Biały Kot dotrzymywał słowa i rzeczywiście nie spuszczał jej z oczu, co zasadniczo skomplikowało proces poszukiwania talizmanów. Nadal unikała przemieniania się przy nim w Biedronkę, nie chcąc ryzykować powtórki z ostatniego razu. Wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego traktuje je jak dwa odrębne byty, skoro znał jej sekretną tożsamość. Fakt był jednak taki, że o Marinette się troszczył, a Biedronkę uważał za zagrożenie. Dlatego też Tikki musiała niemal cały czas się ukrywać i nie mogła służyć Marinette radą.
A ta bardzo takiej potrzebowała.
Czas upływał, a Kot pozostawał pod władzą akumy. Marinette nie spodziewała się, że zdobycie jej będzie aż tak wymagające. Ale może po prostu nie starała się odpowiednio? Coś ewidentnie robiła źle, skoro ciągle byli w tym miejscu, a jej partner nosił biały kostium, a nie czarny. I nawet nie chodziło o to, że nie przemienia się w Biedronkę. Superbohaterka była nią. To Marinette kryła się pod kropkowaną maską. To jej umysł rozwiązywał wszystkie łamigłówki. Czemu więc nie potrafiła zająć się tą największą? Zaczęła nawet podejrzewać, że moc destrukcji Białego Kota działała znacznie głębiej, niż przypuszczała na początku.
Zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że Megakotaklizm dotknął nie tylko jej ciała, ale i zniszczył siłę ducha, z której czerpała moc, by być Biedronką. Może naprawdę działał jak trucizna, która teraz rozprzestrzeniała się powoli po całym jej organizmie? Może właśnie to uniemożliwiało jej bycie bohaterką - silną, pewną siebie i skoncentrowaną na misji? Odkąd obudziła się w kapsule w Norce, czuła tylko przytłaczające poczucie winy, przygnębienie i stratę. I tak - miała święte prawo, by to odczuwać, patrząc na wszystko, co stało się z jej partnerem i bliskimi. Jednak teraz zaczynała się bać, że za tymi emocjami kryje się znacznie, znacznie więcej.
Na dodatek spostrzegła, że jej kondycja jakby słabnie. Lewa noga zdawała się coraz sztywniejsza, podobnie ręka. Było to bardzo subtelne, lecz Marinette stała się niezwykle wyczulona na wszelkie zmiany w jej ciele. A tych nie potrafiła zignorować. Podświadomie zaczęła odliczać dni do momentu, gdy całkowicie straci władzę w dotkniętych Megakotaklizmem partiach ciała. I spodziewała się, że będzie to raczej szybciej niż później.
Takie ponure myśli przemykały jej przez głowę, gdy leżała na łóżku w różowej sypialni Białego Kota. Chłopak nalegał, by jak najwięcej wypoczywała, a ona posłusznie spełniała jego życzenia, bo były to jedyne momenty, gdy zostawiał ją samą. Gdy tylko opuszczała pokój, zaczynał śledzić każdy jej krok. Był troskliwy do tego stopnia, że stawało się to nieznośnie. A na dodatek słyszała, jak mamrocze pod nosem "chronić Księżniczkę", co uświadamiało jej, że jego nadgorliwość powoduje głównie przeklęta akuma, którą gdzieś przed nią chował. Zawsze był nieco nadopiekuńczy, ale przemiana w Białego Kota wzmocniła jego zachowanie jeszcze bardziej.
Nie mogła jednak siedzieć zamknięta w pokoju, gdy czekały na nią obowiązki.
- Już nie śpisz?! - Biały Kot zerwał się z sofki, gdy tylko zobaczył Marinette w salonie. - Księżniczko, nie powinnaś jeszcze wstawać!
Odkąd zobaczył białe blizny, naprawdę obchodził się z nią jak z jajkiem. Niemal non stop nosił ją na rękach, żeby tylko się nie przemęczała. Teraz też zauważyła, że wykonuje ruch, jakby chciał ją podnieść, więc czym prędzej umknęła poza zasięg jego rąk, udając, że wybiera się do kuchni.
- Zrobiłam się głodna - skłamała, bo jedzenie było ostatnim, o czym teraz myślała.
- Ale dobrze się czujesz, tak? - spytał, ostrożnie łapiąc ją za nadgarstek i zatrzymując w pół kroku. - Nic cię nie boli? Pójść po nową maść? Albo jakieś środki przeciwbólowe? - dopytywał, uważnie oglądając jej lewą dłoń.
CZYTASZ
Biały Kot
FanfictionOd pierwszego pojawienia się Białego Kota minęły już lata i Królix myślała, że wie, czego się spodziewać. Kiedy jednak Czarny Kot po raz kolejny dostaje się we władzę akumy i ponownie zmienia w swoje mroczne alter ego, sprawy przybierają naprawdę ni...