⚓️Syreni Śpiew⚓️

507 4 8
                                    


⚜️ ⚜️


Mężczyzna przyjrzał się czarnemu niczym Otchłań niebu.

- Gdzie jesteś? - mruknął sam do siebie.

Nie przywykł do wyruszania w morze samotnie. Zazwyczaj towarzyszyła mu zgrana i przygotowana do takiej wyprawy załoga.

Teraz nie mógł liczyć na niczyją radę ani pomoc. Teraz był zdany tylko na siebie.

Miał nadzieję, że uda mu się wypłynąć poza linię skalistego cyplu, nim zacznie świtać. Liczył, że uda mu się ukryć za górskimi wzniesieniami, przez co nikt nie będzie mógł za nim ruszyć i próbować go powstrzymać.

Coś podpowiadało mu, że musi zrobić to sam. Że jest to pewien rodzaj testu.

I albo go przetrwa. Albo zatonie.

Król chwycił mocniej za ster. Silny wiatr sprzyjał jego wyprawie, gdyż niósł go dynamicznie w wyznaczonym kierunku.

Chociaż Edmund tak naprawdę nie miał, obranego celu. Płynął po prostu tam, gdzie niosły go prądy morskie.

Byle jak najdalej od Ker. Byle jak najdalej od siebie samego.

Niebo pokrywały tej nocy liczne gwiazdy, lecz jedna, ta która zwykle wskazywała marynarzom drogę, była nieobecna.

Uśmiechnął się do siebie. Pomyślał, że to na pewien sposób ironia losu.

Słyszał niejedno żeglarskie podanie o tej Gwieździe. Według legend miała ona nie tylko prowadzić żeglarzy do celu, ale również kierować ich tam, dokąd zmierzały ich utęsknione dusze.

Miała wskazywać kierunek wędrówki nie tylko ich morskiej podróży, ale też tej drugiej, wewnętrznej. Miała oświetlać drogę ich życia.

Najwyraźniej jego życie całkiem utraciło swój sens, skoro zupełnie zniknęła.

- Zostawiłaś mnie samego. - rzekł gorzko. - Akurat dziś.

Czuł się jednak o wiele lepiej na pokładzie niż na suchym lądzie. Tutaj nie musiał udawać. Tutaj wreszcie miał święty spokój.

W pewnym momencie dopadło go jednak jakieś rozczarowanie. Sam w sumie nie wiedział, na co liczył. Że może, gdy wyruszy w rejs, znów ją usłyszy?

Na chwilę zamknął oczy. Zmęczenie powoli dawało mu się we znaki.

Co ja robię? - pomyślał.

Może nie powinien był wypływać. Może powinien był pozostać w porcie i nie szukać. Może tamten głos był tylko wytworem jego wyobraźni.

Edmund był na tyle wyczerpany i rozkojarzony, że jego czujność, która powinna być zdwojona podczas przepływania przez Zatokę Syren, została uśpiona.

A może po prostu nie chciał już walczyć? Może chciał się temu poddać?

Bo gdy cichy, nieziemski śpiew dobiegł jego uszu, pozwolił mu na rozlanie się po jego ciele falą słodyczy.

-Każdy strudzony, każdy zmęczony...
Zawitaj u nas Nienasycony.

Miał wrażenie, że głos syreny dudni w jego czaszce i wypełnia płynącą w żyłach krew słodką trucizną.

- Pragnienia Twoje my uśmierzymy
I każdą troskę wnet oddalimy.

Nagle król stał się mocno świadomy cierpienia, jakie dotykało każdy milimetr jego ciała. Nagle zrozumiał, jak nieznośny głód mu doskwiera. I jak bardzo pragnie, by ktoś go uśmierzył.

- Spłyń do nas skarbie,
pochyl się ciutkę
W naszych ramionach utul swą główkę

Mężczyzna bez zastanowienia wychylił się za burtę. Tak jak na to liczył, odnalazł tam jej oczy.

A w oczach tych wszystko, o czym kiedykolwiek marzył.

- Witaj, królu Edmundzie. - wyszeptała. - Najwspanialszy Władco Narnii.

Była tak nieludzko piękna. I choć zwykle wyczulony był na działania związane z magią, tym razem chyba już nie chciał walczyć.

Chyba chciał, żeby go pochłonęła.

- Chodź z nami. - zachęciła, wyciągając do niego dłoń. - Mamy wszystko, o czym kiedykolwiek śniłeś.

Jakaś mętna myśl przemknęła przez jego podświadomość, że tej jednej rzeczy nie mają. Tej, której w głębi duszy pragnął najbardziej.

- Zostań naszym królem. - prosiła syrena. - Będziemy na każdy twój rozkaz.

Zagłuszenie. Tak to było to.

Fakt, że nęciła go swymi obietnicami to jedno. Ale to, że podążając za nią, mógłby może na dobre zapomnieć o tamtym głosie, o swojej niedoszłej śmierci i przeszłości...

Powoli wyciągnął do niej dłoń. Uśmiechnęła się strasznie. Już przepadł.

I może gdyby zaczekał do rana... Może gdyby wstrzymał się kilka chwil przed wypłynięciem do Zatoki.

Może wtedy dostrzegłby to ogromne światło.

Ogromne światło, które obudziło śpiącą w skalistej grocie Aurelię Bellflower, a potem także młodego Edmunda.

Światło, które spadło specjalnie dla nich prosto z nieba, by wskazać im odpowiednią drogę.

Światło, które i jego miało prowadzić w zupełnie innym kierunku niż ten, którym kroczył.

Światło, które pojawiało się zawsze zanim wzeszło słońce i nim księżyc zdążyłby się jeszcze skryć.

Światło pojawiające się zawsze pomiędzy.

Brakującą gwiazdę.

⚜️

,,Gwiazda wskaże Ci drogę..." | Edmund Pevensie x female ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz