Wziąłem głębszy wdech, słuchając wypowiedzi taty, który zadzwonił zaraz po naszym rozdzieleniu się z Melissą. Poniekąd miała to być reprymenda za opuszczenie zajęć, ale od razu przekształciłem rozmowę, by powiedzieć, co wyczuliśmy w lesie.
— Wszyscy to poczuliście? — dopytał zaniepokojony.
— Tak — odpowiedziałem. — Szliśmy i nagle uderzyła w nas dziwna wibracja. To była magia z drugiego wymiaru i szła z lasu w Orange.
— Powiedziałabym nawet, że dość niedaleko domu — skomentowała Maddy, siedząc obok mnie.
— Mam podejrzenia, ale żeby się upewnić muszę się z kimś jeszcze skontaktować. Spotkamy się w domu.
— Jasne.
Rozłączyłem się. Rzuciłem telefon na deskę rozdzielczą. W ciągu kilku sekund wrzuciłem kierunkowskaz, by wjechać na leśną drogę. Przemieszczaliśmy się ścieżką, na której końcu już dostrzegłem sporych rozmiarów dom. Objechałem go naokoło, jak prowadził wyjeżdżony tor. Zaparkowałem niedaleko jeziora, z wybudowanym małym mostkiem przy brzegu. Nieco dalej, między drzewami, widziałem kolejne kilka chatek, a przy zbiorniku biegające dzieci. Ledwie zgasiłem silnik, a tylne drzwi się otworzyły. Duncan wyszedł, trzaskając głośno powłoką. Już wiedziałem, że coś mu znowu nie pasowało.
Ciekawie się zapowiada...
Wyjąłem klucze ze stacyjki, upewniłem się, że zaciągnąłem ręczny, po czym wysiadłem z pojazdu. Dziewczyny zrobiły to samo. Bliźniacy zeskoczyli z paki pick-upa. Całą piątką ruszyliśmy za Duncanem, który już otworzył drzwi dużego domu. Westchnąłem, widząc, jak zostawił je otwarte na oścież.
Całe mieszkanie zbudowano z drewna na podwyższeniu o wysokości trzech schodków. Budowla posiadała parter, pierwsze piętro i kotłownię. Na dachu znalazło się kilka okien usytuowanych w lukarnach. Ganek okrywało zadaszenie, podtrzymywane na kilku kolumnach z bali drewna. Niedaleko drzwi znalazły miejsce ratanowe meble – kanapa, dwa podwieszone fotele – oraz para puf. Przy tym wszystkim stał stolik. Dom od przodu przyozdabiały posadzone przez Arię bukszpany, hiacynty w najróżniejszych kolorach i kilka ziół, które ponoć uważano za magiczne: wrzos, werbena i lawenda.
Wbiegłem po trzech schodkach, reszta za mną. Wchodząca jako ostatnia Aria zamknęła za sobą drzwi. Przeszedłem kawałek korytarzem, wkroczyłem do salonu – zaraz po lewej. Duncan akurat rzucał swoją torbę na jedną z trzech kanap.
Podłoga w całym domu została wyłożona panelami z ciemnego drewna. Ściany w korytarzu podobnie, jednak w pomieszczeniu, gdzie się akuratnie znajdowaliśmy, tylko jedna była wyłożona płytami. Pozostałe zostały zaimpregnowane, otynkowane i pomalowane na jasny kolor. Na największej ścianie naprzeciw wejścia ustawiono kominek, nad nim telewizor. Po bokach znalazły się biblioteczki z książkami taty – tymi specjalistycznymi odnośnie psychologii, psychiatrii i neurologii. Naprzeciw, po obu stronach wejścia, stanęły szafy z jakąś ozdobną porcelaną i kryształami. Po prawej widniała półka, a na niej zdjęcia. Na samym środku, pod częścią bardziej użytkową, położono jeszcze dywan.
— Powiesz, o co ci chodzi? — dopytałem, zakładając ręce na piersi.
Duncan spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
— Co ci się znowu nie podoba, że się tak zachowujesz?
— „Tak", czyli jak?
— Jakby stała się jakaś katastrofa.
Zaśmiał się ironicznie. Pokręcił głową, przesuwając językiem po górnej partii zębów. Opuścił ręce jakby załamany.
— Ty naprawdę nie kumasz? — spytał, nie dowierzając. — Naszło nas Gibbum, gdy tamta z nami była!
CZYTASZ
Shadows
FantasyTom 1 Shadows Melissa miała około pięciu lat, kiedy to się stało pierwszy raz. Gdy w środku nocy się podniosła i zaczęła iść przed siebie, całkowicie nieświadoma, że gdziekolwiek szła. Niemal codziennie przez dwanaście lat, budziła się w tym samym m...