Rozdział 9

85 8 0
                                    


- Kim wy jesteście?!

Nie mogłam być w takim momencie spokojna. Złość wręcz buzowała w moich żyłach. Mają czelność twierdzić, że są moimi rodzicami?

- Rawenno...

- Madison. Mam na imię Madison.

- Jesteśmy twoimi rodzicami...

- A gdzie byliście przez osiemnaście lat mojego życia?! Gdzie byliście, kiedy was potrzebowałam, czułam się samotna i kiedy mnie gnębiono?! Rodzic jest przy swoim dziecku na dobre i na złe.

- Wiemy, że możesz czuć się rozgoryczona, ale tak wtedy należało postąpić. To były ciężkie czasy i tylko w Krainie ludzi mogłaś czuć się bezpieczna. Owszem to my cię tam wysłaliśmy. Też jesteś czarownicą, ale w twoja magia jest cenna na wagę złota. Nałożyłam na ciebie czar. Nie mogłaś mieć żadnych objawów magii do swoich osiemnastych urodzin i to właśnie w urodziny miałaś się tutaj pojawić, ale coś poszło nie tak skoro byłaś pod dachem Alfy.

Odesłali mnie sami, z własnej woli. Nie kontaktowali się sami ze mną. Teraz do mnie dociera co się stało. To właśnie w moje osiemnaste urodziny w szkole zrobiłam krzywdę Avie. To nie byłam ja to była magia. Ja miałabym być czarownicą? Jakim cholernym cudem? Nie oni kłamią. Na pewno nie jestem nią.

- Mogę i rzeczywiście być waszą córką, ale to nie oznacza, że z wami zostanę. Zostawię was tak jak wy mnie osiemnaście lat temu.

- Rawenno...

Już chciałam zaprotestować, bo moje imię na pewno tak nie brzmiało, ale ktoś nagle pojawił się w sali. Od razu się odwróciłam, by sprawdzić kto się pojawił, ale moje ciało doznało szoku i to ogromnego. Weszła do sali dziewczyna o rudych włosach w pięknej sukni. Może i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie była moim lustrzanym odbiciem. Dziewczyna wyglądała jak ja. Cała skamieniałam. Co tutaj się dzieję?

- Nareszcie jesteś.

Słucham? Kim ona jest i czemu na mnie czekała?

- Kim ty jesteś?

- Ariya twoja siostra bliźniaczka.

Miałam siostrę? A mimo to zawsze byłam sama. Ja w domu dziecka, gdzie cierpiałam, a ona z rodzicami? Mnie oddali, ale ją zostawili.

- Brawo rodzice roku. To jest niepodważalny dowód, że nie powinniście mieć dzieci, skoro jedno potrafiliście oddać. Teraz tym bardziej nie chce mieć z wami nic wspólnego.

Królowa chyba się po moich słowach zdenerwowała. No proszę jednak okazuję jakieś uczucia.

- Musisz tutaj zostać. Jesteśmy rodziną.

- Rodziną? Nie wydaję mi się. Nie mam rodziny. Nie interesuję mnie twoja pozycja tutaj. Możesz rządzić sobie całym światem, ale ja na pewno tutaj nie zostanę. Mną nie będziesz rządzić.

- Potrzebujesz treningu.

- Potrzebuje świętego spokoju od was.

Do tej pory Thorin był cicho, ale w końcu poczułam dotyk jego dłoni. Był tu cały czas i nie zostawił mnie.

- Thorin zabierz mnie stąd, proszę.

Król do tej pory siedział cicho i od razu było wiadomo kto tutaj rządzi, ale w końcu nie wytrzymał.

- Nigdzie z nim nie pójdziesz!

- Doprawdy? Musze was zmartwić. Madison nosi moje oznaczenie, więc owszem pójdzie ze mną.

Po słowach Thorina zapadła cisza. Czy to ugryzienie było, aż takie ważne?

- Ugryzłeś ją?!

- Owszem i to za zgodą. Nie możecie nic zrobić. Nie zatrzymacie nas tutaj.

- Jeszcze zobaczymy kto tu wygra!

Dziękowałam Bogom, że zgodziłam się na to ugryzienie. Przecież inaczej oni byli w stanie siłą mnie tutaj zatrzymać. Nie chciałam ich widzieć. Zawsze marzyłam o rodzinie, a okazało się, że z własnej woli mnie oddała. Nie chce takiej rodziny. Wzięłam Thorina za rękę i oboje wyszliśmy z tego okropnego miejsca. 

Przybycie do wieczności #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz