XV: Cała prawda o miłości

2.3K 132 88
                                    


Rozdział 15: Cała prawda o miłości

Miłość to nieodparta żądza bycia nieodparcie pożądanym.*

Niebo zabarwiło się na złoto. Obręcze bramek na boisku quidditcha w blasku jaskrawego słońca wyglądały, jak gdyby płonęły żywym ogniem. Wiatr nie był przenikliwy, ale silny i zimny, więc Harry zaciągnął wokół siebie poły szaty. Siedział sam na pustych trybunach, przypominając sobie, jak kiedyś groził komuś, że przykuje go kajdankami do słupka bramki. Uśmiechnął się ze smutkiem na to wspomnienie. Kiedyś.

Kiedyś przydarzyły mu się też inne rzeczy: intymne chwile, ulotne dotknięcia, gniew, który początkowo chronił, a potem maskował coś zupełnie innego. Poczucie winy i żal. I słodko-gorzki posmak nadziei, który nie chciał przeminąć.

Teraz jednak wszystko się skończyło.

— Z ziemi wygląda to całkiem inaczej, prawda?

Otrząsając się z zadumy, Harry spojrzał w kierunku, z którego dobiegał znajomy głos. Ron stał przy końcu ławki, patrząc na niego z nieokreśloną miną, chociaż tym razem na piegowatej twarzy nie można było dostrzec złości. Wiatr unosił i targał jego rude włosy.

Harry uśmiechnął się i przesunął odrobinę nogi, żeby Ron mógł zająć miejsce obok niego. Przez chwilę siedzieli w przyjemnym milczeniu. Bez pytań, bez konieczności udzielania odpowiedzi.

— Tak, inaczej — odparł wreszcie Harry.

— I my jesteśmy inni.

Słowa Rona były opanowane i niosły ze sobą rodzaj spokoju, który zaskoczył Harry'ego tak samo mocno, jak ich szczerość. Zanim jednak zdążył zaprotestować, Ron kontynuował:

— Cóż, to niebo jest twoim... domem. Nie sądzę, żebyś wiedział nawet, ile rzędów ławek posiada każda z trybun. Ale ja wiem. — Zawahał się. — Spędziłem sporo czasu tu, gdzie teraz siedzisz. — Jego głos lekko zadrżał. — Widzisz, jak to wygląda z mojej perspektywy.

Harry przełknął ślinę i na moment musiał spuścić wzrok.

— Wiem, Ron — przyznał z trudem. Bardzo chciał, by sprawy nie ułożyły się w taki sposób. Żeby nie kosztowały ich aż tyle zmartwień i gniewu, które pociągnęły za sobą tylko większą ilość bólu. — Przykro mi.

— Naprawdę ci na nim zależy? — zapytał Ron takim tonem, jak gdyby wkładał spory wysiłek w samo przepchnięcie słów przez usta.

Harry odważył się na niego zerknąć, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, chociaż uśmiech ten nie niósł ze sobą ani odrobiny radości, a raczej wspomnienie o stracie. Ron zdecydowanie unikał kontaktu wzrokowego. Obaj na długą chwilę zapatrzyli się w rozciągające się nad nimi bezkresne niebo.

— Tak — odparł Harry po jakimś czasie.

Ron odetchnął gwałtownie, ale poza tym pozostał idealnie opanowany. Mimo to jednak nie potrafił powstrzymać grymasu, kiedy mruknął z przygnębieniem:

— Malfoy.

Tym razem uśmiech Harry'ego zabarwiła delikatna nutka rozbawienia.

— Tak.

— Z pewnością rozumiesz, jak trudno mi w to uwierzyć — powiedział Ron tonem pozbawionym złości czy nienawiści.

W porównaniu ze wszystkimi możliwymi scenariuszami ewentualnej konfrontacji z Ronem na temat Draco Malfoya i uczuć, jakimi go Harry obdarzył, ten rzeczywisty okazał się zdecydowanie lepszy.

— Nie, nie spodziewałem się, że to zrozumiesz albo zaakceptujesz. — Harry zachichotał nieśmiało. — Sam tego do końca nie rozumiem.

— Więc dlaczego? — zapytał Ron spokojnie. — Co sprawia, że tyle dla niego ryzykujesz?

Na Zawsze Twój // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz