Rozdział 9
Przyszła macocha
Sophie Walters
Jakie to było miłe uczucie, gdy żaden budzik nie dzwonił o szóstej rano, a przez głowę nie przebiegały myśli, że za niedługo mam kartkówkę z biologii, na którą nie zdążyłam się przygotować przez trójkę rozrywkowych przyjaciół.
Rozciągałam się z uczuciem spokoju, który został przegoniony przez szalejące motylki w brzuchu. Zerwałam się z łóżka i wpatrywałam w porysowane drzwi do mojego dawnego pokoju. Czyli to naprawdę się wydarzyło. Całowałam się z detektywem, który został wynajęty przez rodziców zmarłego chłopaka. Brzmiało to trochę niepokojąco, ale na szczęście nikt o tym nie wiedział. Choć i tak musiałam o tym powiedzieć Julie, bo gdyby przez przypadek ten incydent wyszedł na światło dzienne, to najpierw zabiłaby Williama, a potem mnie za niewierność.
Dotknęłam palcami moich miękkich ust, które wciąż wydawały się mieć jego smak na sobie. Dopiero po chwili wyczułam smażony bekon oraz woń czosnku, rozchodzącą się po całym domu. Tata miał w zwyczaju przygotowywać mi śniadanie, w którym zawsze powinny się znaleźć, choć trzy ząbki czosnku. Uważał, że robi to dla celów zdrowotnych, a może po prostu chciał się upewnić, że nie mieszka pod jednym dachem z wampirem?
Zbiegłam ze schodów i skierowałam się prosto do kuchni. Mój tata pilnował jajek, które właśnie obracał, by po obu stronach były idealnie wypieczone.
Dopiero, co ścięte brązowe włosy po bokach oraz całość ułożona w schludny sposób, jakby szykował się na randkę. Biały T-shirt opinał jego szerokie ramiona, a luźne czarne spodnie sięgały mu do kostek. Od zawsze lubił chodzić w domu boso, tym bardziej że gdzie tylko mógł, rozstawiał przeróżne dywany – począwszy od wzbogaconych kolorami tęczy kwiatów, a skończywszy na wyhaftowanych szydełkiem zabawnych napisach. Mimo że tata z sukcesem prowadził swoją firmę budowlaną, nigdy nie pozwolił, by pieniądze uderzyły mu do głowy. Z domu tworzył bezpieczny azyl odgrodzony od wszystkich inwestorów, czy wspólników, z którymi musiał zmagać się, ilekroć tylko przychodził do biura. Ze zwykłego budynku uczynił ostoję, której nikt nie miał prawa zniszczyć.
Skrzypnięcie drewnianej podłogi pod moim ciężarem, zdradziło moją obecność. Żałowałam, bo uwielbiałam obserwować tatę, gdy smażył nam śniadanie. Był to obraz, który zawsze sobie odtwarzałam, gdy nazbyt przygniatała mnie surowość i oschłość Akademii w Glenwood.
- Dzień dobry, księżniczko. – posłał mi ten ciepły i spokojny uśmiech, który wywoływał przebłyski wspomnień w mojej głowie. – Głodna? Za godzinę zabieram cię ze sobą w podróż.
- W podróż? – zdziwiłam się, ponieważ nie za bardzo miałam ochotę gdziekolwiek jechać. Chciałam nacieszyć się klimatem rodzinnego domu, a nie od razu z niego znikać. – Myślałam, że pobędziemy trochę tutaj. Moglibyśmy urządzić grilla i zaprosić Julie.
Tata nałożył na mój talerz jajka, w czasie, gdy ja zasiadłam do okrągłego stołu. Na ścianach wisiały moje zdjęcia z dzieciństwa z przeróżnych wyjazdów, na które zabierał mnie tata. Tapeta w łodygi róż zdobiła pozostałe wnętrza, na których widniało duże prostokątne lustro. Sięgnęłam po srebrne sztućce i zabrałam się za zajadanie.
- To również możemy dopisać do naszego grafiku. – tata usiadł naprzeciwko mnie, nalewając do mojej szklanki soku pomarańczowego, a sobie czarnej jak węgiel kawy.
- Wiesz, że ja także mogę pić kawę, prawda? – uśmiechnęłam się, bo nieważne jak dorosła, bym była, on wciąż będzie traktować mnie jak swoją małą córeczkę.

CZYTASZ
LATE AFTERNOON /ZAKOŃCZONE/
Teen FictionW prywatnej szkole dochodzi do samobójstwa. Na miejsce dociera detektyw, który ma sprawdzić okoliczności śmierci jednego z uczniów oraz stwierdzić, czy nie doszło do potencjalnego zabójstwa. Sophie Walters, uczennica Springs Academy w Gleenwood, pch...