XIII: Szanse

1.3K 78 151
                                    


Rozdział trzynasty: Szanse

Urok pierwszej miłości polega na naszej niewiedzy, że to się może kiedyś skończyć.*

Harry od dłuższego czasu siedział na podłodze Zakazanego Działu, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w zaciemnione półki. Otwarta książka leżała obok niego. Umysł zalewał mu kłębiący się strumień myśli, w jednej chwili spójnych, w następnej rozsypanych jak kawałki układanki. Jego uwagę przykuł prawie niezauważalny ruch po prawej stronie. W końcu poruszył się, po czym wyprostował.

Siedział spięty w półmroku, dopóki nie zdał sobie sprawy, że to tylko mały brązowy pająk biegł wzdłuż krawędzi jednej z niższych półek. Odprężył się i oparł plecami o ścianę. Kiedy ponownie pomyślał o Ronie zalała go fala smutku. Za każdym razem, kiedy w dormitorium pojawił się jakiś pająk, Ron głośno protestował przeciwko jego obecności, dopóki Harry nie wypuścił pajęczaka na zewnątrz. Harry śledził wzrokiem pająka, który, nie mając pojęcia o wzbudzanym zainteresowaniu, wypuścił delikatną nić i opuścił się na podłogę. Harry nie blokował mu drogi. Pająk pomknął w stronę ciemnego kąta i zniknął mu z oczu.

Z westchnieniem podniósł książkę i zdecydował zrobić użytek ze swojej wizyty. Po zaznaczeniu strony o miłosnych eliksirach, przejrzał resztę książki, zatrzymując się z zainteresowaniem na Eliksirze Znikania, który był na poprzedniej stronie. Wychodzi na to, że Draco jednak nie kłamał.

Czy chłód, który usłyszał w jego głosie też nie był kłamstwem?

* * *

Poranek, jaskrawiej niż kiedykolwiek wcześniej, ukazał prawdziwą wyrwę w przyjaźni pomiędzy dwoma Gryfonami. Harry odkrył, że wiszące pomiędzy nimi napięcie było tak samo złe, jeśli nie gorsze, jak napad szału Rona poprzedniego wieczoru — to był wybuch, któremu trzeba było stawić czoła. Ale chłodna wrogość, która teraz wisiała pomiędzy nimi, była jak głęboko wbity cierń, przynoszący okropny, dokuczliwy ból, który nie miał odejść.

Seamus, Dean i Neville siedzieli w swoich łóżkach i patrzyli ze zdziwieniem, jak Ron wyszedł z dormitorium wcześnie rano, zatrzaskując za sobą drzwi. Krótko po tym Harry ubrał się cicho i też zszedł na dół. Kiedy drzwi się zamknęły, tym razem cicho, pozostali trzej chłopcy spojrzeli na siebie znacząco.

— Wygląda na to, że Migdalenie Się Na Wieży też nie poszło zgodnie z planem — zauważył Seamus. — Ron wyglądał jakby uderzył głową w chmurę burzową.

— Racja — zgodził się Dean, przewracając oczami. — Gdybyśmy kiedyś potrzebowali wulkanu do przedstawienia szkolnego, Ron byłby idealnym ludzkim rekwizytem. Szczególnie z tą płomienną czerwienią na czubku głowy.

— Jak myślicie, co się stało? — zapytał zaciekawiony Neville.

— No cóż, wnioskując po piekielnym nastroju Ron nie poszalał — stwierdził Dean.

— Może przypadkiem spotkał Millicentę Bulstrode i został przez nią namiętnie poturbowany — zasugerował Seamus. — To by wszystko wyjaśniło. Chociaż zachowanie Harry'ego jest dość podejrzane, więc myślę, że miał z tym coś wspólnego. Zastanawiam się, co...

— Hermiona wróciła wczoraj do pokoju wspólnego raczej późno — podsunął Dean. — A Harry wśliznął się do dormitorium jeszcze później.

— Więc kto kogo obcałowywał? — drążył Neville.

— Aha — powiedział Seamus z przebiegłym uśmiechem na twarzy. — To moi przyjaciele, jest zagadka, którą musimy rozwiązać.

***

Na Zawsze Twój // DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz