Rozdział 20: Melissa

67 9 18
                                    

Minęły trzy dni, od kiedy dowiedziałam się, jak naprawdę działał świat. Co skrywało się w cieniu i co się działo pod nosami niczego nieświadomych ludzi. Praktycznie na cały weekend wyciszyłam jakiekolwiek media społecznościowe – w sumie to wyłączyłam telefon. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Doskonale wiedziałam, że „czworaczki" do mnie pisały. Jeremy prawdopodobnie także, a przynajmniej przeczucie mi tak mówiło. Tamtej nocy w samochodzie wyraźnie chciał, żebym sobie to wszystko przemyślała.

Tylko co?

Fakt, że zaprzyjaźniłam się z osobami, które tak naprawdę walczyły z demonami po nocach? To, że bałam się teraz wszystkiego dwa razy bardziej? Czy może to, iż nie potrafiłam teraz na nich patrzeć, jak na najzwyklejszych ludzi? W pamięci cały czas przewijał się tamten potwór z najgorszych koszmarów. Przy każdym mrugnięciu się on pojawiał, co mroziło mi krew w żyłach. Sama myśl, że go ujrzałam, była nie do zniesienia, a co dopiero świadomość, że dosłownie tamtej nocy istniała szansa, że mógłby mnie zabić.

Prawda, zawdzięczałam reszcie życie, jednak nie zmieniało to niczego. Nie chciałam się już do nich zbliżać. W ogóle z nimi rozmawiać, czy choćby ich widzieć. Każdy rodzaj kontaktu z nimi sprawiał, że przechodziły mnie dreszcze. Sama myśl to powodowała. Od tamtego wieczoru nie umiałam normalnie funkcjonować. Ponownie nie zmrużyłam oka, jednak tym razem było gorzej. Jedzenie sprawiało, że zbierało mi się na wymioty. Jechałam na napojach, a posiłki brałam do siebie, by później je umiejętnie wynieść w środku nocy.

Zaburczało mi w brzuchu. Zacisnęłam powieki, złapałam za butelkę wody stojącą na szafce przy łóżku. Wzięłam kilka sporych łyków. Oddech przyspieszył, jak po ciężkim wysiłku. Podciągnęłam nogi do klatki, objęłam je ramionami.

Nie wiedziałam, co powinnam była myśleć o tym wszystkim, co się wydarzyło. Na świecie istniały potwory, które polowały na ludzi. W społeczeństwie istniała ukryta grupa czy rasa, zajmująca się demonami po nocach... To brzmiało tak absurdalnie, że naprawdę nie chciało mi się w to wierzyć, ale to prawda. Jeremy potwierdził to tamtego wieczora, jednak nie przekonywało mnie teraz to, co mówił. Mogłam mu w ogóle zawierzać? Co jeśli mnie okłamał w jakiejś kwestii dotyczącej tych całych... Cienistych? Mroków? Pamięć już wyparła ich nazwę, choć słyszałam ją niecałe trzy dni temu.

Niewiele wiedziałam o tej rasie – głównie z własnej winy, bo nie chciałam ich wtedy słuchać. Siedziałam wtedy w zbyt dużym szoku i strachu. Za wszelką cenę chciałam wrócić do domu i się gdzieś schować. Po dostaniu ziółek na uspokojenie to zrobiłam. Zaryglowałam praktycznie drzwi i okna, po czym opatuliłam się pod sam nos pościelą i siedziałam na środku łóżka przez kilka godzin. Nie wychodziłam nawet do łazienki, ale w końcu potrzeba wygrała. No, oczywiście rodzice również, bo chcieli pogadać, co się wydarzyło, ale nie potrafiłam im o tym powiedzieć. Skąd mogłam wiedzieć, co by sobie pomyśleli? Może uznaliby mnie za wariatkę lub pomyśleliby, że ich córka ma bardzo wybujałą wyobraźnię i wystraszyłam się jakiegoś zacienionego drzewa?

Nie...

To nie było drzewo. To nie przypominało żadnej gałęzi czy pnia, tylko cholernie wielką stonogę z oczami jak u jakiegoś jaszczura. Dodatkowo posiadało nieco ludzką twarz i czarne przerzedzone włosy, które niemal zakrywały całą głowę.

Wszystko, co się wtedy wydarzyło, zapisałam w zeszycie. Zajęło to jakieś trzy strony, część pisma zostało rozmazane – głównie za sprawą pisania lewą ręką oraz łez.

Niemal podskoczyłam na łóżku, kiedy to do uszu doszedł dźwięk jakiegoś szurania. Zaczęłam się panicznie rozglądać po pomieszczeniu, jednak odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam Mistic. Musiała zeskoczyć z fotela od biurka, stąd szmer. Kotka wskoczyła na posłanie, zbliżyła się i zaczęła łasić do prawej łydki. Pogłaskałam ją po główce. Czuła, że działo się coś złego. Wiedziała, że nie było ze mną dobrze, dlatego próbowała poprawić mi humor.

ShadowsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz