Rozdział 1

60 6 5
                                    

„Na zawsze, C" 

Sophie Walters

Juliette Morgan spotkałam po raz pierwszy w pierwszej klasie podstawówki, gdy ta na pozór mała, niewinna dziewczynka ze skośnymi delikatnie oczami, wykłócała się z nauczycielką od języka angielskiego, o swoją ocenę z kartkówki. Julie zawsze była mądrą i ambitną uczennicą, ale czasami przerastała nawet mnie ze swoimi upodobaniami do gramatyki, czy matematyki.

Na początku naszej historii szkolnej, przypadło mi siedzenie z moją ówczesną najlepszą przyjaciółką, z którą znałam się od kołyski. Nasi rodzice chcieli, abyśmy utrzymywały ze sobą tę szczególną relację, ale gdy tylko zobaczyłam Julie, wiedziałam, że chcę być jak najbliżej niej. Pamiętam, gdy nauczycielka przesadziła mnie do ławki Juliette, splatając nasze osobowości przypadkowo w jedność i tak od tamtego czasu powstała wielka mieszanka wybuchowa. Miałyśmy bardzo podobne, mocne charaktery i naprawdę bardzo często się kłóciłyśmy. Julie raz poprawiła swoje słynne czerwone, okrągłe okulary i uderzyła mnie z całej siły krzesłem w plecy, a to tylko dlatego, że nie chciałam z nią zjeść lunchu na przerwie. Oczywiście było pomiędzy nami kilka dni milczenia, ale kiedy ktoś zaczepiał moją najlepszą przyjaciółkę, od razu zapomniałam o wielkim siniaku na plecach i ruszałam w pogoń za sprawcą.

Od tamtej chwili stałyśmy się nierozłączne. Rodzice musieli nas posłać do tej samej szkoły z internatem, w obcym zupełnie miasteczku, tylko po to, byśmy nie musiały się rozdzielać. Czułam, że jeśli nigdy nie znajdę swojej drugiej połówki w płci przeciwnej, to może właśnie Julie jest mi pisana na wieczność? W końcu każdy chłopak, z którym się spotykałam, musiał być skrupulatnie zbadany przez moją przyjaciółkę i nie wypuściła mnie na randkę, póki nie zaznajomiła się z całą jego kartoteką. Naprawdę.

Zaczęłyśmy naszą licealną przygodę w obcym mieście, które jest oddalone od naszych rodzin o około trzech godzin. Glenwood w stanie Kolorado mieści ponad dziesięć tysięcy ludności, z czego dwa tysiące stanowią uczniowie Springs Academy w Glenwood. Jestem przyzwyczajona do górskich pejzaży malowanych za moim oknem do sypialni, ale w tym mieście, czuję, jakby z nieba płynęła czysta magia, oświetlająca każdy skrawek tej małej mieściny. Domy mieszkańców są umiejscowione w jednym miejscu tak, by nikt nie zapuszczał się w dzikie miejsca, zajmowane przez leśne zwierzęta. Tutaj ludzie oraz natura podtrzymują pewną równowagę. Nic nie jest niszczone bez ważnego ku temu powodu ani nikt nie ośmieli się zabijać zwierząt, tylko na wzgląd swojego niemoralnego hobby, którym jest na przykład polowanie.

Zimą, śnieg otula pagórki, świąteczny rynek, a przede wszystkim potężne i zjawiskowe góry, na których widok zapiera mi dech w piersiach. Jednak wiosną, która niedawno zawitała w Glenwood, liście znów porastają drzewa, tworzące wielki mur wzdłuż bramy wejściowej do naszej szkoły albo ciepłe promienie słoneczne ogrzewają nasze zmarznięte po dosyć srogiej zimie buzie.

Najbardziej w tym miasteczku podoba mi się chyba kawiarnia, która w swojej ofercie nie ma do zaoferowania tylko czarnej cieczy. Lecz cały stos romansów oraz kryminałów, których naczytałam się, będąc jeszcze małą gówniarą. Co niedzielę udaję mi się odwiedzić panią Been, która od naprawdę wielu lat prowadzi tę małą firmę – oczywiście z powodzeniem. To właśnie w tej kawiarni wpadłam na Augusta, który wytrwale szukał książek Stephena Kinga i żadnej nie mógł znaleźć ( oczywiście tak to wyglądało w moim odczuciu ). Pamiętam, jak poprosił mnie o pomoc w odnalezieniu jednej z jego książek i tak o to w ten sposób zasiedzieliśmy się w kawiarni zbyt długo i dostaliśmy reprymendę od naszych wychowawców. Zdradzę wam, że było warto. Choć August nie był moim pierwszy chłopakiem, to z nim jako pierwsza czułam się, że mogę wszystko. Dodawał mi odwagi, inspirował mnie do działania i tworzenia czegoś swojego. Jednak w pewnym momencie nasze drogi się rozeszły, ale nie straciliśmy ze sobą kontaktu. Tym bardziej że jest on ode mnie o rok starszy i codziennie go mijam na szkolnym korytarzu. Muszę przyznać, że czasami za nim tęsknię – za jego ciemnymi oczami, które rozwiały wszelkie moje wątpliwości w kwestii, czy na pewno chcę z nim być. Za jego długimi do żuchwy włosami, które w blasku letniego słońca były wręcz złociste. Naprawdę kochałam go, ale coś poszło nie tak i po długim czasie rozterek oboje stwierdziliśmy, że tak będzie dla nas najlepiej. Żeby was potem nie zaskoczyć, od czasu do czasu spotykamy się, aby zapełnić nasze spragnione rozkoszą ciała, ale jednocześnie nie dajemy sobie nadziei na coś więcej. To tylko seks, choć August sprawia, że wyłączam wszystkie swoje myśli i nie mogę się skupić zupełnie na niczym innym. Tylko na doznaniach, w których jest mistrzem.

LATE AFTERNOON /ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz