2

249 7 0
                                    

Kilka godzin później obudził ich szczęk otwieranych krat. Lila i Edmund natychmiast odskoczyli od siebie. Wiedźma na widok ich dwoje cmoknęła krzywiąc się.

- Jakie to żałosne.

Mruknęła do siebie, po czym zwróciła się do chłopca.

- Mówiłeś, że są w domku Bobrów. A u Bobrów ich nie ma! Więc kłamałeś. Za to ten... faun zapłaci za to.

Edmund spojrzał na Tumnusa i Lilę. Oboje skinęli porozumiewawczo, że to ten moment.

- Czekaj! Mówili coś o Kamiennym Stole...

Palnął Edmund nie mogąc się powstrzymać.

- Cóż, uratowałeś mu kilka minut. Ale to i tak mu nie pomoże. Zabrać go.

Powiedziała Wiedźma. Kiedy zabrano Pana Tumnusa, ponownie zwróciła się do chłopca.

- No, może się jeszcze przydasz chłopcze. Czeka nas przejażdżka.

Spojrzała z grymasem na Lilę i na swojego karła oraz Wilka.

- Przygotujcie sanie. Dziewczynę zabierzcie ze sobą. Nie sądzę, żeby mi się przydała, ale zostawię ją sobie trochę do zabawy.

Po wydaniu rozkazów Mowgrim z Karłem zabrali szarpiącą się Gryfonkę. Edmund nie mógł się powstrzymać i zawołał za nią.

- Księżniczko Tânblaidd!

Zerwał się przy tym chcąc biec za nią. Jednak upadł przytrzymany przez kajdany na nodze. Biała czarownica zaśmiała się szyderczo z chłopca.

- Jakie to obrzydliwie urocze. Mały Edmund się zakochał i próbuje uratować nieznaną księżniczkę z tajemniczego królestwa. Och, nie martw się, jeszcze zobaczysz ją. Oczywiście zanim zabiję tę dziewuchę tuż przed tobą.

Jadis szydziła z młodego Pevensie jeszcze przez kilka minut zanim zaciągnęła go do przygotowanych sań. Ale nie spodziewała się niemiłej niespodzianki, jaka ją czekała. Głównie to pokiereszowany Karzeł, półprzytomny Wilk, połamane łańcuchy, którymi skuta była dziewczyna oraz oczywisty brak samej dziewuchy. Biała Czarownica aż zawyła z wściekłości. Nie mogła pojąć jak ta przeklęta dziewucha mogła uciec tuż pod jej nosem, kiedy na chwilę nie patrzyła. Edmund z kolei uśmiechnął się niespostrzeżenie pod nosem. Wtedy w swoje głowie usłyszał ciepły głos Lili, mówiący, że wkrótce będzie wolny i znów się zobaczą.



$$$$$

Mowgrim rzucił nią tuż obok sań, które przygotowywali. Gryfonka podniosła się z ziemi do siadu, prychnęła pod nosem i zaczęła chichotać. Zwróciła tym samym uwagę zgrai Wiedźmy. Patrzyli zaskoczeni z czego dziewczyna się śmieje.

- Idioci, wy nawet nie wiecie kim jestem i z kim zadarliście.

Zaśmiała się złośliwie i użyła swojej asgardzkiej magii aby się wyswobodzić. Odłamki łańcuchów poleciały w różnych kierunkach trafiając przy okazji Karła i Wilka. Rzuciła jeszcze kilka złośliwych zaklęć na tę dwójkę, po czym zmyła się otwierając portal sposobem Yennefer i zniknęła w nim.

$$$$

Wyskoczyła z portalu prosto w zaspę śniegu. Szybkim ruchem ręki zamknęła go, aby nie ruszyła za nią pogoń. Wstała ze śniegu, przemieniła się w lwicę i ruszyła przed siebie, aby dogonić pozostałe rodzeństwo Pevensie. Biegła najszybciej, ile mogła, aż w końcu była na tyle blisko nich by ją dostrzegli. Rozpędzona zatrzymała się przed nimi strasząc nieco Bobrów.

- Aaa to Ona! Wiedźma nas dorwała! Już po nas!


Zawołał pan Bóbr naprawdę przerażony.

- Czekajcie. Nie zrobię wam krzywdy. Jestem po waszej stronie. Po stronie Aslana.

Wysapała młoda lwica łapiąc oddech.

- Tak, a jak nam to udowodnisz?

Zapytał podejrzliwie Piotr. Lila westchnęła i magią ukazała swój medalion wilka.

- Jesteś tą spod znaku wilka?


Spytała odważnie najmłodsza z rodzeństwa.

- Tak Łucjo. Jestem.

Odparła Gryfonka przemieniając się z powrotem do pierwotnej postaci. Przed ich oczami widniała dziewczyna o biało-rudych włosach, dzikich szmaragdowo-żółtych oczach oraz ku ich zdziwieniu bosa w obszarpanym ubiorze. W niektórych miejscach było widać zaschniętą krew i parę blizn w odkrytych miejscach. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach od ogromnego wysiłku.

- Co ci się stało?

Zapytała Łucja podchodząc bliżej i pomagając jej utrzymać pion razem z siostrą.

- Czy to Biała Czarownica ci to zrobiła?

Dopytywała Zuzanna. Była bardzo ciekawa kim jest ta dziewczyna.

- Tak, to jej sprawka. Miesiąc spędzony w lochu podczas tortur ma swoje piętno.

- Nie chcę nic mówić, ale ty nas najwyraźniej znasz, a my ciebie nie.

W końcu Piotr odzyskał mowę.

- Wybaczcie, że się nie przedstawiłam. Ale jest mało czasu. Musimy jak najszybciej dostać się do obozu Aslana. Mam wieści o waszym bracie. Opowiem wam po drodze.

- Dobrze, a więc w drogę. Po drodze powiesz coś więcej o sobie.

Odparła Zuzanna zaczynając iść razem z Bobrami.

- Jestem Lila Calanthe Lokidotir. Zwą mnie też Tânblaidd, co znaczy Ognisty Wilk.

- Jesteś córką Lokiego? Jak ten Loki z mitologii nordyckiej?

- Tak Zuzanno.

- Więc co tu robisz?

Spytał Piotr. Nie za bardzo jej ufał. Ale dręczyło go w sprawie Edmunda.

- Ja... Ja się tutaj urodziłam. Moi rodzice tutaj przybyli dużo wcześniej zanim pojawiła się Jadis. Żyli tutaj długo, ale musieli wracać do świata, z którego przybyli, bo musieli go bronić. Teraz moja kolej by ocalić kraj, w którym przyszłam na świat. I zakończyć w końcu Tę przeklętą Zimę.

- Co z Edmundem?

Zapytała Łucja z nadzieją.

- Jest w porządku. I nie zdradził ani was, ani Aslana.

- Jak to?

Wtrącił pan Bóbr.

- Ta wiedźma nafaszerowała go jakimś eliksirem, który sprawia, że trzeba powiedzieć prawdę przy określonych pytaniach. Nie można kłamać. Potem ten eliksir od środka wyniszcza ofiarę, doprowadza do śmierci zatruwając organizm. Jeśli ofiara kłamie, skutek dalszego działania jest szybszy. Ja mam szczęście, że jestem odporna na wszelkie trucizny. Ale Edmund nie. Dlatego powiedziałam, że trzeba się spieszyć zanim trucizna zacznie wyniszczać.

- Jak to możliwe? Skąd to możesz wiedzieć?

- Podawała mi to świństwo. I jeszcze, żyje. Kłamałam jej prosto w twarz i wodziłam za nos, ile się dało.

- Jak ci się to udało?

- Cóż, jako córka boga psot i oszustw potrafię być bardzo przekonująca. A odporność na trucizny nabyłam podczas mutacji na Wiedźmina.

- Kim jest Wiedźmin?

Spytała Łucja, którą zaciekawił temat.

- To zmutowany człowiek, który powstał, aby bronić ludzi przed wszelkiego rodzaju potworami. Wiedźmini zabijają potwory, by chronić ludzi. Niektóre były na prawdę okropne.

Przez chwilę nikt się nie odezwał. Troje pozostałych dzieci zrozumiało jak ta dziewczyna może być niebezpieczna. Ciszę jednak przerwała najmłodsza z rodzeństwa.

- Lila, nie jest ci zimno?

Zapytała Łucja patrząc na łachmany dzikookiej.

- Nie, ale faktycznie powinnam coś zrobić z tym co mam na sobie.

Odparła Gryfonka. Machnęła ręką, a jej ubranie naprawiło się.

- Jak to zrobiłaś?

Spytała Zuzanna puszczając dziewczynę.

- Magia Zuzanno, magia.

Odparła panna Lokidotir uśmiechając się cwanie. Po chwili zdało się słyszeć krzyki Piotra jako reakcja na zielone włosy. Siostry zaśmiały się razem z Gryfonką, po czym ta chwilę później przywróciła włosy chłopca do poprzedniego stanu. Szli dalej rozmawiając, dopóki nie usłyszeli dźwięku dzwonków z sań.

- To ona!

- Chodu!

Zawołała Lilka razem panem Bobrem. Wszyscy ruszyli do biegu. Łucja trochę się potknęła, ale Gryfonka zwinnie podniosła ją, przerzuciła przez ramię i biegła dalej z resztą. Schowali się w znalezionej na szybko kryjówce i czekali co dalej będzie. Sanie zatrzymały się nie daleko nich. Nie byli pewni co robić, więc pan Bóbr poszedł sprawdzić. Po chwili wrócił krzycząc czy byli grzeczni, bo inaczej dostaną rózgę. Rodzeństwo Pevensie niepewnie wyszło z kryjówki obawiając się Białej Czarownicy. Lila jednak wyszła odważnie naprzeciw. A czując znajomą magię, podbiegła do długobrodego mężczyzny i rzuciła się na jego szyję.

- Nick, jak dobrze cię tutaj widzieć.

- Ciebie również księżniczko.

Odparł wesoło staruszek, wołając bliżej pozostałych. Starsi z rodzeństwa Pevensie nie mogli uwierzyć kogo widzą.

- Co Zuza, mówiłaś, że nie istnieje.

Łucja roześmiała się podbiegając do Mikołaja. Brodaty jegomość uśmiechnął się do niej i zaczął rozdawać prezenty. Lila stała obok niego i uśmiechała się. Wiedziała, że będzie jako ostatnia.

- I wreszcie twoja kolej moja droga. Coś godnego odzienia księżniczki i coś co pomoże ci się wyleczyć do końca. Jak cię dobrze znam, Tânblaidd, resztę masz przy sobie. Możesz im już je pokazać, skoro powiedziałaś im o Próbie Traw.

Powiedział Mikołaj podając jej czerwono-złotą suknię, pantofle w tym samym odcieniu oraz kilka woreczków.

- Gdyby ci czegoś zabrakło lub potrzebowała, włóż karteczkę z nazwą tego do tego najmniejszego woreczka, a po chwili pojawi się w nim. Wiesz jak to wszystko wykorzystać, prawda?

Dodał brodacz trzymając Lilę za ręce.

- Dziękuję Nick, to wszystko czego teraz potrzebuję.

Odparła Gryfonka przytulając go na pożegnanie. Dobrze wiedziała, że ma teraz dużo roboty z wielkim worem w saniach.

Mikołaj pożegnał się z nimi dając przestrogę rodzeństwu Penvensie, po czym wsiadł do sań i odjechał w dal. Lila przy pomocy magii przebrała się, a woreczki wsadziła do kieszeni. Uprzednio połknęła szczyptę czegoś z jednej sakiewki i od razu poczuła się lepiej. Wiedźmińskie zioła lecznicze działały natychmiastowo regeneracyjnie.

- No to w drogę. Ruszajmy, czas nas goni.

Powiedziała Lila do pozostałych. Oniemiały Piotr z jej wdzięków nie mógł ruszyć się z miejsca. Na to odezwał się pan Bóbr.

- No rusz się chłopie. Nie pamiętasz co Mikołaj powiedział?

- Że zima dobiega końca.

Wtrąciła Zuzanna.

- No właśnie! Lód i rzeka stopnieją!

- Nie ma czasu. Długa droga przed nami.

Dodała pani Bóbr. Ruszyli dalej w drogę. Szli kawałek, aż dotarli do miejsca, gdzie można było zejść na zamarzniętą jeszcze taflę rzeki. Dotarli jakiś czas później w okolice wodospadu, kiedy dogoniło ich stado wilków. Doszło do małej potyczki, ale została ona przerwana przez lecącą wodę ze skalnego urwiska. Oczywiście zmarzlina na wodospadzie puściła, a co za tym idzie wszystko poleciało wprost na nich. Piotr jedynie zdołał wbić swój miecz w ostatni kawałek lodu przed sobą i kazał dziewczynom złapać się go zanim rozpędzona woda uderzyła w nich. Płynęli rwącą rzeką przez jakiś czas, aż dzięki Bobrom dotarli do brzegu. Na ląd wyszła Zuza i Piotrek.

- Coś ty narobił?

Zapytała Zuzanna, kiedy spostrzegła brak Łucji i ich ognistowłosej towarzyszki. Piotr już miał coś powiedzieć, gdy usłyszeli za sobą głos ich młodszej siostry i chichot Lili. Obie szły przemoczone do suchej nitki. Łucja trochę pocierała swoje ramiona, z kolei Lila chowała jakieś miecze do pochwy na plecach. Zuzanna domyśliła się, że to musiało być to, o czym wspominał Mikołaj.

- Chyba zgubiłam płaszcz.

Kamień spadł z serca starszemu rodzeństwu, a pani Bobrowa zapewniła dziewczynkę, że za niedługo nie będzie im potrzebny pokazując powoli rozkwitające na drzewie pąki. Lila zaśmiała się i magią wysuszyła siebie i pozostałe dzieci z wody, aby nie było im zimno. Kawałek dalej zrzuciła ze stóp pantofle i dalszą drogę szła uśmiechnięta boso chowając buty w magicznej przestrzeni.

- Jak ja uwielbiam to robić.

Powiedziała odwracając się do Zuzanny i Łucji. Dziewczęta zaśmiały się i zaczęły ją gonić. Piotr przyglądał się im uśmiechając pod nosem. Wyglądały tak beztrosko w tej chwili nie licząc sytuacji, w której się znajdowali.

Szli dalej, aż w końcu dotarli do obozu Aslana. Rodzeństwo szło pomiędzy namiotami nieco niepewnie wraz z państwem Bobrów w kierunku największego z nich. Z kolei ich towarzyszka została nieco w tyle przystając co chwilę i witając się z innymi obozowiczami. Zauważywszy, że rodzeństwo dotarło pod namiot Aslana, grzecznie zakończyła rozmowę z jednym Centaurem i puściła się biegiem zmieniając się w młodą lwicę. W porównaniu z innymi dorosłymi dzikimi kotami mijanymi po drodze była praktycznie, jeszcze prawie że lwiątkiem. Pod namiot dotarła w momencie, gdy Aslan wyszedł z niego, a wszyscy pozostali uklękli przed nim. Widział ją jak biegnie wprost w niego, tak jak i jej psotny uśmieszek. Wiedział już co młoda lwica chce zrobić i pozwolił jej na to. W końcu była to jego psotna chrześnica.


Ta spod znaku wilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz