5. Co było i co jest

426 57 36
                                    

Pół roku wcześniej

Marinette kątem oka dostrzegła rozbłysk białego światła wydobywający się przez okna szkoły i już wiedziała, co to oznacza. Doskonale przecież pamiętała alternatywną rzeczywistość, którą w przeszłości musiała naprawić i Białego Kota, który bezceremonialnie próbował odebrać jej Miraculum. Nie potrafiła wyrzucić z głowy błękitnych oczu i białej, destrukcyjnej mocy wydobywającej się czubków jego palców. Miesiącami nawiedzały ją koszmary. Nadal do niej wracały w chwilach ogromnego stresu i presji. A teraz to działo się znowu i nic nie mogła zrobić, żeby temu zapobiec. Jedyna nadzieja tkwiła w tym, że zdąży uciec, przemienić się i jakoś powstrzymać katastrofę.

Ale nikt nie był na tyle szybki, by wyprzedzić falę mocy, która parła przed siebie niczym tsunami.

Biegła przed siebie co tchu, tak szybko, że sama była zaskoczona prędkością jaką rozwinęła. Lecz światło było coraz bliżej, bez względu na to, jak szybko przebierała nogami. Gdzieś w głębi ducha od początku wiedziała, że nie zdąży. Nie było przed tym ucieczki. Płuca paliły ją z wysiłku i nie była w stanie nawet wykrztusić formułki przemiany. Całą sobą skupiała się na tym, żeby biec - cały czas biec - i nie upaść, bo wtedy to byłby już definitywny koniec. Łzy płynęły jej po twarzy, ale nie zatrzymywała się i nie oglądała za siebie. Słyszała za plecami przerażone okrzyki, które rwały się gwałtownie, ale nie mogła spojrzeć. Musiała biec.

Światło przybliżało się coraz bardziej. Marinette widziała jego odblask w szybach samochodów i mijanych oknach budynków. Widziała, jak pochłania wszystko, co stanęło mu na drodze. Słyszała odgłos walących się budynków, zgrzyt metalowych konstrukcji. Czuła smak pyłu w ustach.

Nie zdążę, pomyślała z rozpaczą.

Obejrzała się za siebie i zobaczyła, że fala uderzeniowa jest dosłownie tuż za nią. Nagle poczuła przeraźliwy ból w lewej części ciała i straciła równowagę, a w następnej chwili lądowała twardo na ziemi. Skuliła się w sobie, czekając na nieuchronne.

Ale śmierć nie nadeszła.

- Niech to jasny szlag!

Gdzieś w pobliżu usłyszała przerażony głos, który wydawał się jej dziwnie znajomy. Spróbowała otworzyć oczy, żeby przekonać się, kto taki umiera razem z nią, ale wtedy to poczuła - tak naprawdę poczuła: palący, wszechogarniający ból, promieniujący z lewej nogi i ramienia, powoli rozchodzący się dalej, na całe ciało. Miała wrażenie, jakby ktoś wsadził te jej części ciała do ognia i pocierał oparzenia szorstką gąbką. Wychowywała się w piekarni, wielokrotnie miała do czynienia z bardzo gorącymi blachami i piekarnikiem. Od lat stawała do walki ze sługusami Władcy Mroku, którzy nie obchodzili się z nią zbyt delikatnie. Znała ból. Ale tego obecnego nie potrafiła porównać do żadnego innego.

Zastanawiała się, czy to jakaś kara za to, że nie zrobiła więcej, żeby ocalić Kota. Ocalić Paryż.

- Musisz się przemienić! No już! - krzyknął ten ktoś, kto był razem z nią.

Zatem Ktoś znał jej sekretną tożsamość. Jakaś malutka cząstka Marinette zdawała sobie sprawę, że to niedobrze, ale w tym momencie nie potrafiła się tym przejmować. Agonia przesłaniała wszystko. Jakie znaczenie miały tajemnice, gdy całe jej ciało płonęło i rozpadało się na kawałeczki? Chciała już w tym momencie tylko jednego: żeby ból się skończył.

- Marinette, nie zasypiaj, słyszysz?! Marinette!

Chciała odpowiedzieć, ale nie była w stanie wydobyć z siebie głosu ani tym bardziej wymówić słów do przemiany. Była pewna, że jeśli otworzy usta, wydobędzie się z nich tylko przeraźliwy wrzask. Wszystko wokół ciemniało i ból stawał się jakby łatwiejszy do zniesienia. Marinette ochoczo sięgała ku temu mrokowi, skoro przynosił ukojenie.

Biały KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz