Rozdział 19

27 2 0
                                    

Rozdział 19

Lody miętowe

William Clarke

- Zajmiesz się Augustem Park? – rozmowa w budce telefonicznej zawsze była najbezpieczniejszym wyjściem. – Mam coś pilnego do załatwienia. Odwdzięczę się. – znów musiałem poprosić o przysługę kolegę z pracy i miałem szczerą nadzieję, że się zgodzi.

- Stary, mam kilka rzeczy do zrobienia...

- Wynagrodzę ci to, obiecuję. – zacząłem szybko wymyślać sposób, by zgodził mi się pomóc. Nie mogłem się rozdwoić i być w dwóch miejscach jednocześnie, dlatego był mi potrzebny. – Zajmę się papierkową robotą przez miesiąc, jak tylko skończę śledztwo.

- Miesiąc? – ta propozycja najwyraźniej go zaciekawiła, ale przez głos przepłynął niedosyt.

- Półtora. – powiedziałem stanowczo.

- Dwa miesiące i możesz na mnie liczyć do końca śledztwa.

Dwa miesiące papierkowej roboty... przecież ja się zanudzę na śmierć, nie wspominając o tym, jak mój organizm się pogorszy od dwukrotnie większego spożywania kofeiny.

- Dobra, zgoda. – westchnąłem zrezygnowanie.

- A teraz przedstaw mi instrukcje, bo zaraz muszę wymyślić wymówkę do szefa, czemu nie zajmuję się swoją sprawą.

Istnieje pewien fakt, z którego nie jestem dumny i, o którym nie wolno mi mówić. Vincent Clarke jest moim ojcem i to on naprowadził mnie na ścieżkę detektywistyczną. Dzięki niemu objąłem posadę zastępcy głównego detektywa w wieku dwudziestu lat. Kto dostaje w tak młodym wieku taką odpowiedzialną fuchę? Oczywiście istniał drugi fakt, że tak naprawdę sobie na to zasłużyłem. Moja pierwsza sprawa została rozwiązana w dwa dni i nie potrzebowałem zbyt dużo czasu, by wszyscy się o tym dowiedzieli. Na początku stwierdzili: „Jaki ojciec, taki syn", jednak gdy Vincent Clarke bez wahania awansował mnie na tak newralgiczne stanowisko, zaczęły krążyć plotki, z którymi musiałem się zgodzić – „Ojciec załatwił mu to stanowisko i wywalił Patricka, który harował na tę fuchę od kilkunastu lat.", „Synuś tatusia, im wszystko wolno."

Mimo że szepty po trzech latach ucichły, a ludzie zaczynali rozumieć, że nie przez przypadek znalazłem się tam, gdzie posadził mnie ojciec, to wciąż czułem się jak koń trojański, który został wpuszczony w szeregi znakomitych i doświadczonych funkcjonariuszy. Może dlatego, że przez pewien czas właśnie taką ksywką mnie obrzucali?

Jednak nastał moment, w którym musiałem poprosić go o pomoc. Kochałem to, czym się zajmowałam, tak samo, jak kochałem dziewczynę, w której nie powinien się nigdy zakochiwać. Jednak udało mi się dokonać tak wiele zasług, nie tylko dzięki przesiadywaniu do nocy nad papierami i sprawdzaniu każdego pojedynczego szczegółu. Moja intuicja nie miała żadnych słabości, była moją jebaną zaletą i w tym momencie miałem wielką nadzieję, że tym razem się pomylę.

Pozostało mi tylko czekać na wiadomość zwrotną od ojca i być dobrej myśli, choć w tym zawodzie ciężko o taki luksus.

Wsiadłem do swojego czarnego samochodu i czekałem, aż Sophie wyruszy do posiadłości Evansów. To było oczywiste, że nie mogę puścić jej samej, choć nie mogłem jej powiedzieć o tym, że będę za nią jechał, bo jej nienaruszona ambicja i chęć pokazania, że jest nieugięta i dzielna, sprawiały, że czasem właśnie działało to na jej niekorzyść.

Gdy zauważyłem, że nie pojechała sama, tylko zabrała ze sobą dwójkę swoich przyjaciół, wręcz ciężar opadł mi z ramion. Cieszyłem się, że ma przy sobie wsparcie, na które nie mogła liczyć z mojej strony. W końcu sam pozwoliłem jej tam jechać.

LATE AFTERNOON /ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz