Rozdział 48: Jeremy

41 6 14
                                    

„Nie wyczuwam pulsu...". Te trzy wyrazy co rusz odbijały się od ścian czaszki. Nie dochodziła do mnie informacja, że serce Melissy się zatrzymało. Nie wiedziałem nawet, kiedy to nastąpiło. Cały ten czas trzymałem ją za rękę, co znaczyło, że puls musiał ustać, gdy tata kazał nam się odsunąć. Zerknąłem na bladą skórę dziewczyny. Wyglądała tak spokojnie... Nie tak, jak zazwyczaj, gdy się uśmiechała, śmiała się, najzwyczajniej w świecie z nami rozmawiała. Nagle dochodziły do mnie wszelkie informacje.

Już nigdy nie będzie mi dane zobaczyć jej oczu. Usłyszeć melodyjnego głosu, jej uroczego chichotu. Nawet jej piegi straciły na kolorze i prawie zniknęły. Już nigdy nie poczuję jej dłoni, jak zaciska się na mojej, jej ciepłoty, ani... Nie pocałuję jej i nie wyznam, co do niej czułem...

Przez głowę przebiegły wszystkie wspomnienia od momentu, jak poznaliśmy Mel. Od spotkania jej na szkolnym korytarzu, gdy zgubiła drogę do sekretariatu, aż po tamten wieczór, gdy odważyłem się zrobić krok w jej kierunku i złożyłem na jej ustach pierwszego całusa. Przypominałem sobie jej każdy uśmiech skierowany w moim kierunku, słowo, sposób, w jaki wypowiadała moje imię, to jak trzymała mnie za rękę... To wszystko sprawiało mi tak wiele radości, a teraz... Pozostanie to jedynie uczuciem, przez które będę pamiętać, że nie było mi dane być z dziewczyną, którą kochałem ponad wszystko.

Zacisnąłem szczękę, gdy w głowie odbił się jej głos, gdy wypowiadała moje imię, a zaraz po tym wróciła mi sytuacja, gdy obiecałem jej ochronę. Uchyliłem szerzej powieki. Miałem przy niej czuwać, choćby zagrażało to mojemu życiu, a ja ją pozostawiłem. Byłem odpowiedzialny za jej obrażenia, a za tym szedł fakt, że i za jej śmierć...

Nie...

Zerknąłem na jej twarz. Pokręciłem głową.

Nie pozwolę jej umrzeć!

Wyprostowałem się, po czym stanąłem bliżej stołu. Zacisnąłem nos Melissy, odchyliłem jej głowę i wprowadziłem pierwsze pięć wdechów ratowniczych. Niemal czułem, jak każdy mi się przyglądał ze współczuciem. Wszyscy w domu zdawali sobie sprawę, że kochałem Mel. Wiedzieli, że czekałem na właściwy moment, aby jej wyznać uczucia, a teraz, jeżeli nie uda mi się przywrócić akcji jej serca, to jakiekolwiek starania pójdą na marne. Już w kolejnej chwili ułożyłem ręce na jej piersi i zacząłem uciskać, starając się ponownie ruszyć obumierający organ.

Wspomnienia związane z Melissą co rusz napływały mi do głowy, przypominając każdą sekundę spędzoną w jej towarzystwie. Toteż sprawiło, iż w ciągu kilku sekund po twarzy spłynęły łzy. Resuscytacja nie dawała rezultatów, a przez to płakałem coraz bardziej. Z każdym energicznym uciskiem traciłem siły na kolejne, a przez to nachodziły mnie różne pomysły. Między innymi ten, by ruszyć jej serce magią.

Złapałem głębszy wdech, a kolejno zacząłem pocierać o siebie dłońmi. Gdy rozsunąłem ręce, widziałem kilka mniejszych powiązań, które strzelały między sobą niczym błyskawice na niebie. Już chciałem przyłożyć ręce do jej piersi, gdy za nadgarstki złapał mnie Duncan.

Podniosłem na niego wzrok zrozpaczony. Zmęczenie odbierało mi możliwość zrozumienia, dlaczego mnie powstrzymywał. Można powiedzieć, że ledwie kontaktowałem. Wcześniejsza pomoc Stelli mnie wycieńczyła, a za tym szło, że gdyby coś ponownie nas zaatakowało, byłbym bezużyteczny. Nic bym nie mógł zrobić.

— Zniszczysz jej serce, jeśli ją tym potraktujesz... — zauważył chłopak, a ja wyrwałem ręce.

— To, co mam niby zrobić?! — podniosłem na niego głos.

Prawdopodobnie nikt mnie w tej chwili nie poznawał. Zwykle spokojny chłopak tracił kontrolę nad wszystkim, co go kiedykolwiek otaczało. Bańka harmonii, w jakiej siedziałem przez kilkanaście lat życia, pękła, a cała frustracja, zdenerwowanie i smutek sprawiały, że miałem ochotę coś rozwalić. Roznieść każdą rzecz wokół w drobny mak.

ShadowsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz