymi na półkach, które ustawiono jedna na drugiej, aż po sam sufit. Wszystkie pozycje, w ten czy inny sposób, traktowały o czarnej magii. To była część ich bytu, część bycia Malfoyem. Część niego samego.

Draco przebiegł dreszcz, gdy przypomniał sobie wyraźne ostrzeżenia ojca, wciąż uświadamiającego syna na temat rożnych sposobów okrywania nazwiska hańbą, a także złowieszcze przestrogi, by nigdy, jak długo oddycha, a krew Malfoyów płynie w jego żyłach, nie przyniósł najmniejszej ujmy swojemu rodowi. Bo pożałuje.

Bo pożałuje. To nie była nawet dyskretna aluzja, albo coś, co mogłoby być wzięte za godne litości urojenia. To był konkretny, z góry określony wyrok za popełnione wykroczenie. Bez możliwości negocjacji, bez możliwości ułaskawienia, bez szansy na przebaczenie.

Ale coś takiego? Draco uważał, że nawet ojciec mógłby mieć trudności z ocenieniem poziomu i wagi poniżenia, którego dopuścił się jego syn na ich cennym nazwisku. Miał szczerą nadzieję, że jeśli Lucjusz dowie się o tej sprawie, zanim uda mu się znaleźć sposób na odwrócenie skutków, to wykończy go szok, bo jeśli tak się nie stanie, to Draco będzie musiał wprowadzić w życie bardzo prosty plan B i honorowo popełnić samobójstwo.

Ta myśl otrzeźwiła go i zmobilizowała do działania. Zdecydowanym krokiem podszedł do półek po prawej, gdzie — zgodnie z jego wiedzą — znajdowały się książki dotyczące zaawansowanej magii. Domyślał się, że to, co mogło być przydatne w jego przypadku znajdowało się w Dziale Zakazanym, jednak gdy tylko zbliżył się do niego, ta irytująca kobieta, pani Pince, podeszła do niego i zażądała przedstawienia pisemnego pozwolenia na dostęp do tej sekcji. Draco oczywiście nie posiadał takiego upoważnienia, aczkolwiek w tym momencie byłby szczęśliwy wręczając jej własną, autorską notkę — bardzo adekwatną do sytuacji i wyjątkowo wulgarną.

Poddał się i opuścił bibliotekę. Książki nie pomogą — sam musiał wymyślić, jak wyjaśnić Harry'emu, co się wydarzyło, oraz opracować błyskotliwy sposób na wydostanie się z tego bałaganu.

A właściwie dlaczego w ogóle przejmował się wyjaśnianiem Harry'emu czegokolwiek? Przecież on nie zrozumie. Nie mógłby, nawet on, Chłopiec, Który Miał w Zwyczaju Udaremnianie Planów Voldemorta. To była zupełnie inna walka, pod wieloma względami dużo trudniejsza niż zmagania z Voldemortem. To pojedynek serca z umysłem, samodestrukcyjna bitwa przeciwko samemu sobie, która dla Draco skończy się źle, bez względu na to, która ze stron będzie wygrana.

Nie. Nie chce, nie potrzebuje pomocy Harry'ego. Wszystko czego chce, to żeby Harry trzymał się z daleka od niego. I nigdy więcej ustnych potyczek, żeby Draco mógł zrozumieć jak to naprawić, jak odwrócić zaklęcie, jak znów być sobą.

Na Zawsze Twój // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz