Popularność

26 4 11
                                    

Hej, hej, dzisiaj opowiem wam trochę o spotykaniu fanów na ulicy.
Jeden chce zdjęcie, drugi autograf, a jeszcze kolejny mdleje na widok chłopaków z Queen. Typowe.
Gdybym był fanem, też bym mdlał z wrażenia. Ale to ja jestem tym wielkim Freddie'm Mercury.

Szczerze? Jednocześnie mnie to wkurza, ale też i zadowala, bo widzę, że mam prawdziwych fanów.
Jeden na mnie naskoczył z żółtymi różami i portretem. Teraz ten rysunek wisi nad moim łóżkiem. Wzruszające.
Nie wiem, czy ten cały fan się dowiedział, ale gdyby tak, to byłby w niebie.

Jeśli chodzi o to, czy biorę notatnik i długopis na miasto, to tak. Jeśli fan znienacka mnie spotka, a nie ma kartki, chociaż bardzo chce autograf, to wyrywam karteczkę z mojego notesu. Podpisuję się, wyrywam kartkę, wręczam, i idę dalej. Proste.

Raz nawet fanka zaśpiewała dla mnie "Love of My Life". Cudowne uczucie, każdemu życzę takiej okazji. Lub nawet była sytuacja, że grupka lekkich psychofanów przybiegła. Szok i niedowierzanie, serio. Ale z ich strony, bo ja już jestem przyzwyczajony.

Aktualnie idę przez miasto, zapisuję te myśli we wcześniej wspomnianym notesie. Spotykam Rogera, blondi babo-chłopa.

— Siema ziom, jakaś grupka psychofanek mnie ściga, ratuj — powiedział to na jednym wydechu. — patrz, tam jest restauracja, schowamy się w toalecie. Wiem, że genialny pomysł.

— Dobra, nie gadaj, biegniemy — odpowiedziałem, poprawiłem włosy i uciekliśmy.

Chyba nam się udało, na szczęście ktoś wychodził z lokalu, skorzystaliśmy z okazji otwieranych drzwi i weszliśmy do restauracji. Emocje jak na grzybobraniu. Niestety, lub i stety, w lustrze przeglądał się kolejny fan. Zobaczył, jak biegniemy za nim. Od razu nas zagadał.

— Mordo, zaraz damy ci autograf i pogadamy, ale teraz uciekamy przed psychofankami. — znów odpowiedział na jednym wdechu mój przyjaciel, ukrywając się pod umywalką. Niezły widok.

Po kilku minutach udało nam się ominąć te psycholki. Reakcja była dość naturalna, gdy fan widzi cię na mieście. Od dziś nie wychodzę z domu, a jak już to cały zakryty.

— Jak masz na imię, skarbie? — zapytałem tego typka nadal gapiącego się w lustro.

— Michael, tak jak Michael Jackson.

— Fajnie, fajnie. Możemy go tu sprowadzić jak chcesz, jesteśmy kumplami.

— Serio? Nie wierzę. — no i opadł na zimne płytki, akurat mokre.

— Chryste, Freddie, coś ty narobił?

— Oh, słońce, już kilka razy dzisiaj spotykam tych całych fanów. Przyzwyczaisz się do tego widoku. — zaśmiałem się. — Może wybudzimy tego chłopa?

— Jak chcesz, ja zaraz uciekam do mieszkania. Oczywiście twojego. — puścił do mnie oczko.

— Żeby nie było, że go zabiliśmy. Jebać, oblejemy go zimną wodą.

— Fred, to nie śmingus dyngus.

— To nie ma znaczenia, marsz po jakieś wiadro.

Love of My Life · Queen fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz