Rozdział 19

146 7 2
                                    

Znowu idę i widzę w drzwiach jak Voldemort rozmawia ze swoimi sługami. Jest tam ten zdrajca Peter i jakiś inny mężczyzna. Rozmawiają o nas o mnie i o Harrym. Chcą nas zabić. Nagle wielki wąż zjada dozorcę z innego domu. Z koszmaru wyrywa mnie Hermiona widzę że nie tylko ja miałam ten koszmar bo Harry także.

- Co się dzieje? - pytam.
- Właśnie przyjechałam i wyrwałam was z koszmarów. - mówi dziewczyna
- Dzięki. - mówię.
- Nie ma za co ale mama Rona kazała was obudzić. - mówi.
- Niby po co przecież możemy jeszcze pospać. - mówię.
- Nie wiem ale macie się zbierać.

Potem każdy zaspany je śniadanie które przygotowała pani Weasley. Po zjedzeniu śniadania każdy bierze swój plecak i idziemy za panem Wesley.

- Tato dokąd nas tak ciągniesz z samego rana?! - pyta Ron.
- Nie marudź tylko maszeruj. - mówi.
- No nieźle ja na taki spacer to się nie pisałam. - mówię.
- A kto się pisał. - mówią bliźniacy.

Po kilkunastu minutach spotykamy jakiegoś mężczyznę.

- Dzieci to jest Amos Diggory. A to jego syn Cedric. - mówi pokazując na chłopaka który skacze z drzewa.
- Na brodę Merlina to przecież Harry Potter i Gabrielle Lupin. - mówi starszy Diggory.
- Dzień dobry! - mówimy z Harrym równocześnie.
- Miło mi was poznać. - mówi mężczyzna.
- Nam również. - mówi Harry.

Potem nadal idziemy przez las gdzie później wychodzimy na jakąś łąkę i widzimy starego buta.

- Co to za but? - pyta Ron.
- To nie but Ron to świstoklik. - mówię.
- Brawo Gabi odgadłaś od razu. - mówi Cedric.
- Mój tata mówił o świstokikach. - tłumacze chłopakowi.
- No dzieciaki łapcie wszyscy na trzy.

Każdy z nas łapie za but oprócz Harrego.

- Harry łap! - krzyczy pan Wesley.

Wzbijamy się wszyscy w powietrze i to jest dziwne uczucie. Oczywiście każdy z nas spadł na glebę a pan Wesley pan Amos i Cedric normalnie zeszli. Szczerze wolę podróżować teleportując się. Rękę podaje mi Cedric aby wstała dziękuję chłopakowi i idę za resztą. Okazuje się że jesteśmy w miejscu gdzie mają się odbyć mistrzostwa świata w quidditchu. Jeju nie mogłam się tak ich doczekać a to już dziś wieczorem. Idziemy do wyznaczonego dla nas namiotu. Gdy wchodzimy od razu Ron leci do kuchni a bliźniacy siadają przy stole zajadając nogi na niego.

- Ron wyłaź z kuchni wszyscy jesteśmy głodni. - mówi pan Wesley. - Chłopcy nogi ze stołu.
- Nogi ze stołu. - powtarzają za nim.

Oj i tą atmosferę właśnie kocham. Razem z dziewczynami rozpakowywałam się i zjadłyśmy obiadokolację. Każdy później szykował się na mistrzostwa. Ja ubrałam szalik Irlandii i pomalowałam na dwóch policzkach ich flagi. Bliźniacy bardziej się postarli ale mi później nie chciało by się tego zmywać. Tak więc oto idziemy schodami ale po chwili zaczepia nas rodzina Malfoyów.

- No my mieliśmy zaproszenie od samego ministra magii. - mówi Draco.
- Oj nie chwal się tak Draco. - mówi Lucjusz.
- Mam nadzieję że dobrze wam się będzie oglądało. - mówię.
- Cieszcie się puki możecie. - mówi Lucjusz.

Potem odchodzą i my także nie wiem co mam o tych słowach myśleć ale teraz wiem że muszę się skupić na tym co się dzieje teraz a późnej mogę zacząć się martwić. Wiem że to nie będzie łatwy rok z tego względu że wiem że ten koszmar się zmieni w rzeczywistość jestem tego na bank pewna. Znajdujemy się najwyżej z wszystkich ludzi co jest fenomenalne mam nadzieję że nie będzie padać bo to by był problem ale widok z tej perspektywy jest nieziemski. Najpierw na boisku pojawiają się Irlandczycy. Potem do niech dołączają Bułgarzy. Minister magii wszystkich wita serdecznie i rozpoczyna mecz. Irlandczycy bardzo dobrze grają cały czas zdobywają punkty za to nagle szukający zauważyli znicz i pędzą po niego. Niestety Lynch zarył w ziemię a znicz złapał ostatecznie Krum. Jednak to Irlandia miała przewagę punktów i to oni ostatecznie wygrali. Cieszyłam się jak głupia bo to właśnie na nich głosowałam. Wróciliśmy do namiotu i zaczęliśmy świętowanie. Ron zaczął przechwalać Kruma.

Córka wilkołaka | D.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz