Rozdział 33: Melissa

39 8 12
                                    

— Jeremy mówił, że obawiasz się zasypiać, bo masz wrażenie, że po zamknięciu oczu pojawi się demon.

Odwróciłam wzrok, słysząc słowa pana Bernona. Mogłam się domyślić, że Jeremy powie o tym tacie. Leczył mnie, więc powinien o tym wiedzieć. Zwłaszcza że był terapeutą. Zdałoby się o tym powiedzieć samej. Trzymanie czegoś takiego w tajemnicy nie wchodziło w grę. Zwłaszcza teraz, gdy wiedziałam, że miałam geny Cieni niewiadomego pochodzenia.

— Melisso, musisz spać — powiedział spokojnie, poprawiając się na kanapie. Przy tym oparł się kolana. — Moc Bram jest potężna. Bez siły, jaką daje ci sen, będziesz wypuszczała do tego wymiaru silniejsze demony. Im masz mniej energii, tym łatwiej mogą się wydostać i znaleźć tutaj. W ciągu dnia tego nie zrobią, bo żaden demon nie jest w stanie wytrzymać światła dnia, ale w nocy... Przez twoje zmęczenie mogą wyjść nawet najgorsze i najbardziej niebezpieczne demony, z którymi nikt nigdy mógł nie mieć do czynienia.

Opuściłam wzrok, uświadomiwszy sobie, że narażałam nie tylko swoje życie. Gdybym zasnęła, mogłam nieświadomie wypuścić wielkie niebezpieczeństwo. Reszta mogła nie dać sobie z nim rady, a ja uparcie brnęłam w tę głupotę, bo nie znałam ryzyka. Powinnam od razu poprosić, aby mi wytłumaczyli, co wspólnego miał sen z demonami.

— Czyli... — Przełknęłam ślinę. — Jeżeli zasnę w ciągu dnia...

Uśmiechnął się lekko.

— Jak już kiedyś zauważyłaś, nic się nie stanie i zostaniesz w łóżku.

Przytaknęłam. Było mi poniekąd głupio, że nie nie zgłosiłam się do reszty. Mogłam ich spokojnie zapytać, co groziło, jeżeli po tak długim czasie bym zasnęła. Gdy wyszła prawda o genach, nie chciałam znać szczegółów. Teraz jednak czułam inaczej. Musiałam się dowiedzieć więcej i zrozumieć, dlaczego nikt nigdy o tym nie mówił. W głowie ponownie narastało wrażenie, że tak naprawdę nie dzieliłam pokrewieństwa z mamą i tatą, jednak szybko to odsunęłam.

Nie, Mel, przestań...

Rodzice mogli to trzymać w tajemnicy z kilku powodów. Martwili się o mnie, podejrzewali, co się mogło dziać i woleli trzymać mnie w niewiedzy, nie chcąc burzyć całego światopoglądu, jaki stworzyłam w ciągu życia albo... Sami także nic nie wiedzieli. Uparte myśli dotyczące adopcji ponownie wypełniły głowę.

Zacisnęłam pięść, wbijając paznokcie w skórę. Jechaliśmy już do domu, a w głowie gromadziły się głupoty. Nie miałam ani pewności, ani żadnych dowodów, które by mogły na coś takiego wskazywać...


— Oczywiście, przepraszam — rzucił beznamiętnie. — Istniały podobne przypadki we wcześniejszych pokoleniach?

Rodzice się lekko skonsternowali. Widocznie nie wiedzieli.

— Nie wiemy — potwierdzili moje przypuszczenia.

— No cóż, nie mogę państwa winić. Nie każdy wszystko wie.


Do głowy wróciły wspomnienia z pierwszej wizyty w tym roku. Kolejno pamięcią sięgałam do kolejnych kilkudziesięciu. Nigdy nie wiedzieli, czy u nikogo nie wystąpiły podobne objawy. Byłam pierwszym przypadkiem w rodzinie albo... Tak naprawdę do niej nie należałam.

Przełknęłam ślinę, uniosłam wzrok. Chciałam poszukać cech wspólnych między mną a nimi. Nie przypominałam żadnego z nich. Inne oczy, kolor włosów, karnacja, budowa ciała. Ani od strony mamy, ani taty nie znalazła się osoba o złotych oczach z ciemnobrązowymi, nieco kasztanowymi, falowanymi włosami, z karnacją wchodzącą nieco w żółte tony. Sylwetka kompletnie odbiegała od wszystkich. Jedynie delikatnie widoczne piegi się zgadzały. Reszta cech była inna.

ShadowsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz